Rafał Trzaskowski ma wiele wspólnego ze swoim politycznym mentorem Donaldem Tuskiem. Podobnie jak były premier ma być bardziej elitarny i europejski niż jego polityczni konkurenci, podobnie nie lubi się przepracowywać, nie lubi trudnych pytań od dziennikarzy, chętnie składa obietnice bez pokrycia, podobnie nie potrafi przegrywać. I wreszcie podobnie jak Donald Tusk od 2005 roku budować chce swoją pozycję na zaostrzaniu podziałów społecznych.
Rafał Trzaskowski zapowiedział, że nie będzie go na zaprzysiężeniu prezydenta Andrzeja Dudy, ponieważ tego dnia (choć to normalny dzień pracy) nie będzie go w Warszawie (której jest prezydentem). Podobne zapowiedzi złożyli prezydent Lech Wałęsa, Bronisław Komorowski i Aleksander Kwaśniewscy, którzy w kampanii poparli Rafała Trzaskowskiego. W kampanii wiele padło słów o budowaniu wspólnoty, ale to była tylko kampania. Już podczas wieczoru wyborczego okazało się, że chodziło o budowanie wspólnoty we własnym gronie, a nie jakiejś szerokiej, narodowej. Dużo słów padło także o konieczności szanowania wyborców, ale okazało się, że to Andrzej Duda ma szanować wyborców Rafała Trzaskowskiego, a w drugą stronę ta zasada nie obowiązuje. Gdyby obowiązywała, prezydent stolicy pojawiłby się na zaprzysiężeniu.
Te wybory nie przebiegły tak jak się spodziewaliśmy
–powiedział Paweł Poncyliusz.
Owszem, bo wygrał nie ten kandydat, którego zwycięstwa była pewna opozycja. Doktryna Giertycha zadziała w pełnej rozciągłości. Jak wygrywa „nasz”, to wybory uznajemy, a jak „nie nasz”, to podważamy. Wyrok demokracji, czyli społeczeństwa był inny niż oczekiwany przez opozycję, więc „obrońcy demokracji” robią wszystko, by tę demokrację zniszczyć, bo ich rozczarowała.
I tak najpierw storpedowano wybory 10 maja, bo okazało się, że kandydatka opozycji nie miała szans na zwycięstwo. Zaraz po tym storpedowaniu i podmianie kandydata opozycja zaczęła domagać się wyjaśnień dlaczego do wyborów nie doszło, by dziś krzyczeć o kandydacie na dopingu. Jeśli taki był, to był nim Rafał Trzaskowski, który dołączył do wyścigu na jego finiszu, gdy reszta peletonu czołgała się ze zmęczenia.
Później opozycja mobilizowała swoich wyborców, by masowo poszli do urn i zmienili prezydenta. Wyborcy faktycznie masowo, jak nigdy ruszyli do urn. Jednak werdykt demokracji okazał się inny niż ten wymarzony przez jej „obrońców”, postanowili więc oni demokrację zniszczyć. Podejmowane od wyborczego wieczoru liczne i kolejne próby podważenia wyniku wyborów, wmawianie opinii publicznej, że wybory są nieważne, to prosta droga do anarchii. Nikt dziś tak nie szkodzi demokracji, jak obrażeni na nią jej samozwańczy „obrońcy”, którzy nie mogą się pogodzić, że to większość decyduje, a nie oni sami. Ta wyniszczająca dla państwa i społeczeństwa gra opozycji prowadzi do dalszej eskalacji napięć i dzielenia ludzi.
Kolejne wybory z rzędu pokazują, że totalność się wypaliła, że nie jest wystarczającym paliwem, że trzeba ludziom dać coś więcej niż tylko niechęć do przeciwnika. Przez chwilę wydawało się, że opozycja to zrozumiała. Niestety.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512195-nikt-tak-nie-szkodzi-demokracji-jak-jej-samozwanczy-obroncy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.