Erika Steinbach, której żaden przodek nie miał nic wspólnego z ziemiami na wschód od Odry, mogła sobie być „Wypędzoną”. Tak jak „Margot” może sobie być lesbijką
— czytamy w tekście Piotra Skwiecińskiego na Facebooku.
Były dziennikarz tygodnika „Sieci” odniósł się do sprawy aktywisty o pseudonimie „Margot”. Przy tej okazji przypomniał postać Eriki Steinbach.
Przywołał postać byłej szefowej niemieckiego związku „wypędzonych” – Niemców, którzy musieli opuścić tereny zajęte przez Armię Czerwoną, które po wojnie przypadły Polsce.
Skwieciński przekonuje, że Steinbach nie miała nic wspólnego z tzw. Ziemiami Odzyskanymi. Związku z nimi nie miał też nikt z jej rodziny. Porównał tę sprawę do sytuacji Michała Sz., który podaje się za kobietę.
Dowiedziawszy się o tym, liczni Polacy z tryumfem informowali o tym swoich znajomych Niemców, uważając że oto podnieśli ważny argument: oto cała kreacja Eriki Steinbach jest właśnie kreacją, ona nie jest tym, za kogo się podaje.To jest jakiś jeden wielki szwindel! - mówili naiwni Polacy. I spotykał ich srogi a niezrozumiały zawód - oto Niemcy wzruszali ramionami. I w ogóle nie podejmowali dyskusji na ten temat temat. Polacy byli zdumieni
– pisze Skwieciński.
I tłumaczy dlaczego można tę sytuację porównać do zamieszania wokół Michała Sz.
Dyskusja o samoidentyfikacji skandalem
Dlaczego tak się działo? Ano dlatego, że Niemcy byli już wtedy ukształtowani przez 30-letni (wówczas 30-letni - teraz już znacznie dłuższy…) monopol narracji pt: jeśli ktoś głosi, że się za kogoś uważa, to znaczy że tym kimś jest, i bez dyskusji mi tu proszę, bo wszelka dyskusja w takich kwestiach (samoidentyfikacji) jest skandalem. Skandalem, dodajmy, faszystowskim. I dlatego Erika Steinbach, której żaden przodek nie miał nic wspólnego z ziemiami na wschód od Odry, mogła sobie być „Wypędzoną”. Tak jak „Margot” może sobie być lesbijką, i wara od kwestionowania tej jakże oczywistej oczywistości
– czytamy.
mly/facebook
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512920-margot-jak-szefowa-steinbach