Chcą rewolucji w naszej demokracji. Próbują zbudować jej karykaturę. Niczym Che Guevara sięgają po „dziesięć Wietnamów”, mnożą je, wciskają gaz do dechy i coraz szybciej pędzą w kierunku ściany. Obijają samych siebie, ale przy okazji czynią szkodę wszystkim dookoła.
To wcale nie będą trzy spokojne lata. Wręcz przeciwnie. Podważać będą wszelki porządek prawny państwa polskiego. Gdy przegrywają, inaczej nie potrafią.
To kolejny raz, gdy politycy Koalicji Obywatelskiej nie zgadzają się z konstytucją, występują przeciw podstawowym regułom naszego ustroju. Próbują zastąpić najwyższe instytucje własnymi, partyjnymi, tylko dlatego, że nie potrafią się pogodzić z brakiem wpływu na nie.
Niedawno przyjazny Platformie Sąd Najwyższy (w złotych czasach prof. Gersdorf) chciał udawać Trybunał Konstytucyjny i decydować o konstytucyjności ustaw. Dziś to politycy Platformy ubiorą się w togi sędziów z najwyższej instancji, bo nie podoba im się werdykt SN.
Powołają zespół parlamentarny, który będzie „wyjaśniał i pokazywał opinii publicznej nieprawidłowości związane z wyborami prezydenckimi”.
Na tym skupią swe wątpliwe moce. Tani sposób, a dobry - do betonu trafi. Transmisje w telewizji, wynoszenie każdego uchybienia do rangi zbrodni wobec racji stanu. Nieważne, że trąbili o tym w kampanii wyborczej, powtarzali wszystko po wyborach, teraz powtórzą raz jeszcze, ale głośniej.
Czy ci ludzie chcą uczciwie debatować nad wątpliwościami wyborczymi? Nie, nigdy nie chcieli. Gdyby było inaczej, pochyliliby się już w 2014 r. nad 17,6 proc. głosów nieważnych w wyborach do sejmików (to tam decydował się dostęp do naprawdę dużej kasy). Tak się kiedyś przeprowadzało wybory, w złotych czasach polskiej demokracji poukładanej przez ekipę Tuska.
Albo sięgnijmy tylko trochę głębiej, do roku 2011. Przypomnijmy sobie te przypadki nieprawidłowości w wyborach samorządowych, zdecydowanie mające wpływ na wynik. Pamiętają Państwo te mapki z nagromadzeniem głosów nieważnych na Mazowszu, co dowodziło, że tylko w tym regionie wyborcy okazali się tak głupi, że nie umieli poprawnie zagłosować.
Przypomnijmy sobie rok 1995, wybory prezydenckie, protesty przy nich, wyczekiwanie na werdykt Sądu Najwyższego ws. kłamstwa zwycięskiego kandydata na temat swojego wykształcenia. Wtedy było o czym opowiadać, bo wtedy faktycznie ta kwestia decydowała o wyniku.
Przy różnicy ponad 400 tys. głosów choćby „każdy nie wiem, jak się wytężał”, to nie wykaże, że ktoś lipcową elekcję skręcił. Bo tak po prostu nie było.
To kompromitacja totalnej opozycji, która właśnie ogłosiła likwidację swego „Gabinetu cieni”. A przecież to był pomysł, który prowadzony należycie, mógłby pozwolić już teraz zebrać te pół miliona głosów więcej. Leniuszki jednak zamiast porządnie przepracować czas z dala od realnej władzy, zmarnowały go.
Wciąż nie potrafią zdobyć się nawet na najprostsze rozwiązanie i skopiowanie strategii Jarosława Kaczyńskiego. Prezes partii zamykał się w Klarysewie (w 2014 r. w innym miejscu) i pisał program partii. PiS organizowało cykl wielkich debat tematycznych – w szerokim gronie ekspertów – poświęconych głównym obszarom funkcjonowania państwa. I szykowało program naprawczy Polski.
Platforma przy swojej mizerii kadrowej jedyne co jest w stanie dziś zrobić, to coraz głośniej poujadać. Rozumiem, że ten obóz jest teraz – jak przyznał Jarosław Kurski - „w małej psychosomie”, ale w dużej tkwią już od lat i za nic nie potrafią poszukać z niej wyjścia.
De facto chcą raz jeszcze publicznie rozpłakać się się nad własną klęską. A były nią siódme z rzędu przegrane wybory.
Szopka z podważeniem wyniku wyborów i anarchizacja to najgorsze, co ci ludzie mogą zrobić i sobie, i nam wszystkim.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512193-platforma-anarchistyczna-przeciw-demokracji-i-wolnosci