Sześć wniosków, skierowanych przez polskie miasta o środki z programu „Partnerstwo miast”, zostało odrzuconych przez unijnych biurokratów. Jak poinformowała komisarz d.s. równości, Hellena Dalli, w związku z przyjęciem przez samorządy „rezolucji dotyczących stref wolnych od LGBT” lub „praw rodzinnych”. Szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen wsparła decyzję o zablokowaniu grantów do wysokości 25 tysięcy euro:
Nasze traktaty zapewniają, że każdy człowiek w Unii Europejskiej może być tym, kim jest, żyć tam, gdzie chce, kochać kogo chce i mierzyć tak wysoko, jak chce. Będę nadal forsowała Unię równości.
Kłamstwo i prowokacja uruchamiają akcje przeciwko Polsce
Naiwnością byłoby sądzić, że unijni urzędnicy nie mają nic do roboty, tylko analizują wnioski o granty z programu „Partnerstwo miast” pod kątem uchwał, jakie są podejmowane przez samorządy. „Donoszę, panie naczelniku…” to metoda z upodobaniem stosowana przez niektórych posłów polskiej opozycji, już nawet nie w kuluarowych rozmowach czy na frakcyjnych konwentyklach, ale nawet w czasie publicznych wystąpień na forum Parlamentu Europejskiego.
Jak przejęci losem gnębionych społeczności LGBT+ eurodeputowani nie maja zapłonąć świętym oburzeniem, jeśli Robert Biedroń dramatycznie przedstawia los geja w naszym kraju? „Jestem Polakiem, jestem gejem” zaczyna, a potem poraża kolegów z PE informacją, że „w Polsce są restauracje, hotele, do których nie mogę wejść”. Jakże Ursula von der Leyen może spać spokojnie, kiedy widzi zdjęcia z Polski, pokazujące nazwy miejscowości, pod którymi widnieją żółte tabliczki z napisem „Strefa wolna od LGBT” w trzech językach – polskim, angielskim i niemieckim? I nie ma żadnego znaczenia, że każdy mieszkający w Polsce wie, że nie ma takich restauracji i hoteli, ani żadnych innych miejsc, do których wstęp gejom, lesbijkom, transwestytom i biseksualistom jest zabroniony, jak twierdził Biedroń w PE, a media ujawniły prowokację aktywisty LGBT, który sam te tabliczki zamówił, wywiesił pod oficjalnymi znakami drogowymi, sfotografował i wrzucił do mediów społecznościowych. Występ Biedronia zaowocował rezolucją Parlamentu Europejskiego, potępiającą tworzenie takich miejsc i stref, a prowokacja aktywisty LGBT w połączeniu z uchwałami niektórych samorządów, sprzeciwiających się promowaniu ideologii LGBT i zapowiadającymi ochronę „praw rodzinnych” stała się pretekstem do ich finansowego ukarania.
„Wierni tradycji narodowej i państwowej”
W programie „Partnerstwo miast” jako jeden z głównych priorytetów na lata 2016 – 2020 jest zapisana walka z „antysemityzmem, antycyganizmem, homofobią, ksenofobią i innymi formami nietolerancji”. Przyjrzyjmy się zatem jednej z uchwał tych sześciu miast, które zostały pozbawione grantów z Unii Europejskiej. W uchwale Rady Miejskiej w Tuchowie 29 maja 2019 roku możemy przeczytać m.in.:
Dla dobra życia, rodziny i wolności deklarujemy, że samorząd, który reprezentujemy, zgodnie z naszą wielowiekową kulturą życia społecznego nie będzie ingerować w prywatną strefę życia Polek i Polaków. Nie damy narzucić sobie wyolbrzymionych problemów i sztucznych konfliktów, które niesie z sobą ideologia LGBT.
1/ Nie zgodzimy się na sprzeczne z prawem instalowanie funkcjonariuszy politycznej poprawności (tzw. „latarników” ). Będziemy strzegli prawa do wychowywania dzieci zgodnego z przekonaniami rodziców.
2/ Zrobimy wszystko, aby do szkół nie mieli wstępu gorszyciele zainteresowani wczesną seksualizacją polskich dzieci w myśl tzw. standardów Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Będziemy chronili uczniów, dbając o to, aby rodzice z pomocą wychowawców mogli odpowiedzialnie przekazać im piękno ludzkiej miłości.
