Wybuch 2,7 tys. ton saletry amonowej składowanej w jednym z magazynów portowych w Bejrucie, niemal w samym centrum tej bliskowschodniej metropolii, jest tylko niewiele słabszy niźli detonacja bomby jądrowej w Hiroszimie, której siła w sakli Richtera wynosiła 5,2 podczas gdy w Bejrucie było to 4,5.
Niezależnie od skali dramatu, który rozegrał się w Libanie, cała sprawa ma przynajmniej kilka intrygujących i ciekawych wątków. Po pierwsze, wątpliwości ekspertów wzbudziła sama możliwość detonacji. Oczywiście wiadomo, że saletra amonowa, która zniszczyła centrum Bejrutu, zwłaszcza po mających miejsce w przeszłości eksplozjach w Waco w Teksasie i Tianjin w Chinach, jest materiałem wybuchowym, co zresztą doprowadziło do tego, że obrót tym nawozem mineralnym w wielu krajach jest zabroniony albo poddany ścisłej kontroli, a miejsca jej przechowywania mają precyzyjnie określone wymogi bezpieczeństwa. Jednak nie oznacza to, iż rzeczą łatwą jest doprowadzenie do detonacji tak wielkiej jej ilości. John Wyatt, ekspert ds. materiałów wybuchowych armii brytyjskiej powiedział dziennikowi Financial Times, że doprowadzenie do wybuchu takiej ilości saletry amonowej potrzebuje z jednej strony temperatury, a z drugiej impulsu, który doprowadzi do wybuchu. O tej porze roku w Bejrucie, w magazynach portowych temperatura dochodzi do 60 °C, więc z tym pierwszym czynnikiem powodującym wybuch nie było problemu, jednak sceptycy zwracają uwagę, że nawozy znajdowały się w magazynie od 2014 roku i wcześniej, mimo, że nie przestrzegano żadnych procedur bezpieczeństwa, do żadnych ryzykownych sytuacji nie dochodziło. Wstępne założenia trwającego śledztwa mówią, że bezpośrednim impulsem, który wywołał detonację był pożar spowodowany pracami spawalniczymi. Jednak to co stało się już po detonacji skłania wielu do wątpienia czy jest to jedyne wytłumaczenie tragedii. Otóż teren eksplozji został od razu otoczony przez siły libańskiego Hezbollahu, nie zaś armię czy miejscową policję. Wiadomo też, że w detonacji zginęła nieznana do tej pory liczba bojowników tej proirańskiej organizacji posiadającej w Libanie wielkie wpływu, grupa dowódców oraz przedstawiciele irańskiej formacji Strażnicy Rewolucji. W związku z tym pojawiła się teoria w myśl której impulsem, który zdetonował magazynowaną saletrę nie był wcale pożar wywołany pracami spawalniczymi, ale wybuch, być może w wyniku dywersji, w zlokalizowanym nieopodal magazynie w którym Hezbollah przechowywał irańskie rakiety, których używał do ataków na Izrael.
Sześć lat przechowywania ładunku
Osobną kwestią jest pytanie dlaczego mimo wielu wniosków libańskich służb, w tym odpowiadających za bezpieczeństwo kraju, przez 6 lat niebezpiecznego ładunku nie udało się usunąć z centrum miasta i jako, że saletra jest nawozem mineralnym, po prostu rozsypać na polach. Kraj jest oczywiście przeżarty korupcją i walkami politycznych frakcji, z których każda dysponuje swą milicją zbrojną. Na niestabilną sytuację nakłada się wszechogarniająca korupcja i faktyczne bankructwo państwa, które od marca nie jest w stanie regulować swych zobowiązań, nie mówiąc o wypłacaniu wynagrodzeń funkcjonariuszom publicznym. Bejrut jest dziś 2 milionową stolicą państwa, w którym nie ma elektrowni, energia elektryczna dostarczana jest przez trzy godziny dziennie, a ludzie pozyskują ją wykorzystując zakupione na własną rękę generatory. Od jesieni ubiegłego roku kraj jest wstrząsany nieustannymi protestami zdesperowanych mieszkańców, a sytuacje pogarszają fakt przebywania na jej terenie, proporcjonalnie do liczby mieszkańców, największej na świecie rzeszy uchodźców z Syrii. Dodatkowo w Libanie walczą ze sobą o wpływy służby wywiadowcze wszystkich państw regionu, a Bejrut stał się bliskowschodnią bramą przerzutu pieniędzy, broni, narkotyków. Świadczy o tym choćby zatrzymanie w grudniu ubiegłego roku grupy Czeczenów, którzy przylecieli prywatnym samolotem a w bagażach mieli 200 mln dolarów w gotówce.
