Jeśli oklepany frazes „święto demokracji” ma w ogóle sens, to najbardziej chyba w dniu zaprzysiężenia prezydenta Rzeczypospolitej. W chwili, kiedy opadł już bitewny kurz, w momencie, gdy można i należy podać sobie ręce – nawet jeśli nie oznacza to końca sporu, bo przecież to niemożliwe i chyba niechciane. Spór właśnie, a nie świętowanie, jest istotą demokracji.
Dlatego z dużym smutkiem patrzyłem na opustoszałe, wypełnione zaledwie przez kilka osób – jak to nazwano – uczestników oficjalnej delegacji, klubu Platformy Obywatelskiej. To znak jednoznaczny – podkręcanie konfliktu politycznego, próby delegitymizacji wszystkiego, co nie jest ich, usiłowanie zniszczenia wszystkich obszarów w których nie rządzą – taki nadal będzie model opozycyjności tej formacji w najbliższym czasie. Podobnie wróżą nam ekscesy wyznawców tęczowych ideologii, obraźliwe transparenty.
A przecież, co podkreślił Andrzej Duda w pierwszych swoich słowach po złożeniu zaprzysiężenia, demokracja polska pokazała w tych trudnych, przekładanych, przeprowadzanych w czasie epidemii, wyborach swoją moc. Ponad 20 milionów Polaków zagłosowało!
Przecież to zawsze był nasz cel, by mandat wyborczy był silny, by frekwencja była duża – i tak się w tym roku stało
— mówił prezydent pytając też, dlaczego w dekadach poprzednich ta frekwencja była tak znacząco niższa.
Dodał, że chce być prezydentem wszystkich Polaków, że drzwi do Pałacu Prezydenckiego będą zawsze dla wszystkich otwarte, a wyborcza oferta „koalicji polskich spraw” jest nadal aktualna, bo to nie było tylko hasło wyborcze, tak prezydent rozumie sens swoje prezydentury.
Spór polityczny nie zniknie, ale można obniżyć jego temperaturę. Dlatego jeszcze w wieczór wyborczy zaprosiłem do Pałacu Prezydenckiego pana Rafała Trzaskowskiego. Bardzo liczę na współpracę z każdym, ale to wymaga woli drugiej strony.
Andrzej Duda wspomniał tutaj tę zdolność do współpracy Ojców naszej Niepodległości, która pozwoliła zbudować i obronić odrodzone państwo polskie przed 100 laty i śp. profesora prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który „zawsze szukał wspólnych mianowników, wspólnych spraw”. Nazwał go „mistrzem”, bez którego nie byłoby i tej prezydentury i rządów Zjednoczonej Prawicy.
To ważne słowa, bo siła moralna płynąca z pracy państwowej śp. prezydenta Kaczyńskiego, była i pozostaje najważniejszą kotwicą całego obozu propolskiego, nie pozwalającą na zwianie całego okrętu na niebezpieczne wody, utrzymującą moralny azymut na właściwym kursie.
Polacy mnie znają i wiedzą, jakie wyznaję wartości. Nie udawałem w kampanii nikogo innego i tak pozostanie, będę trwał przy swoich ideałach, będę realizował swój program”. Dodał, że „będzie blisko ludzi”, a sprawy kluczowe to „rodzina, bezpieczeństwo, inwestycje, , praca, godność”
— mówił dalej Andrzej Duda, rozwijając ambitne cele w każdym z tych obszarów. W tym wątku padło też niezwykle ważne zdanie, w mojej ocenie sens tej prezydentury, ale i szerzej, kredo całego obozu propolskiego:
Polska musi być ambitna, rozwijająca się w szybkim tempie, ale pamiętająca o swojej tożsamości, o swojej tradycji.
Tak - to połączenie niezwykle trudne, zwłaszcza w kontekście wymuszania czegoś przeciwnego przez potężne ośrodki zagraniczne, ale i wielki siły krajowe. Twierdzą one, że bogactwo, rozwój, europejskość musi oznaczać porzucenie dziedzictwa historycznego, wiary przodków, przywiązania do zwykłej moralności.
Prawda, że tak często bywa, ale tak być nie musi, nie ma tu żadnego determinizmu. Tym bardziej, że znamy już doświadczenia Zachodu, wiemy iż wskutek takiego zerwania łańcucha pokoleń pojawiają się bardzo poważne konsekwencje w postaci zalewu migracji z obszarów dalekich kulturowo, rozpad więzi społecznych, dominacja nowych, radykalnych ideologii.
Tu prezydent wspomniał chrześcijańskie dziedzictwo naszej ojczyzny i Chrzest Polski:
Jesteśmy częścią Europy od 1054 lat. Nie zapominamy o tym.
I zakończył:
Boże, błogosław Polskę.
Piękne, ważne słowa. Ważny dzień dla każdego polskiego patrioty. Zapowiedź, że Polska pozostaje krajem ambitnym, na miarę naszej wielkości demograficznej, geograficznej, gospodarczej i historycznej.
Po zaprzysiężeniu prezydenta Andrzeja Dudy jedno jest pewne: ta kadencja będzie równie ambitna jak pierwsza. A może i bardziej. Bo znika ciągła presja na kolejne wybory. Wielu sądzi, że to musi oznaczać niechęć do reform. Ale ja uważam, że będzie odwrotnie. Nie zdziwiłbym się, gdyby w kilku trudnych sprawach, to właśnie Andrzej Duda wziął na siebie ciężar walki o ich naprawę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512344-ta-kadencja-dudy-bedzie-rownie-ambitna-jak-pierwsza