Pięć lat względnego spokoju było, a teraz – masz, prezes PiS znów peroruje o potrzebie repolonizacji mediów. Co też mu strzeliło do głowy…
Politycy obozu władzy, przygotowując „repolonizację mediów”, chyba nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że wypowiedzą wojnę i Unii Europejskiej, i Waszyngtonowi
– ostrzega „Gazeta Wyborcza”. Samej gazecie to nie grozi. Jedyną konsekwencją wspierania postkomunistów z obozu takich „ludzi honoru” (to licentia poetica Adama Michnika) jak Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak było odebranie jej prawa posługiwania się logo „Solidarności”. W czyjej więc obronie staje i dlaczego?
**Po zwycięstwie Andrzeja Dudy politycy PiS, uspokojeni, że nie grozi im prezydenckie weto, a zarazem zaniepokojeni, bo przecież wygrali tylko o włos i tylko dzięki nagonkom partyjnych, niegdyś publicznych mediów, zaczęli się prześcigać w pomysłach, co by tu w tej kadencji zrobić, by już zawsze wygrywać z dużą przewagą
– wprowadza w temat Wojciech Maziarski. I tu zaczyna się problem. Po pierwsze, acz z bólem, to jednak przyznał, że urzędujący prezydent uzyskał mandat zaufania od większości narodu i może pełnić tę funkcję przez kolejne pięć lat – takie są zasady funkcjonowania demokracji. Po drugie, autor „GW” potwierdził z nieskrywanym ubolewaniem, że gdyby wygrał kandydat opozycji mielibyśmy veto za vetem i paraliż rządu… Po trzecie i najważniejsze, wyraził swoje obawy, co będzie, jeśli PiS pójdzie na „repolonizację mediów”: nie chodzi akurat o troskę „GW”, że rządzący popadną w konflikt z UE i USA, lecz przede wszystkim o obronę rozpanoszonych w Polsce, obcych mediów, którym też nie po drodze z takim rządem w Warszawie, który nie zgina się w pasie i nie zadowala protekcjonalnym poklepywaniem po ramionach w Berlinie czy w Brukseli.
”Zrepolonizować” - to znaczy zniszczyć i przejąć - niezależne prywatne media
– grzmi „GW”. Bo, wiadomo, za rządów PO-PSL telewizja publiczna nie była podporządkowana obozowi władzy, wywaleni z niej na bruk dziennikarze po prostu nie nadawali się do tej roboty, a tacy jak np. Tomasz Lis byli niezwykle cenieni za postawę, patrz obrazki premiera Donalda Tuska, paradującego z pluszakiem lisa. No i zagranica też bardzo sobie ceni obu tych panów, wszak pierwszy to szef „Newsweeka”/Ringier Axel Springer, a drugi dzięki wsparciu Niemiec był nawet królem Europy… Bo kapitał zagraniczny nie ma przecież narodowości, zależy mu tylko i wyłącznie, żeby Polska rosła w siłę, a ludziom żyło się dostatniej… A jest źle, wręcz tragicznie, o czym donoszą codziennie polskojęzyczne media zagranicznych koncernów, bezstronnie i obiektywnie, ma się rozumieć. A że polski rynek medialny jest przez nie zdominowany w 90 proc., to po zmianie struktury własnościowej dojdzie do katastrofy…:
PiS dyszy żądzą zemsty na odważnych redakcjach, ale potknie się na „repolonizacji” mediów
– ciągnie Maziarski. Na łamach „GW” trwa wręcz kanonada w obronie tych „odważnych” i „bezstronnych” z zagranicy. Michał Kokot strzela z dwururki:
Media pod kontrolą oligarchów. Dlaczego prezes PiS zachwala czeską drogę?
— pyta sam siebie. Rzecz jasna, u nas prywatne media nie tworzyli ludzie układu, których próżno szukać na listach najbogatszych…, było tak dobrze…, tylko teraz prezes PiS chce obsadzić je swoimi, „by media w Polsce przypominały te w Czechach”:
To droga prowadząca do uzależnienia redakcji od oligarchów i polityków, którzy rozgrywają nimi własne interesy
– konstatuje Kokot. I dalej, że według Reporterów Bez Granic, Czesi, po pozbyciu się z mediów zagranicznych koncernów, spadli pod względem przestrzegania wolności słowa na 40. miejsce. A Niemcy należą do krajów wręcz wzorowych, oczywiście według tejże organizacji. Jak wolność słowa wygląda w Niemczech w praktyce i kto decyduje, jaka ma być „polityka redakcyjna” pisałem szczegółowo i wielokrotnie. Pominę fakt, że z 650 tytułów niemieckich mediów jedynie trzy niskonakładowe wydawane są z partycypacją obcego kapitału, np. dla imigrantów z Rosji, tzw. Russlanddeutsche… I nie będę przypominał walki Niemiec, de facto wygranej, z próbą kupienia „Berliner Zeitung” przez Amerykanów… Ale dobrze, skoro „GW” i inne odwołują się do rankingów Reporterów Bez Granic i labiedzą, że Polska spadła w tym roku na 62 miejsce, to znaczy, że wolność słowa gwałcą u nas… niemieckie media, wszak zdecydowana większość polskojęzycznych gazet i nie tylko należy właśnie do niemieckich koncernów, z gazet regionalnych wręcz wszystkie skupia Verlagsgruppe Passau. Ewenement na skalę światową, niestety, to prawda.
