Ruch „Nowa Solidarność” Rafała Trzaskowskiego jeszcze na dobre nie wystartował, a jego lider zaliczył już znaczącą polityczną wpadkę. Prezydenta Warszawy nie było w stolicy w miniony weekend, co wytknięto mu podczas sobotniej demonstracji zorganizowanej przed Pałacem Kultury i Nauki w obronie zatrzymanego przez policję aktywisty LGBT.
„Gdzie jesteś!? Wstyd!”
Trzaskowski tłumaczył się urlopem i odwożeniem dzieci na wakacje, ale to bardzo słabe usprawiedliwienie. Na pewno nie przekona osób, które w sobotnie popołudnie zgromadziły się w centrum Warszawy, aby solidaryzować się z Michałem Sz. - przedstawiającym się jako Małgorzata Sz. „Margot”. Kilka wpisów na Twitterze nie wystarczy, ale to dopiero początek tęczowych problemów wiceszefa Platformy Obywatelskiej i jego ugrupowania.
Zaprośmy tutaj naszego gospodarza, który niedawno podpisał kartę LGBT+. Gdzie jest prezydent Trzaskowski, kiedy policja odwozi ludzi nie wiadomo dokąd, kiedy dzieciaki rzucają się pod pociągi metra, kiedy liczymy kolejne osoby, które wyjeżdżają z najbardziej liberalnego polskiego miasta? Gdzie jesteś!? Wstyd! Panie Prezydencie, wstyd!
—wołał w sobotę ze sceny Hubert Sobecki z organizacji Miłość Nie Wyklucza.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Trzaskowskiego jednak w Warszawie nie było. O „kosztownej” nieobecność wiceszefa Platformy napisała nawet „Gazeta Wyborcza”.
Polityk, który zebrał 10 mln głosów, rozbudza oczekiwanie, że będzie liderem. Trzaskowski tym nadziejom nie sprostał. Zniknął, gdy w centrum Warszawy policja łamała prawa demonstrantów
—napisał dziennikarz warszawskiego wydania „GW” Michał Wojtczuk.
Zemsta Karty LGBT
Trudno, żeby aktywiści LGBT nie domagali się od Trzaskowskiego zaangażowania w ważne im sprawy, skoro to on był pierwszym samorządowcem w Polsce, który podpisał Kartę LGBT. Trzaskowski który nigdy nie ukrywał swoich liberalnych poglądów, chyba nie zdawał sobie sprawy ile przyjdzie mu za ten podpis zapłacić. Nieco trzeźwiejszy ogląd sytuacji miało ówczesne szefostwo Platformy, które wiedziało, że owinięcie się prezydenta Warszawy tęczową flagą, tylko przysporzy problemów partii. I tak się rzeczywiście stało. Temat LGBT był pierwszym tematem nie tylko ostatnich wyborów prezydenckich, ale również wyborów do Parlamentu Europejskiego, a później także wyborów do Sejmu i Senatu. Wszystkie te wybory Platformy przegrała, a wielu komentatorów podkreślało, że na tę porażkę zapracowały również środowiska LGBT swoją często skandaliczną „aktywnością”. Platforma próbowała więc lawirować pomiędzy obroną „słabszych”, a byciem partią centrową. Ten slalom uprawiał również w ostatniej kampanii Trzaskowski, który jak diabeł święconej wody unikał używania skrótu LGBT. Dziś płaci za to cenę.
Trzaskowski od miesięcy ucieka przed natrętnie przyczepianą mu przez PiS i TVP łatką obyczajowego radykała, zwolennika rewolucji LGBT. Skrótu LGBT na wszelki wypadek w ogóle nie wymawia, podczas kampanii posługiwał się słowną kalką obrony „słabszych”, nie chcąc używać słów „gej” czy „lesbijka”. Przez to (…) uważany jest teraz przez działaczy LGBT za konserwatywnego kołtuna. Na sobotnim wiecu został po prostu wygwizdany
—zauważa Wojtczuk.
Ale to jest ceną, którą Trzaskowski z całą Platformą płaci za próbę sytuowania się na scenie politycznej jako partia centrowa, która jednocześnie nie cofa się przed „łowieniem” wyborców wśród elektoratu lewicy, także tego spod tęczowej flagi. Problemy rodzą się, gdy trzeba opowiedzieć się albo po stronie Michała Sz., albo po tych, którzy protestują przeciwko profanacji figury Chrystusa na Krakowskim Przedmieściu. PO próbując zadowolić w tej kwestii wszystkich ponosi klęskę, bo wszystkich zadowolić w tak drażniącej sytuacji się po prostu nie da. Efekt jest taki, że Trzaskowskiego wygwizdano przed PKiN.
Lider na pół etatu
Ta sytuacja pokazuje również, że próba utworzenia wokół Trzaskowskiego jakiegoś nowego ruchu, któremu nadano roboczą nazwę „Nowej Solidarności”, musi spełznąć na niczym. Na pewno Platforma nie może liczyć na 10 mln wyborców, którzy oddali w II turze wyborów głos na wiceszefa tej partii. Pisaliśmy o tym wielokrotnie na naszym portalu, ale widzą to również inni. Tutaj znów wrócę do tekstu Wojtczuka, który pisze tak:
Trzaskowski wpadł w pułapkę, o której ostrzegano już tuż po wyborach: szalenie ciężko jest być jednocześnie i prezydentem miasta, i przywódcą ruchu społecznego. Jedno i drugie wymaga zaangażowania właściwie 24 godziny na dobę. Próba godzenia obu tych zadań grozi tym, że żadne z nich nie będzie wykonywane tak, jak należy. (…) Nie można być liderem ruchu obywatelskiego, nie stając na czele obywateli, nie prowadząc ich, nie dając przykładu, otuchy, nadziei.
Tęczowa rewolucja, która nabiera w Polsce na sile, będzie problem nie tylko dla partii rządzącej, ale także dla Platformy Obywatelskiej i ruchu, która ma powstać wokół prezydenta Warszawy. Partia Borysa Budki konserwatywną kotwicę, o której mówił kiedyś Grzegorz Schetyna, już dawno wciągnęła na pokład. Platforma rywalizuje z Lewicą nie od dzisiaj, ale czy teraz coraz śmielej będzie wchodzić pod tęczowy parasol?
CZYTAJ RÓWNIEŻ: TYLKO U NAS. Senator PO: Rafał Trzaskowski teraz wystarczająco wspiera środowisko LGBT. Nie będzie robić czegoś, co jest nieracjonalne
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512969-teczowe-problemy-trzaskowskiego-i-platformy-obywatelskiej