Bardzo się cieszę z kolejnego zwycięstwa. Teraz przed nami 3 lata bez żadnych wyborów, więc jest to bardzo dobry czas na refleksję, co do tej pory się udało, a co nie i jakie w związku z tym stoją wyzwania przed państwem, rządem oraz jaką agendę realizować?
Wiem, że wielu z Was, szczególnie tych, który bardziej interesują się państwem i polityką zastanawia się, jak to się stało, że na Rafała Trzaskowskiego głosowało tyle osób, pomimo oczywistych faktów. Twarde dane pokazują, że Polska gospodarczo rozwija się kilka razy lepiej niż za czasów PO (od 2015 PKB +20 proc., średnia płaca +30 proc., dochody budżetu +34 proc., ściągalność alimentów +389 proc., bezrobocie -50 proc., luka podatkowa -75 proc., dług publiczny - spadek z 52 proc. do 48 proc. PKB). Do tego lepsza polityka społeczna, spadła drastycznie przestępczość i korupcja. Natomiast Trzaskowski, od kiedy jest prezydentem Warszawy, z niczym sobie nie radzi (oczyszczalnia Czajka, plany zagospodarowania, infrastruktura, korupcja, reprywatyzacja, L-4 w czasie Covid19, a nawet wypłaty rządowych programów, idą tu najwolniej). A jednak opozycja jest tak blisko…
Najważniejsze pytanie dotyczy tego, dlaczego młodzież i wielkie miasta w większości wybrały Rafała Trzaskowskiego? Moim zdaniem, nie dzieje się tak ze względu na język czy nawet najważniejsze akcenty programowe (ZP, jako pierwsza po 89 r. zwolniła z podatku osoby do 26 roku życia, a miała wśród tej grupy gorszy wynik niż 2015 roku). Źródłem problemu jest wroga socjalizacja społeczeństwa polskiego, której rosnące wpływy są właśnie najbardziej ekspansywne w miastach. Opiera się ona na 7 fortecach, zabiegach związanych z rozmontowaniem naszego starego ładu moralnego, opartego o system aksjologiczny cywilizacji zachodniej z jej najważniejszym filarem etyką chrześcijańską i starym kształtem państw narodowych oraz wstawieniem, w jej miejsce nowej ideologii lewicowej z etyką permisywną. Państwa narodowe w starym kształcie wypiera społeczność międzynarodowa o wyraźnych profilach ideowych, której „wartości” są nachalniejsze od tych kształtowanych wewnątrz kraju. To jest najważniejszy element, z którego biorą się wszystkie pochodne w postaci decyzji wyborczych. I nie jest to żadne wielkie odkrycie, gdyż już Arystoteles mówił, że jeśli jakiś rząd ma trwać, musi posiadać etos czyli wyznawać całokształt zwyczajów moralnych i wierzeń rządzonych. Rodzi się więc pytanie, gdzie znajdują się kluczowe wektory tej socjalizacji?