3/ Nie pozwolimy wywierać administracyjnej presji na rzecz stosowania politycznej poprawności (słusznie zwanej niekiedy po prostu homopropagandą) w wybranych zawodach. Będziemy chronili m. in. nauczycieli, przedsiębiorców przed narzucaniem im nieprofesjonalnych kryteriów działania np. w pracy wychowawczej, przy doborze pracowników czy kontrahentów.
Na końcu uchwały radni składają deklarację:
Gmina Tuchów w realizacji swoich publicznych zadań będzie wierna tradycji narodowej i państwowej, pamiętając o 1053 latach od Chrztu Polski, 100 latach od odzyskania Niepodległości Polski.
Konia z rzędem temu, kto wskaże który z zapisów tej uchwały jest „homofobiczny” bądź zawierający „inną formę nietolerancji”? Może ten, oparty na zapisie w polskiej Konstytucji (art. 48), zapewniający rodzicom prawo do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami? Czy opinia, zawarta w uchwale, iż „radykałowie dążący do rewolucji kulturowej w Polsce atakują wolność słowa, niewinność dzieci, autorytet rodziny i szkoły oraz swobodę przedsiębiorstw” nie mieści się w gwarantowanym przez Kartę Praw Podstawowych UE prawie do „wolność przepływu informacji i wyrażania opinii”, a przede wszystkim w akcie nadrzędnym wobec Karty, czyli Konstytucji, która w rozdziale o wolności, prawach i obowiązkach człowieka i obywatela w art. 54 każdemu zapewnia „wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”?
Kto łamie zapisy traktatów unijnych?
Przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula vod der Leyen powołuje się na traktaty w niej obowiązujące wszystkich członków, tak jakby uchwały polskich samorządów je łamały, tymczasem sama zapomina, że brakuje w prawie unijnym jakichkolwiek podstawy prawnej, która pozwalałaby komisarz Dalli na podejmowanie decyzji w oparciu o kryteria ideologiczne, a że były one podstawą dyskryminacji w rozdziale tych środków dla polskich samorządów, świadczy dobitnie odpowiedź, jaką od komisarz uzyskała Beata Szydło, kierując do KE zapytanie na temat odrzuconych wniosków:
Komisarz ds. równości stwierdziła, że powodem odrzucenia były rezolucje samorządów w obronie rodziny.
Zdaniem Beaty Szydło takie stanowisko KE jest sprzeczne z zagwarantowaną w Traktatach wolnością poglądów. Według przewodniczącej KE „każdy może być tym, kim jest” ale broniącym wartości rodziny i konstytucyjnego prawa do wychowywania dzieci przez rodziców - już nie.
Karta Praw Podstawowych Unii Europejskiej, uchwalona 7 grudnia podczas szczytu Rady Europejskiej w Nicei gwarantuje obywatelom wspólnoty między innymi prawo do poszanowania prywatności i życia rodzinnego, wolność myśli, sumienia i religii; wolność prowadzenia działalności gospodarczej. Uchwała Rady Miasta Tuchów korzysta z prawa do publicznego wyznawania i głoszenia swoich poglądów. Prawo Unii Europejskiej zakazuje także wszelkiej dyskryminacji, a decyzja komisarz Delli nosi takie znamiona. I wreszcie prawo UE wskazuje na równość wszystkich obywateli w dostępie do środków unijnych.
Kto stanie po stronie samorządów?
Profesor Ryszard Legutko w wywiadzie dla naszego portalu wyraził poważne wątpliwości, czy jakakolwiek „inna instytucja europejska” jest zdolna do tego, żeby stanąć po stronie polskich samorządów i po stronie traktatów i prawa:
Te wpływy ideologii gender są niesłychanie silne. Oni nie odważą się wystąpić przeciwko temu. Nawet Trybunał Sprawiedliwości się nie odważy. Atmosfera w tej chwili w Europie jest taka, że ktoś, kto występuje przeciwko temu, to czeka go śmierć cywilna i staje się przedmiotem niezwykle brutalnych ataków - on i jego rodzina. Jest więc taka atmosfera zastraszenia, że jedyna rzecz, jaką można zrobić, to walczyć z tym. Na sprawiedliwość nie ma co liczyć.
Obronę niezależności polskich samorządów zapowiedział Rafał Trzaskowski, rysując zarysy obywatelskiego ruchu Nowej Solidarności. Obawiam się jednak, że ta obrona ma być skoncentrowana na walce z „opresyjnym” rządem, który zdaniem wiceprzewodniczącego Platformy Obywatelskiej skrywa niecne zamiary ograniczenia czy wręcz ubezwłasnowolnienia tych organów władzy administracyjnej. Niezależności od decydowania przez unijnych urzędników o tym, które uchwały i działania polskich samorządów są „słuszne” a które nie, raczej bronić nie będzie. Potwierdzeniem tego jest wypowiedź przewodniczącego PO, Borysa Budki, który decyzję komisarz Delli, skomentował następująco:
Samorząd, który angażuje się w wykluczanie ludzi, w mowę nienawiści, w to, by kogoś właśnie w ten sposób traktować ze względu na orientację seksualną, pokazuje, że to nie samorząd, tylko ideologia.