Data kiedy nastąpiła eksplozja w zastanawiający sposób zbiega się z zapowiedzianym na 7 sierpnia werdyktem specjalnego trybunału w Hadze w sprawie zamordowania w 2005 w zamachu byłego premiera kraju Rafika Hariri. Jego młodszy syn Sad był premierem kraju do stycznia tego roku. Światowa opinia publiczna zapamiętała go z tego, że w listopadzie 2017 roku w trakcie podróży do Arabii Saudyjskiej, której obywatelstwo również posiada, odmówił powrotu do kraju, co wywołało kryzys rządowy i dyplomatyczny. Ostatecznie dzięki mediacji Francji ten uchodzący za zwolennika opcji saudyjskiej polityk wrócił do Libanu, wycofał swa rezygnację i nadal kierował rządem chwiejnej równowagi, z udziałem polityków proirańskiego Hezbollahu. Teraz ta równowaga w Libanie może być naruszona, bo już według informacji, które podała Al-Jazeera wiadomo, że w eksplozji zginęła żona i córka obecnego premiera Hasana Diaba i sekretarz generalny nacjonalistycznej partii wywodzącej się z Falangi, Nazar Nadżarian, nie licząc grupy żołnierzy z arabskiego kontyngentu sił pokojowych.
W całej sprawie jest tez wątek rosyjski. Otóż saletra, która wybuchła została przejęta w roku 2014. Przewożący ją statek Rhosus, pływający pod banderą nie mającej dostępu do morza Mołdawii, musiał zawinąć ze względu na problemy techniczne do Bejrutu. Statek, który wypłynął z gruzińskiego Batumi płynął do Mozambiku, a należał do Igora Greczuszkina rosyjskiego przedsiębiorcy z Chabarowska, miasta znanego ostatnio z głośnych protestów. Sam Greczuszkin, nie będąc w stanie zapłacić rachunków za przeprowadzone naprawy porzucił statek wraz z ładunkiem, a władze portowe przez 11 miesięcy przetrzymywały jednostkę wraz z czterema marynarzami w charakterze zakładników. Jak powiedział portalowi Sybir.Reali.ru były kapitan statku Borys Prokoszew, „co miesiąc pisał listy do Putina”, jednak losem marynarzy nikt się nie interesował. Rosyjskie służby konsularne nie zadbały nawet o to, aby zaopatrzyć swych rodaków w żywność o pomocy prawnej nie wspominając. Co najciekawsze, i zapewne jeszcze będzie wyjaśniane, Prokoszew mówi, że nikt się nie zainteresował także porzuconym statkiem, który nawet w cenie złomu wart był co najmniej 250 tys. dolarów, nie mówiąc już o ładunku, którym nie interesowali się ani armator, ani nikomu nie znani kupcy z Mozambiku.
Powstaną teorie spiskowe
Można pokusić się w tej sytuacji o hipotezę, że eksplozja w Bejrucie, jeszcze długo będzie przedmiotem zainteresowania międzynarodowej opinii publicznej, a poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, co doprowadziło do wybuchu przyczyni się do powstania wielu teorii spiskowych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512287-apokalipsa-w-libanie