Po pierwsze - socjalizacja za pomocą „szantażu ambicjonalnego”
Rynek medialny, opanowany przez III RP czyli obóz lewicowo-liberalny, stosuje już od dawna sprytny zabieg socjotechniczny, polegający na przypominaniu przy każdej okazji, że jeśli jesteś mądry, dobrze wykształcony, pochodzisz z miasta i czujesz się generalnie lepszy - to popierasz PO czyli Tuska, Komorowskiego czy Trzaskowskiego. Problem polega na tym, że wiele osób, szczególnie tych, nieinteresujących się na co dzień zbytnio polityką, wpada w tę pułapkę. W ten sposób chce podnieść swoją wartość, w myśl zasady, czy ja nie jestem mądry, lepszy, bardziej europejski? I wtedy nawet, jeśli w życiu idzie mi średnio, to wystarczy wylegitymować swoją mądrość, wielkomiejskość wklejając na FB zdjęcie Trzaskowskiego czy wcześniej Komorowskiego. Popieranie takiego kandydata wystarczy już do zdobycia plakietki „elitarności”. Niestety, nikt nie wchodzi w te kwestie głębiej. W myśl zasad szeroko opisanych przez E. Aronsona tłumaczy tak swoje postępowanie. To właśnie powoduje takie groteskowe sytuacje jak np. podczas wyborów w 2005 r., gdy zapytano, który kandydat śp. Lech Kaczyński czy Donald Tusk jest lepiej wykształcony, większość wskazała na… Tuska, mimo, że ten był magistrem historii, a śp. Lech Kaczyński… profesorem. Kolejny przykład to, kiedy w najbardziej „elitarnej” Warszawie najwięcej głosów w Polsce dostaje R. Petru, który nie powinien skończyć szkoły średniej. A na koniec kampanii Ci lepiej wykształceni i „lepsi”, jako głównego argumentu przeciwko A. Dudzie na swoich tablicach na FB używają 8 gwiazdek (J….. P..). Wystarczy poszukać w Internecie, by zobaczyć filmy z pytaniem do wyborców Rafała Trzaskowskiego, dlaczego go popierają. Odpowiedzi starczyłyby na cały kabareton. Jedna z najśmieszniejsza anegdot jest taka, że kiedy zapytano Polaka, dlaczego mieszka w Anglii, to odpowiedział, że dlatego, iż tam jest wysoki „socjal”. A czemu w takim razie, głosuje na kandydata PO, to odpowiedział, że w Polsce jest 500 plus i jak można tak rozdawać pieniądze…
Jak skuteczna jest to pułapka, najlepiej pokazują argumenty ludzi, którzy obiektywnie odnieśli sukcesy w swoich dziedzinach. Znana pisarka mówi, że najbardziej to przeszkadzają jej „pisowskie mordy”, „elitarny” warszawski reżyser filmowy i teatralny pisze, że trzeba głosować na RT, bo jest … ładniejszy. Jedna z wybitnych aktorek mówi, że jak PiS rządzi, to tak jakby ktoś na nią (przepraszam)…srał. Siła argumentów „elit” jest, jak widać na tych kilku przykładach porażająca. Jednak oni nie muszą się zastanawiać. Muszą głosować na kandydata PO, bo w ich zawodzie nie można stracić dyplomu „elitarności”.
Po drugie - socjalizacja medialna
Cały świat dziś zmierza w kierunku dominacji mediów społecznościowych i tych 2.0 (niektórzy mówią nawet 3.0). Konta na Facebooku, Twitterze, Instagramie, czy nowe Tik Toki, świadomie wprowadzają elementy socjalizacji do swoich regulaminów, oczywiście pod hasłami „równości, tolerancji”, co po nimi się kryje opisałem tutaj. Organizują też socjalizację w wersji „soft” . Zróbcie sobie test - rozwińcie emotikonki flag narodowych na swoim FB i zobaczycie, że szybciej wyskoczy flaga LGBT, która nie jest oficjalnym symbolem żadnego państwa, niż flaga Polski. Na całym świecie jest też szeroko opisywany problem blokowania prawicowych profili (znany również w Polsce)a z drugiej strony promowania nawet bardzo radykalnie lewicowych. Jednym słowem, w jednej z najważniejszych części rynku mediów, widać dominacje czy nawet hegemonię narzędzi wrogiej socjalizacji.
Co z pozostałą częścią rynku mediów? Jedynie, dzięki mocno krytykowanej TVP, rynek „dużej telewizji” jest w miarę zrównoważony. Problem tylko polega na tym, że nie udało się stworzyć równowagi ponadczasowej i instytucjonalnej. Niestety ta „równowaga” jest temporalna i połączona z czasem rządów ZP (co jest ogromnym nierozwiązanym problemem).
