„Transfobia jest, podobnie jak homofobia i wszystkie fobie, batem na ludzi, którzy stukają się w głowę. Oni mają uznać, że tożsamość człowieka jest kwestią dowolnego wyboru. To zabrzmi śmiesznie, ale osobę, która uważa się za mysz, będziemy musieli chronić przed kotami” - powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Wojciech Roszkowski, historyk, autor książki „Roztrzaskane lustro. Upadek cywilizacji zachodniej”.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Spór z ideologią LGBT w Polsce toczy się intensywnie od dłuższego czasu. Ale wydaje się, że „tęczowa rewolucja” nabiera nowego tempa za sprawą ostatnich wydarzeń związanych z zatrzymaniem aktywisty Michała Sz., który sam przedstawia się jako kobieta o imieniu „Margot”. Jak Pan Profesor postrzega ten proces i zdarzenia wokół zatrzymania wspomnianego działacza LGBT?
Prof. Wojciech Roszkowski:Szczerze mówiąc, to właśnie się nad tym zastanawiałem. Bo obejrzawszy różne informacje i dyskusje na ten temat, dochodzę do wniosku, że w sferze publicznej zwolennikom ideologii LGBT udało się w dużej mierze przesunąć cały ten spór z jakiegoś ideologicznego zaczadzenia na prawie normalny spór polityczny czy ideowy. Otóż w tej kwestii mam następujące uwagi. Jeżeli ktoś podszywa się pod kogoś innego, nieuchronnie prowadzi to do nadużyć. Przecież stan prawny i tożsamość obywatela jest bardzo często weryfikowana - w banku, na poczcie, czy urzędzie. Jesteśmy proszeni o dowód osobisty i występujemy jako obywatel X czy Y o określonych parametrach. To pewien stan prawny i jeżeli ktoś go fałszuje publicznie, to pytanie, w jakim celu? Bardzo często w celu uniknięcia odpowiedzialności. Weźmy przykład, że przestępca udaje, że nie jest Kowalskim tylko Kwiatkowskim. Obowiązkiem policji i prokuratury jest ustalenie, kim on jest. Bo tylko ten konkretny tożsamy obywatel może odpowiadać za swoje czyny. Jeżeli więc ktoś podszywa się pod kogoś innego, to jest to mistyfikacja, która podlega ocenie prawnej. W tym przypadku mamy do czynienia z osobą, która popełniła przestępstwo. Oczywiście, ustalenie winy będzie należało do sądu, ale widzieliśmy, co ten człowiek zrobił. Jego zasłanianie się inną tożsamością i flagą o barwach tęczy, niepełnej co prawda, moim zdaniem również nadaje się do badania psychiatrycznego. Dlatego, że jeżeli ktoś ma w dowodzie napisane „mężczyzna”, a uważa się za kobietę, to należy zbadać jego poczytalność. To trochę tak, jakby ten dżentelmen stwierdził, że jest Napoleonem. Proszę zauważyć, że teraz państwo jest ubezwłasnowolnione i oczekuje się od niego, że potraktuje to poważnie.
A z drugiej strony popłyną oskarżenia o transfobię. Ich ofiarą padł już nawet szef Radia Nowy Świat, który na antenie nazywał Michała Sz. mężczyzną…
Transfobia jest, podobnie jak homofobia i wszystkie fobie, batem na ludzi, którzy stukają się w głowę. Oni mają uznać, że tożsamość człowieka jest kwestią dowolnego wyboru. To zabrzmi śmiesznie, ale osobę, która uważa się za mysz, będziemy musieli chronić przed kotami. W światku, gdzie pewnie ten dżentelmen trafi, nazywa się to „rżnęciem głupa”. Ta metoda jest stosowana przez przestępców i oczywiście każdy w swojej sprawie ma do tego prawo, ale nikt nie powinien się na to dawać nabrać, a tym bardziej sąd i media. Teraz taki pojedynczy przypadek nie wydaje się być groźnym. Zaczyna być groźny, jeżeli nagle znajduje obrońców i manifestantów, którzy w tej prowokacji dalej biorą udział. Ale powiem więcej. Ten przypadek jest groźny, jeżeli słyszę, że przedstawiciele partii opozycyjnych reprezentowanych w parlamencie nazywają tego dżentelmena „Margot”. To jest groźne, dlatego że idą na to wariactwo. Chcą nas zmusić do tego, żebyśmy uznawali, że ktoś, kto uważa się za kogoś innego, jest w prawie. Nie, nie jest w prawie.