I pranie mózgów trwa, wystarczy codzienna dawka odpowiednio sformułowanych tytułów, walących w PiS jak w bęben. Aż dziw bierze, że partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała kolejne wybory. Co trzeba jednak przyznać, te ostatnie faktycznie „o włos”, nieco wcześniej opozycji już udało się przejąć senat i obsadzić w nim „wetującego” marszałka Tomasza Grodzkiego…
„GW” nie zasypia gruszek w popiele, kolejną publikacją w wojnie - mówiąc wprost - o wyrugowanie obcych wpływów na kształtowanie opinii publicznej w Polsce, czytaj: kto z punktu widzenia połączonych wspólną sprawą opozycji i zagranicy powinien sprawować władzę w naszym kraju, żeby było tak jak było, jest publikacja Kokota pt. „Orbán przejął tradycyjne media, teraz idzie po największy portal na Węgrzech”. Tekst okrasza opinia „węgierskiej medioznawczyni” i były szef portalu index.hu. Rodzimy „autorytet” zawsze dodaje wiarygodności; w naszym kraju chętnie służą zagranicy swymi opiniami, głównie niemieckim mediom, które potrafią nadać im odpowiedniego rozgłosu, są m.in. sam nadredaktor „GW” i jego podwładni, czy szef „Newsweeka”, należącego do tego samego koncernu, co… „Die Welt” - i tu kółko się zamyka. A propos:
Polska tworzy antyliberalną alternatywę dla społeczeństwa otwartego
– huknął w tytule warszawski korespondent tego dziennika. Nazwisko pomijam, bo na famie temu zadaniowemu „korespondentowi” zależy. W jego relacjach jest u nas tak źle, że gorzej być nie może;
Orbán i Morawiecki wielokrotnie ośmieszali UE. Polski rząd potrafi po mistrzowsku ogrywać Komisję Europejską**
– no, czyż nie dramat? Jest tego więcej, w skrócie: rodzi się u nas „systemowa konkurencja wobec liberalnej demokracji”, „turbonacjonalistyczna alternatywa, w której strefy wolne od LGBT są na porządku dnia”, deptana jest praworządność i oczywiście wolność prasy też. A co najgorsze, są „robiące wrażenie” sukcesy gospodarcze, „pod względem cyfryzacji Polska zostawiła Niemcy daleko w tyle”, słowem: koszmar…
Czy kupilibyście mięso u rzeźnika, który uporczywie odmawia poddania się kontroli higienicznej?
– porównuje obrazowo dbający o higienę w Polsce autor „Die Welt”. W tarabany bije także Onet, polskojęzyczny portal spółki Ringier Axel Springer, tego samego wydawcy co „Die Welt”:
Tak zwana repolonizacja mediów. Czy PiS pójdzie węgierską drogą?
– pyta w tytule. W kwestii: „Czy zgromadzenie mediów w rękach węgierskich właścicieli wyszło Węgrom na dobre i co to oznacza dla Polski”, wypowiada się ekspert polityki węgierskiej i redaktor naczelny kropka.hu Dominik Héjj. Że rehungaryzować mediów nie trzeba było, „wystarczyły wrogie przejęcia i naciski finansowe”, co „doprowadziło do ich niemal całkowitego opanowania przez rząd i sprowadzenia do roli tuby propagandowej”. Aliści, tu cytat z wytłuszczenia Onetu:
Unia Europejska może twardo sprzeciwić się zawłaszczaniu mediów przez polski rząd, ponieważ nie chce „drugich Węgier”.
Jest w tym wywodzie coś symptomatycznego, a mianowicie zdanie, że „Orbán, podobnie jak wielu polskich polityków, wyszedł z założenia, że kto ma media, ten ma władzę”. Skoro tak, idąc tym tropem, oznacza to, że władza w Polsce należy do niemieckich mediów. Zatem, czyjej władzy w naszym kraju broni opozycja i polskojęzyczne media Springera, Verlagsgruppe Passau itd.?
Na repolonizację od strony prawnej są małe szanse, bo na to nie pozwala prawo europejskie, może więc rząd spróbuje nacisków finansowych, tak jak Orbán w sprawie Origo.hu?
— pyta dziennikarz Onetu. Odpowiedź mrozi krew w żyłach:
Taka możliwość istnieje…,
– odpowiada Dominik Héjj. To, że UE „odpuściła Orbánowi” nie znaczy, że „odpuści też Morawieckiemu”, drąży dalej Onet. Może „nie pójdzie łatwo”, ale swoją drogą…
Po zamkniętych tytułach nikt nie płacze…
– kończy hungarysta.
Nie tak miało być, skąd ten duch rezygnacji? „Gazeta Wyborcza” ostrzega na wszelki wypadek, przytoczę jeszcze raz: „PiS potknie się na >>repolonizacji<<”. Zgadzam się w pełni lecz w diametralnie innym kontekście: może politycy obozu władzy nie do końca zdają sobie sprawę, że PiS potknie się, jeśli tej repolonizacji nie dokona, jak amen w pacierzu. A czas płynie…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/512101-panika-odwaznych-redakcji-przed-repolonizacja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.