Portale? Wszystkie największe portale w Polsce mają wyraźny profil liberalno-lewicowy (choć w każdej z tych redakcji są prawicowi dziennikarze i występują tam politycy prawicy). Duża część tych mediów, nie tylko na co dzień, wspiera ideologię lewicową, ale nawet ostatnio wiele z nich usprawiedliwiało fizyczną napaść na ciężarówkę fundacji prolife. Ponadto z wielkim zaangażowaniem te medialne środowiska realizują politykę „pedagogiki wstydu”. Przykładów jest wiele. Przytoczę tylko jeden z ostatnich. Do Sejmu skierowano „petycję” o szkodliwości „Halloween”. Każdy ma prawo skierować do Sejmu petycję. Zgodnie z prawem skierował ją do rozpatrzenia wicemarszałek z SLD. Nikt nie mówił, że będzie ona pozytywnie rozpatrzono, że zmieni istniejące się prawo. I co się stało? Media liberalno-lewicowe rozpętały burzę na całą Europę, że „PiS chce karać za Halloween”. Nie dość, że z największych portali w Polsce długo nie schodziły tytuły dotyczące tej petycji, to jeszcze dziennikarze tych redakcji przesłali artykuły do swoich kolegów w Europie, które je przedrukowały. I tak w świat poszła informacja o głupich Polakach, o zacofanej Polsce etc… A chodziło przecież tylko o list, petycję z opinią, do której złożenia, każdy w wolnym państwie ma prawo. Tak samo było z projektami obywatelskimi ws. pedofilii czy aborcji. Projekty obywatelskie, które wg. Konstytucji muszą (!) być procedowane (nie zostały nawet przyjęte przez Sejm, a co dopiero mówić o całym procesie legislacyjnym)a stały się podstawą do opluwania Polski w całym świecie i nawet Parlament Europejski wydał w tej sprawie rezolucję.
Niestety, takie manipulacje są w Polsce codziennością. Czy ktoś z Was myśli, że takie niszczenie wizerunku własnego państwa przez polityków udających dziennikarzy, w oparciu o permanentną manipulację, jest normalne i byłoby tolerowane w jakimkolwiek liczącym się zachodnim państwie? Czy ktoś z Was uważa, że wieczór wyborczy największego portalu w Niemczech czy Francji mógłby prowadzić dziennikarz, który pisał „Jeb.. Merkel” albo „Jeb.. Macrona”?
W związku z tym, to nie chodzi o „hungaryzację” mediów czy „niszczenie niezależnych mediów” Chodzi tylko o stworzenie systemu równowagi. Kiedy pójdzie kolejna fala ataków w stylu „PiS chce wsadzać do więzienia za Halloween” lub „Kościół to samo zło” musi powstać druga grupa mediów, która ma porównywalną siłę i jest w stanie szybko pokazać inną perspektywę. I nawet niech ktoś mi nie używa argumentu „to se stwórzcie swojego Axel Springera”.
Ponadto, w związku z pierwszym i drugim opisywanym przez mnie wektorem socjalizacji liberalno-lewicowych mediów III RP jest monopolizacja procesu „dystrybucji prestiżu”. Ogromnie ważna część dla ludzi pracujących w zawodach uznawanych za elitarne. Jednak to temat na inną dyskusję.
Po trzecie - socjalizacja z uczelni wyższych
Zmiany przeprowadzone przez nasz rząd, niestety, umocniły (głównie na kierunkach humanistycznych) nurty lewicowe na uczelniach. Stare układy na uczelniach stały się jeszcze silniejsze kosztem uczelni ze średnich i mniejszych miast. Transfery większych środków oraz brak skutecznych reakcji na niszczenie wolności słowa tylko je ośmieliły. Doszło nawet do tego, że rzecznik dyscyplinarny uczelni Uniwersytetu Śląskiego wszczął postępowanie dyscyplinarne i zażądał kary dla prof. Ewy Budzyńskiej. Mówiła ona na wykładach m. in. o klasycznej definicji rodziny składającej się z „męża, żony, ojca, matki, dzieci, krewnych i powinowatych”, co nie spodobało się niektórym studentom. Profesor od ponad 28 lat wykłada na Uniwersytecie Śląskim socjologię rodziny. Do tego ludziom, związanym nawet luźno z obozem konserwatywnym, zamyka się możliwość kariery naukowej czego przykrą puentą była sprawa A. Zybertowicza. I jakby tego było mało, Konferencja Rektorów Akademickich zapowiada sankcje dyscyplinarne dla naukowców, którzy skrytykują ideologię LGBT. Przypominam, że uczelnie wyższe na całym świecie cieszą się względną prawną autonomią od państwa i właśnie ze względu na to, mają być bastionem wolności słowa, debat, ścierania się różnych poglądów i hipotez. Ciekawe, jak ma w takim razie wyglądać debata na polskich uczelniach np. w jednym z najistotniejszych toczących się obecnie dyskursów aksjologicznych na świecie, której centrum jest definicja rodziny, skoro jedna ze stron debaty (konserwatywna) nie możne używać swoich argumentów, bo grozi to dyscyplinarką. Do tego, rok temu Uniwersytet Jagielloński odmówił mi prawa do najmu sali (na komercyjnych zasadach), gdyż dyskusja (jak to dziwne na uniwersytecie), miała dotyczyć ideologii LGBT.
