Zainteresowanie Polski sprawami Białorusi wynika ze spraw oczywistych: to nasz sąsiad, mieszka tam kilkaset tysięcy Polaków, geopolitycznie losy Białorusi są dla nas kluczowe. Zrozumiałe jest również wsparcie dla procesów demokratycznych, dla opozycji, duszącej się pod butem autorytaryzmu. Wynika to z tradycyjnych polskich odruchów, ale także z dziedzictwa „Solidarności”, i naszego doświadczenia walki o wolność. Wiemy, jak smakuje brutalna „real-politik” w sytuacji, gdy jest się ofiarą. To dlatego Polska musi być - i jest - aktywna.
Jednocześnie jednak musimy zachować chłodną głowę. Przede wszystkim dlatego, że nie znany odpowiedzi na dwa zasadnicze pytania. Po pierwsze, czy białoruska opozycja jest dziś w stanie zapewnić choćby koślawą niepodległość Białorusi. A po drugie, czy reprezentuje wyłącznie siebie, czy też jej sukcesy wynikają również z jakiejś szerszej rozgrywki.
Kilka dni temu znany białoruski polityk Aleksander Milinkiewicz, główny rywal Aleksandra Łukaszenki w 2006 roku, stwierdził:
ztabowi Cichanouskiej chodzi głównie o to, by na ulice wyprowadzić jak najwięcej ludzi. Ale co dalej? Dotychczas opozycyjni rywale Łukaszenki mieli doradców i piarowców. Każdy wiedział, kim są. Teraz nie wiemy, kto pisze scenariusz dla jej sztabu. Gdyby została prezydentem, miałaby uprawnienia Łukaszenki, a państwem kierowaliby ludzie z jej sztabu, o których nic nie wiemy. To byłoby zbyt duże ryzyko dla mojej ojczyzny. Zawsze powtarzam: kochajcie Białoruś bardziej, niż nienawidzicie Łukaszenkę.
Milinkiewicz podkreślił, że „na czele niekontrolowanych tłumów mogą szybko stanąć prowokatorzy”. Zarzuca także opozycji brak programu:
Chodzi wyłącznie o mobilizację przeciwników reżimu. Ludzi mają dosyć rządów i nie chcą dalej tak żyć. Sytuacja gospodarcza jest zła, wszyscy mają dosyć chamstwa władz, a rządzący nie mają żadnego planu rozwoju kraju. Łukaszenko jest prezydentem ubiegłego wieku i nie rozumie, że naród ma dosyć. Białorusini protestują i dobrze robią, ale ktoś sprytnie wykorzystał te nastroje.
Milinkiewicz chciał chyba powiedzieć coś więcej, ale zatrzymał się w pół słowa.
Bez wątpienia ciekawy jest fakt, że Łukaszenka popadł w tak poważne kłopoty w momencie, gdy zdecydował się na szukanie alternatywnych źródłem ropy, i to ze wsparciem Stanów Zjednoczonych. Owszem, jednocześnie dochodzi do głosu nowe pokolenie, które ma dość zastanego świata, buty władz, braku perspektyw, blokowania aktywności społecznej, represji wobec środowisk niezależnych, i które nie pamięta lat 90., tak traumatycznych w obszarze postsowieckim. Ale wiemy również, że tzw. „kolorowe rewolucje” często mają bardziej złożone tło, niż można sądzić na pierwszy rzut oka.
Ważne jest jeszcze jedno pytanie: jaka będzie Białoruś pod rządami opozycji? Jaki będzie stosunek tego kraju do współczesnej Polski? Czy nie będzie tak, że za pomoc zagraniczną, głównie z Zachodu - bez której Mińsk demokratyczny nie przeżyje nawet pół roku, a może i miesiąca - będzie płaciła swego rodzaju agresją wobec konserwatywnego rządu w Warszawie? Już dziś widać, że lewica sporo zainwestowała w protesty na Białorusi.
Przed polską dyplomacją, przed państwem polskim, bardzo trudny egzamin. Jak wypełnić polski obowiązek wspierania demokratów, ale jednocześnie zabezpieczyć fundamentalne interesy Rzeczypospolitej? Prostych odpowiedzi nie ma, ale trzeba o tym rozmawiać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512976-musimy-zachowac-chlodna-glowe-wspierac-ale-i-pytac