Żadnej ideologii nie ma natomiast w Warszawskiej Karcie LGBT, podpisanej przez Rafała Trzaskowskiego…
Medialny walec działa
Nagonka na samorządowców, którzy ośmielili się poprzeć Samorządową Kartę Rodziny bądź podjąć własne uchwały w sprawie ochrony wartości bliskich większości Polaków, przynosi swoje efekty. Burmistrz Tuchowa, Magdalena Marszałek poinformowała, że poprosiła radnych o rewizję decyzji o podjęciu uchwały:
Podejrzewam, że inne państwa po prostu nie będą nas dzisiaj poważnie traktowały. Nasi partnerzy mogą w każdej chwili się wycofać. (…)To jest strata wizerunkowa, której nie da się dzisiaj oszacować. To nie jest tylko 18 tysięcy, które tracimy.
Czy radni Tuchowa i innych samorządów wycofają się, pod presją unijnych urzędników i liberalnych mediów, zobaczymy. Czy jednak argumenty o utracie niewielkich środków i to przeznaczonych głównie na wzajemne wizyty samorządowców w partnerskich miastach, wspólne spotkania, czy też w minimalnych stopniu wymianę kulturalną i sportową są aż tak ważne, by rezygnować z wartości, którym wierność deklarowała na przykład gmina Tuchów, czyli tradycji narodowej i państwowej? Czy kilkanaście tysięcy unijnych srebrników zrekompensuje odstąpienie od zapewnienia, zawartego w uchwale Rady Miasta Tuchowa, iż będzie konsekwentnie „bronić naszej wspólnoty samorządowej” w związku z wywołaną przez „niektórych polityków” wojną ideologiczną?
Samorządowcy powinni w tym momencie uzyskać wsparcie władzy centralnej. Nie tylko w deklaracjach, zapytaniach kierowanych do Komisji Europejskiej i wyrazach oburzenia na decyzje komisarz Delli, ale może także wymierną – w środkach (o ile to z formalnego punktu widzenia jest możliwe) które by otrzymały właśnie na promowanie tych wartości, którym wierność w swoich uchwałach deklarowały? Wartości, które są jednym z najważniejszych wektorów programów Zjednoczonej Prawicy i prezydenta Andrzeja Dudy.
Czy nasza suwerenność będzie ograniczana metodą salami?
Zgodziliśmy się, przystępując do Unii Europejskiej i podpisując obowiązujące w niej Traktaty, na oddanie części naszej suwerenności w imię wspólnej, równoprawnej i nie dyskryminującej żadnego państwa polityki, mającej na celu dalszy rozwój wspólnoty demokratycznych i równych sobie państw. Niestety, od dłuższego czasu można obserwować pozatraktatową ingerencję w wewnętrzne sprawy naszego państwa i „metodą salami” odkrajania po plasterku naszej suwerenności w sprawach, w których unijni urzędnicy nie maja żadnych pełnomocnictw, udzielonych na mocy naszych zobowiązań. Sprawa grantów dla polskich samorządów to przedsmak tego, co może się dziać, jeżeli w ramach nowego budżetu finanse Unii zostaną powiązane z tzw. praworządnością, co da urzędnikom unijnym prawo do ingerowania właściwie w każdą dziedzinę naszego życia i podważania każdej decyzji polskiego rządu ( i nie tylko) jako „niepraworządnej”, bez oglądania się na to, co jest zapisane w Traktatach. No bo jeżeli teraz mogą decydować o unijnych środkach na zasadzie tego, czy im się podoba czy nie jakaś uchwała polskiego samorządu, to nie trzeba zbyt wiele wyobraźni, by ujrzeć , co się będzie działo w takiej przyszłości.
„Jedyna rzecz, którą można zrobić, to walczyć z tym” mówi profesor Legutko. Czas dyplomatycznych kontredansów na brukselskich salonach się skończył, a także czas zapewnień, jakim to silnym partnerem jesteśmy w Unii. Teraz trzeba to udowodnić.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/511792-czy-polskie-wladze-ugna-sie-pod-dyktatem-urzednikow-ue