Wiecie już dlaczego po szkole średniej, gdzie serca młodych podbija „romantyzm”, najwięcej młodzieży wybierało prawicowe partie (PiS, Konfederację, wcześniej Korwina czy Kukiz15)a po uczelniach wyższych PO lub Lewicę.
Po czwarte - socjalizacja korporacyjna
Największe na świecie firmy już powszechnie wpisują w swoje „regulaminy” czy „polityki wewnętrzne” promowanie „ideologii LGBT czy gender”. Polska niedawno tego doświadczyła w przypadku IKEA-i, gdzie zmuszano pracowników do udziału w „pogadankach” nt. „gender”, a kiedy na wewnętrznej grupie firmy, jeden z pracowników się temu sprzeciwił używając cytatu z Biblii, został wyrzucony z pracy.
Podobne polityki wewnętrzne są powszechne w małych, średnich czy dużych korporacjach ponadnarodowych, szczególnie w dużych miastach i potem trudno się dziwić, że ludzie chcąc awansować, dostosowują się do tych reguł.
Po piąte - socjalizacja instytucjonalna
Największe organizacje na świecie tj. ONZ, UE wprost w swoich dokumentach wpisują lewicowe postulaty „genderowskie” i za każdym razem w UE, kiedy chcemy się odwołać do dziedzictwa chrześcijańskiego Europy, jesteśmy przegłosowywani, bo ważniejsze jest „dziedzictwo gender”
Dodatkowo w kluczowych dokumentach UE - liderzy partyjni przy aplauzie polskiej opozycji regularnie odwołują się do tzw. „manifestu z Vententone”, a jego autor Alterio Spinneli ma w UE status „boga”. I tam niemalże wprost, wpisuje się politykę walki z anachronizmem państw narodowych kosztem tworzenia państwa europejskiego.
Po szóste - NGO
Ogromne pieniądze w ramach „soft power” transferowane są przez ponadnarodowe systemy. Inwestycje w organizacje wspierające nową rewolucję moralną oraz rozmontowywanie starych więzi budowanych na sile państw narodowych. Najbardziej znane są oczywiście organizacje Sorosa, który nie ukrywa nawet tego, jaki jest cel przekazywanych przez niego środków. Pomaga kupować i finansować media (w Polsce Radio Zet i media Agory), uniwersytety, buduje organizacje trzeciego sektora z potężnymi zasobami. Składa się na nie sieć finansowanych przez niego organizacji pozarządowych. Są one obecne niemal w stu krajach świata. Na pierwszy rzut oka nie są to instytucje polityczne lecz społeczne, obywatelskie czy charytatywne. Mają jednak wpływ opiniotwórczy, zasoby finansowe oraz zdolność mobilizowania zwolenników w kręgach liberalno-lewicowych.(1)
Idąc właśnie tym tropem, UE stworzyła nowy program “Obywatele, Równość, Prawa i Wartości”. Miliony euro będą przekazywane właśnie na takie cele, jak wyżej. Środki transferowane do swoich organizacji pozarządowych, która mają pilnować właściwej „socjalizacji społeczeństw europejskich”
Po siódme - kultura
To pole, na którym ciągle przegrywamy. Oczywiście, to wyjątkowo trudne zadanie, bo generalnie ludzie kultury (szczególnie masowej jak np. kinematografia), na całym świecie to w zdecydowanej większości ludzie, u których dominuje ultraliberalne podejście do kwestii obyczajowych, a już szczególnie ograniczeń wynikających z etyki chrześcijańskiej. Stąd nienawiść do prawicy, której działalność odwołuje się do tej sfery wartości. Do tego duża cześć instytucji kultury w Polsce ustrojowo jest pod nadzorem samorządów. A najważniejsze w Warszawie czy Krakowie są wśród tych najbardziej upolitycznionych. Jednak dalej uważam, że nie można tu odpuszczać. Tym bardziej, że najbardziej masowej narzędzia socjalizacji w tej sferze tj. Netflix, Amazon i HBO GO znane są z nachalnej promocji poprawności politycznej oraz lewicowej rewolucji moralnej. Dlatego potrzeba tu zmian strukturalnych i instytucjonalnych oraz mądrego planu na dialog z tymi, którzy chcą w nim uczestniczyć (tu jestem, niestety, umiarkowanym optymistą).