Rzeczniczka SLD Anna Maria Żukowska powiedziała ostatnio, że „dopóki środowiska LGBT+ walczyły o swoje prawa w sposób pokojowy i kolorowy to nie było żadnego efektu”. Co więcej, zasugerowała, że „bunt i rewolucja nie są grzeczne”. Grozi nam zaostrzenie kursu owych tęczowych rewolucjonistów?
Dobrze, jeżeli rewolucja nie jest grzeczna i czytam gdzieś, że należy „… państwo prawa”, to jak wyglądają obrońcy tych demonstrantów, jeżeli oni jednocześnie bronią państwa prawa. Musimy się zdecydować, albo jesteśmy na gruncie państwa prawa, albo na gruncie rewolucji. Rewolucje to obalanie istniejącego systemu, a w każdej konstytucji, w każdym kodeksie takie działania są karane. Jeżeli więc pani posłanka nie zastanawia się nad tym, co mówi, że „rewolucja nie jest grzeczna”, to konkretnie, co? Co to znaczy? Będzie do nas strzelać? Pani Żukowska jest nadal posłanką czy też jest zwolenniczką gwałtownego obalenia systemu politycznego? Na dobrą sprawę bagatelizuje problem, twierdząc, że państwo prawa to coś, co można wyśmiać, albo można być „niegrzecznym” wobec niego. Państwo prawa powinno być bronione przez jego instytucje i nie można robić sobie wygłupów, czy w mniej lub bardziej otwarcie nawoływać do jego niszczenia.
Jednak widzimy wzmożenie w środowisku aktywistów LGBT. Pojawia się hasło „Stonewall”, nawiązujące do zamieszek w Stanach Zjednoczonych w 1969 roku, które uznaje się za początek tego ruchu. Czy działacze LGBT nie próbują właśnie uczynić z ostatnich wydarzeń swoistego katalizatora dla swojej rewolucji?
Myślę, że do tego zmierzają. Tylko znów odwołam się do kategorii zdrowia psychicznego. Jeżeli ktoś, nawołując do rewolucji i głosząc hasła, których słowa trzeba wykropkowywać, a jednocześnie twierdzi, że zwalcza mowę nienawiści, to – przepraszam za dosłowność – nadaje się do psychiatry. Bo nie zauważa, czym są te wykropkowane słowa, jakich epitetów, jakiej nienawiści, wrogości, niegrzeczności - cytując panią posłankę – chce używać. Albo jest się na gruncie państwa prawa, albo na gruncie rewolucji i niech nie powołuje się na mowę nienawiści. Bo jest to kolejny frazes, który ma działać tylko jednostronnie. Ruch ośmiu gwiazdek też walczy z mową nienawiści. Nie można jednocześnie być po obu stronach logiki.
Polska jeszcze jakoś opiera się przed skutkami ofensywy ideologii LGBT. Pytanie tylko, czy jesteśmy jeszcze w stanie powstrzymać tę falę?
Chciałbym, żeby tego sporu nie postrzegać jako sporu lewicy z prawicą. Nie o to chodzi, lecz o zdrowy rozsądek i używanie logiki. To jest wojna cywilizacyjna, w której po jednej stronie są ludzie, którzy uważają, że należy kierować się prawem, zdrowym rozsądkiem, obyczajem, kulturą, a po drugiej stronie są barbarzyńcy, którzy rozsadzają wszystko, również jeżyk, używając neologizmów, które mają zastraszyć, stworzyć wrażenie, że ktoś im szkodzi, podczas gdy to oni szkodzą i podważają fundamenty życia społecznego. Wydaje mi się, że jeżeli państwo będzie się cofać, to wszyscy na tym stracimy. Nota bene, już obserwujemy nawet po stronie lewicowych kręgów intelektualnych pewną refleksję. Był list grona ponad stu osób, wybitnych autorytetów dawnej lewicy, w którym zaalarmowani rozmiarami i gwałtownością tej ofensywy, zauważyli, że niszczy ona nasze życie społeczne. Myślę, że w Polsce jesteśmy o parę lat opóźnieni, jeśli chodzi o tę rewolucję i chciałbym naprawdę doczekać, kiedy nasze autorytety lewicowe zmądrzeją i zauważą, do czego to prowadzi.
I żeby rewolucja nie pożarła własnych dzieci…
Dokładnie. Bo to pożera nas wszystkich. To jest wojna cywilizacyjna, a napastnikiem są barbarzyńcy.
Not. ak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/513023-nasz-wywiad-prof-roszkowski-to-spor-z-barbarzyncami