Media, firmy producenckie, agencje artystyczne, firmy fonograficzne, wydawnictwa, instytucje kultury, festiwale, teatry, organizacje pozarządowe – wszystkie te przestrzenie są dziś zdominowane przez wyznawców lewicowo-liberalnego nurtu. Biznes hojnie wspiera kulturalno-lewicowe inicjatywy, a strona konserwatywna pozostaje daleko w tyle. I choć przez lata właśnie ten nurt był uprzywilejowywany przez lewicowe i liberalne rządy, rośnie w siłę także za rządów prawicowych. Neomarksistowskie autorytety objęły panowanie nad stanem umysłu polskiej młodzieży. Konserwatywnej alternatywy wciąż nie ma. Czas wreszcie podjąć działania, które pozwolą popkulturę odzyskać. Jesteśmy spóźnieni o co najmniej dwa pokolenia.
Kolejne fale oburzenia po manifestacjach poparcia dla postulatów środowisk LGBT+ zatrzymują się w tym samym martwym punkcie. Nie wyciąga się wniosków, nie analizuje się sytuacji, nie myśli się o strategii ani nie szuka pomysłów na odbicie zawłaszczonej przez lewicę kultury. Brakuje myślenia całościowego i długofalowego. Nie ma współpracy, zjednoczenia sił, wspólnego szturmu w dobrej sprawie. Są działania rozproszone, punktowe i w efekcie słabe. I choć prawica jest przy władzy już drugą kadencję, choć przeznacza potężne środki finansowe na kulturę, nadal jesteśmy bezbronni. Młodzież porywana jest przez swoje muzyczne, filmowe i modowe autorytety w świat, dla którego wciąż nie ma konserwatywnej alternatywy. Zapytano kiedyś Jerzego Owsiaka, dlaczego na Woodstocku nie ma przedstawicieli polskiej prawicy. Co odpowiedział?
„Zróbcie swój festiwal i zapraszajcie kogo chcecie. My zapraszamy tych, którzy mieszczą się w filozofii naszego spotkania…”
Trudno odmówić mu racji.
Lewicowa popkultura budowana pieczołowicie przez lata ma swoją siłę przekazu i w żaden sposób nie ustąpi. Z roku na rok jest coraz silniejsza i jak na razie bezkonkurencyjna. Karmi młodych ludzi antykatolicką, tęczową narracją i wyznacza im rewolucyjne cele. Młodzi artyści wchłaniani są przez nią błyskawicznie. Dobrze wiedzą, że szanse na zrobienie kariery mają tylko wtedy, gdy popłyną z nurtem. Jeśli uderzą w nuty patriotyczno-katolicko-narodowe, zostaną wypluci przez mainstream. Niewielu ma siłę, by się temu oprzeć. To samo dotyczy doświadczonych twórców, ale i szefów instytucji kultury. Lewica zrobi wszystko, by dyrektorami teatrów, muzeów czy filharmonii byli ich przedstawiciele. Tylko wtedy będą przecież w stanie narzucić odpowiedni przekaz. Konserwatyści są więc regularnie sekowani. W efekcie mamy repertuary obfitujące w takie dzieła jak „Klątwa”, „Do Damaszku” czy inne eksperymentalne interpretacje. Ale to nie wszystko. Dzieje się coś znacznie bardziej niebezpiecznego. Instytucje państwowe, które powinny zadbać o zagospodarowanie konserwatywnych artystów, promują twórców lewicowych.
Powstają oczywiście pojedyncze inicjatywy, filmy, wystawy czy koncerty, ale to wszystko ginie. Nie ma spójnego, przemyślanego systemu tworzenia popkultury. Nie ma myślenia długofalowego, strategicznego. Można odnieść wrażenie, że bożek oglądalności zawładnął myśleniem decydentów. Wolą odgrzewać bez końca stare, zagraniczne przeboje, niż budować nowy nurt, uwolnić nową energię, zagospodarować nowe talenty. Odtwórczość i banał wygrywają z dziejową odpowiedzialnością za odbicie popkulturowego przekazu, za wykreowanie nowego, silnego nurtu. Zenek Martyniuk z prymitywną treścią discopolowych rąbanek nie wypełni kulturotwórczej roli, jaka jest fundamentalnym wyzwaniem obecnych czasów.
To ostatni moment na oprzytomnienie. Czas postawić na mocną, atrakcyjną kulturę. Taką, która pociąga, podnosi i formuje. Taką, która porywa młodych ludzi, daje im mądre autorytety. Wystarczy już tych banalnych wymówek, że skazani jesteśmy na lewicową kulturę, bo taki jest mainstream, bo takie jest finansowanie. Od kilku lat pieniądze i media są po stronie konserwatywnej. Nie wolno tego zmarnować. Grzech zaniechania w tej kwestii jest grzechem śmiertelnym.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/513160-jesli-prawica-nie-odbije-popkultury-przegra-wszystko