Podsumowując, te wszystkie elementy bardzo rozbudowanej, agresywniej, wrogiej lewicowej socjalizacji społeczeństwa, plus presja kulturowa na postępującą sekularyzację i laicyzacja, jako moda w mediach społecznościowych spowodowały zmiany, których efekty widzimy w decyzjach wyborców. Ta wroga socjalizacja zatruwa każdego roku dużą cześć Polaków, głównie młodych . Niestety, nie widzę tu tamy instytucjonalnej i przemyślanej alternatywy. I nie zdziwmy się, jak retoryka ludzi pokroju R. Trzaskowskiego będzie za chwilę trafiała nie do 48% ale np. do 51% społeczeństwa, a w kolejnym roku do 11 czy 12 mln ludzi i prawica za chwilę, zostanie zepchnięta do długoletniej defensywy, z której jednym wyjściem będzie zgoda na te antywartości. Tak niestety stało się z konserwatywną partią(!)w Wielkiej Brytanii, która do szkół wprowadza obowiązkowe nauki gender czy chrześcijańskimi(?) demokratami w Niemczech, którzy zgadzają się już na adopcje dzieci przez pary homoseksualne.
Proces „Uplatfarmianie PiS-u”
Obóz prawicy ma przeciwko sobie ogromną, świetnie zorganizowaną i sfinansowaną z zewnętrznych środków armię (opisałem to we fragmencie zamieszczonym wyżej), dlatego bardzo istotne jest to, żeby wszyscy ludzie, którzy są w naszym środowisku, mieli pewność, że ideowo (przynajmniej, jeśli chodzi o rdzeń) są po naszej stronie. Problem polega na tym, że od kiedy mainstream w naszym ośrodku tworzy „nowa ekipa”, ludzie którzy chcą działaniami bronić takich wartości, jak społeczna nauka kościoła, rodzina czy w końcu reforma państwa, są wyzywani od „jakobinów”, „jastrzębi” czy w najlepszym przypadku radykałów. Wyzywają mnie i tak już nasi przeciwnicy i nie wiem, dlaczego pozwolono na to, aby również takie postawy stały się czymś normalnym w naszym obozie? Dlatego osoba, która wierzy w to, że trzeba mocno bronić naszych wartości (czasem i ramionami), często przestaje czuć się komfortowo w obozie, który nazywa się „Zjednoczona Prawica”? Dlaczego np. „ziobryści” są lżeni w mediach przez innych, oczywiście „anonimowych polityków”, bo MS zajmuje się np. wspieraniem organizacji chrześcijańskich, wydawaniem publikacji o ideologii „gender” czy prowadzeniem polityki historycznej w „Muzeum Żołnierzy Wyklętych”? Dlaczego ludzie ideowi, którym i tak już niełatwo żyje się w dużych miastach (są wyzywani na ulicach i mediach III RP), każdego tygodnia są jeszcze poniżani przez „własne elity”? Stworzono u nas jakiś system kozetki, na której co jakiś czas trzeba się spowiadać ze swojej prawicowości, bo to „szkodzi kampanii jednej czy drugiej”. Tymczasem fakty są takie, że Andrzej Duda wygrał wybory głosami prawicy (w drugiej turze mobilizacja wschodu i mniejszych ośrodków oraz największy przepływ z Konfederacji, a pełna porażka w „centrum” Kosiniaka czy Hołowni). Najlepszy wynik PiS-ZP w historii to 45,38% w wyborach do PE (nazywanych dla PiS najtrudniejszymi), kiedy przekaz był do końca „prawicowy”, a twarzami kampanii byli ludzie wyzywani od „jastrzębi”. Chwilę później, w lepszych dla nas profilowo wyborach do Sejmu nie dość, że wynik był gorszy, to jeszcze ta „mądrzejsza” retoryka wprowadziła do Sejmu Konfederację (która w wyborach do PE nie przekroczyła progu) oraz odpuszczanie spraw „cywilizacyjnych”, co z kolei otworzyło lewicy drogę powrotu do parlamentu.
