W sprawie pandemii koronawirusa mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest jasne, że władze Polski nie mogły zareagować inaczej na zjawisko, które zostało przez światowe centra dystrybucji interpretacji zdarzeń uznane za skrajne niebezpieczne. W takich sprawach peryferie - a nimi jesteśmy - nie mają wyjścia. Każda próba innego podejścia do COVID-19 zmiotłaby z powierzchni ziemi każdą siłę polityczną. Z prostego powodu - to nie rząd narzuca interpretację, nie rząd wywołuje u ludzi strach. Nie ma więc innej możliwości niż próba racjonalnej odpowiedzi na ten strach.
Z drugiej, wciąż jest wiele wątpliwości, co to tak naprawdę jest. Wyjątkowo złośliwa grypa, u części (zwykle już mającej inne choroby) wywołująca powikłania i śmierć? Statystyki zgonów nie potwierdzają epidemii wedle dawnej definicji, która zakładała masową śmiertelność. Dziś mamy jednak nową definicję epidemii - „masowe zarażenia” - i to zjawisko występuje.
Warto też pamiętać o tym, co stało za decyzją o zamrożeniu społecznym. Chodziło o spłaszczenie krzywej zachorowań, zapewnienie wszystkim niezbędnych warunków leczenia, miejsc w szpitalach. Nikt i nigdy nie umawiał się na całkowite wyeliminowanie wirusa z rozwibrowanego świata, to wydaje się niemożliwe, ale to właśnie coraz częściej przedstawiane jest jako cel całej operacji.
Trudne do zrealizowania i bardzo kosztowne. Już dzisiaj ten bilans nie jest oczywisty. Na pewno uchroniono sporo istnień ludzkich, ale cały ten lockdown przyniósł też tysiące roztrzaskanych firm (często dorobku życia), wiele dramatów rodzinnych, cierpienia, samotności, stresu, depresji. W konsekwencji pewnie często zatem i śmierci.
Sprawa nie jest więc prosta i nie wyśmiewam tych, którzy patrzą na histerię światową z dystansem. Ale jednocześnie rozumiem tych, którzy się bardzo boją, bo są starsi, słabego zdrowia, po operacjach. Mamy prawo ważyć koszty, ale musimy ich chronić. Dlatego nie zastanawiam się nawet, czy zakładać maseczkę tam, gdzie są inni ludzie lub gdzie ktoś sobie tego życzy. To nie jest tylko wyraz troski o siebie, ale przede wszystkim o innych.
Te same reguły obowiązują w każdym środowisku, także w Sejmie. Masz prawo myśleć o tym wszystkim, co chcesz, ale uszanuj prawo innych do poczucia bezpieczeństwa. Dlatego z takim zdumieniem przyjąłem wesoły happening posłów Konfederacji, którzy na Zgromadzenie Narodowe przyszli bez maseczek.
CZYTAJ WIĘCEJ O TYM: Tak się bawią politycy Konfederacji. Posłowie bez maseczek w Sejmie. Braun: „W zamaskowanym ZN niezamaskowani Konfederaci”
Była i nagroda: uwaga mediów, zdjęcia, sława.
Ale upojeni tą sławą i poparciem części młodych przedsiębiorców, przekonanych iż zawsze sobie sami poradzą, nigdy na nic poważnego nie zachorują, politycy Konfederacji zapomnieli chyba o tych, którzy niekoniecznie czują się tak bezpiecznie, pewnie i zdrowo. Sam znam parlamentarzystów, którzy mają w domu bliskie osoby po operacjach. Znam takich, którzy sami się boją, że zakażenie ich zabije.
Konfederacja bez maseczek to niedobry sygnał skrajnego egoizmu, widzenia tylko własnego nosa.
Więcej o coraz bardziej gorącej światowej dyskusji o tym, czy reakcja świata nie była przesadna, znajdą państwo w poniedziałkowym wydaniu tygodnika „Sieci”. Dziś już można nasze pismo zaprenumerować w wyjątkowo korzystnej ofercie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512540-konfederacja-bez-maseczek-to-sygnal-skrajnego-egoizmu