W orszaku weselnym nie mówi się o problemach małżeńskich, więc odczekałem. Już po rocznicy, po „hucznych” obchodach stulecia Bitwy Warszawskiej, jednej z tych, która przesądziła o losach ludzkości. Ktoś przemówił, ze trzy samoloty puściły biało-czerwone smugi na niebie, ktoś zaśpiewał, zatańczył, było minęło… Czy tak miało być?
Że umniejszam, że bagatelizuję, że ważę sobie lekce, że pan premier w paru obcojęzycznych gazetach coś-tam w temacie…? Więc spytam wprost: co po obchodach stulecia „cudu nad Wisłą” zostanie - nie w świadomości nas, Polaków, lecz właśnie tych obcojęzycznych? Że był Mike z USA i my, teraz, jak nigdy…? Odpowiem po swojemu, kto chce, niech mi nawtyka, że nie mam racji, wbrew temu, co snują zawsze nam życzliwi sąsiedzi zza Buga i Odry, w wolnym kraju żyjemy, mamy wolność słowa…
Jak dla mnie, obchody stulecia Bitwa Warszawskiej, acz uroczyste, to był „miś na skalę naszych możliwości”, który, niestety, nie odpowiada żywotnym interesom Polek i Polaków i tym misiem nie otworzyliśmy oczy niedowiarkom, ani w kraju, ani poza granicami. Świętowanie tej naszej zwycięskiej kontrofensywy, jednej z tych, co podkreślam, która przesądziła o losach ludzkości, przeszło może nawet nieco gorzej niż te pierwszomajowe z „najlepszych” czasów PRL. Że pandemia…? A co ma covid 19 do 1920…? - miał być łuk triumfalny, gdzie on jest…? Gdzie jest, pytam?! Przez słownie sto minionych lat nie potrafiliśmy upamiętnić bitwy, która uchroniła nie tylko nasz kraj przed ponownym wymazaniem z mapy, ale całą Europę, tak, całą chrześcijańską Europę przed czerwoną zarazą… - niemieccy komuniści już przygotowywali czerwone flagi…
„Po trupie białej Polski prowadzi droga do światowego pożaru”
– zagrzewał czerwonoarmistów do boju głównodowodzący w wojnie polsko-bolszewickiej Michaił Tuchaczewski. I co? Łuku triumfalnego jak nie było, tak nie mamy. Gorzej, do symbolem Warszawy, dziś podświetlonym na tęczowo, pozostaje Pałac Kultury i Nauki imienia Józefa Stalina, który nasz kraj skąpał w krwi, doprowadził do zagłady Warszawy, zniewoli, okroił, po czym uczynił nadzorcą tej sowieckiej budowli Wiaczesława Mołotowa - gdyby ktoś zapomniał, tego który kilka lat wcześniej podpisał pakt z ministrem spraw zagranicznych III Rzeszy Joachimem Ribbentropem o kolejnym rozbiorze Polski… Pałac jest, o paranojo, nawet ze statusem nietykalności, a łuku nie ma…
Miał być w zamian pomnik, który „nie wykluczał budowy łuku”, mówił na początku roku minister kultury i - uwaga - dziedzictwa narodowego Piotr Gliński, byłem przy tym, gdy to mówił. Pomnik-zamiennik, ni pies, ni wydra, ni coś na kształt świdra, ostatecznie odgórną decyzją podwyższony w stosunku do projektu, żeby było go lepiej widać… - też nie powstał. Nie wiem komu strzeliło do głowy, by stawiać w Warszawie kolejny obelisk, ale był to chyba ktoś, kto źle życzy temu sponiewieranemu miastu. Już widzę oczami wyobraźni te tłumy polskich i zagranicznych turystów walących pod ten świder, aby złożyć kwiaty w podzięce za uratowanie Europy od komuny… Oto przykład, jak można spaprać, obrócić w niwecz ideę upamiętnienia czegoś tak ważnego, a tak nieznanego światu jak bitwa decydująca o jego losach… I nie pomoże tu nawet sto tekstów premiera w obcojęzycznych gazetach.
Krótko mówiąc, łuku triumfalnego, nowego symbolu Warszawy nie ma! Tak jak nie ma „pomnika świateł” przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu, doskonałej w formie i treści idei, wspieranej przez absolutnie wszystkich, których znam, wyłączywszy zaślepionych przeciwników PiS z Platformy Obywatelskiej z warszawskiego magistratu, za czasów prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. I w tym przypadku zamiast – przepraszam, jakkolwiek to zabrzmi – atrakcji turystycznej, magnesu dla przyjezdnych, zaprojektowanego przez prof. Pawła Szychalskiego, dzięki czemu wszyscy dowiadywaliby się o największej w naszych najnowszych dziejach, podsmoleńskiej tragedii, w której straciło życie 96 wybitnych postaci naszego życia politycznego i społecznego, z dwoma prezydentami Rzeczypospolitej Polskiej, urzędującym Lechem Kaczyńskim i Ryszardem Kaczorowskim, ostatnim prezydentem RP na uchodźstwie włącznie, mamy co…? Z całym szacunkiem, zastępczy, mizerny „Pomnik ofiar” na pl. Józefa Piłsudskiego? Ktoś go odwiedza, poza okazjonalnie składającymi wieńce i prowokatorami wdrapującymi się na te schody…? Przyciągają uwagę, uczą, uświadamiają, komuś coś objaśniają…? O to chodziło? Że już nie wspomnę o rozpoczętej odbudowie, a zasypanej za rządów PO, Pałacu Saskiego… Śmiem powiedzieć, że gdyby nie śp. prezydent Lech Kaczyński, który de facto do dziś nie ma ulicy Jego imienia w Warszawie, do dziś nie mielibyśmy Muzeum Powstania Warszawskiego.
W orszaku weselnym nie mówi się o problemach małżeńskich, więc odczekałem. Ktoś przemówił, ze trzy samoloty puściły biało-czerwone smugi, ktoś zaśpiewał, zatańczył… O to chodzi…? Coś ktoś spaprał, coś o wręcz dziejowym znaczeniu dla naszego narodu. Prawo i Sprawiedliwość rządzi od pięciu lat. Nie chce, czy nie potrafi nawiązać do tych tak ważnych wydarzeń w naszej i nie tylko naszej najnowszej historii? Nie czekam na odpowiedź, niech udzielą jej sami sobie ci, którzy tę władzę sprawują, dodam, nie na zawsze…
Czy idea budowy łuku triumfalnego, pomnika świateł, czy odbudowy Pałacu Saskiego odłożone zostały ad acta?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/513660-obchody-1920-czyli-mis-na-skale-naszych-mozliwosci