Znam wielu wyborców i zwykłych działaczy, którzy właśnie ze względu na nurty „uplatfarmiania” naszego obozu odeszli do Konfederacji, bądź byli zdemobilizowani podczas ostatnich rywalizacji wyborczych.
Dokąd prowadzisz Polskę Zjednoczona Prawico?
Każdy w naszym środowisku powinien się zastanowić, dlaczego lewicowa ideologia podbija umysły młodych i mieszkańców miast? Czy dlatego, że ich liderzy się jej wstydzą? Czy może dlatego, że o nią bezwzględnie walczą? A potem nasz obóz musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chce być „prawicą retoryczną” czy prawdziwą.
To dylemat, który jest obecny w naszym politycznym środowisku od 2015 roku. Mianowicie, czy wielkim wysiłkiem i siłą rzeczy z problemami, mamy reformować państwo i walczyć o naszą cywilizację? Czy na agendę wrzucić politykę „ciepłej wody w krainie 2” i uznać, że walka cywilizacyjna jest już przegrana (bo cały zachód przegrał, to my też przegrany - to niestety słyszałem już wielokrotnie w naszym obozie) i zająć się tylko „utrzymaniem sterowności państwa” wg bieżących potrzeb. A w sprawach wrażliwych, jak: sądy, media, uczelnie wyższe, kultura dogadać się z układem III RP, a wszystko domknąć koalicją z PSL(które wiadomo, że będzie przeciwko dużym reformom 3RP). Czyli „uplatformić” nasz obóz i z głowy.
Czytałem ostatnio wywiad z belgijskim intelektualistą, prof. Davidem Engelsem, który mówi: „Wyemigrowałem z Belgii do Polski nie tylko ze względów zawodowych, ale też dlatego, że w zachodniej Europie spodziewałem się kryzysu (wartości). Takiego, który nastąpi dość szybko i pogrąży Zachód na co najmniej kilka lat. Chciałem zadbać o bezpieczeństwo mojej rodziny, dopóki był na to czas. I wybrałem Polskę. ”
Ja mam naprawdę silne przekonanie, że my nie musimy być kserokopiarką Europy. Polska właśnie może się wyróżnić obroną tradycyjnych wartości, do których więcej ludzi będzie ciągnąć z całego świata widząc szaleństwo lewicowej ideologii, która odbiera im np. wolność do wychowania dzieci. Każdego miesiąca do Polski przyjeżdżają rodziny, które uciekały przed szalejącymi lewicowymi instytucjami państwa, które odbierają dzieci z ideologicznych pobudek. Jestem dziś przekonany, że twarda i zdecydowana obrona polskich wartości jest najlepszą inwestycją w naszą przyszłość. Powiem więcej, my jako ojczyzna Jan Pawła II mamy szczególne zobowiązanie do obrony chrześcijańskich wartości i wierzę, że to właśnie od Polski może rozpocząć się powrót do wartości w całej Europie. Bo tak jak marksizm skompromitował się i upadł, taki sam los, prędzej czy później, spotka neomarksizm. I Polska wtedy z naszym a „niezapożyczonym” duchem, znów może odegrać swoją ważną rolę w historii. Wkrótce będziemy obchodzić 100-lecie „Bitwy Warszawskiej”, jednej z najważniejszych bitew w historii, która zmieniła losy świata. My, Polacy (nie urzędnicy z Holandii czy Luksemburga), uratowaliśmy Europę przed bolszewizmem, mimo, że niewielu dawało nam szansę. Teraz możemy uratować cywilizację europejską, stając się jej kolebką.
Naprawę potrzebujemy więcej wiary w Polskę!
Prawica, jeśli chce odbić duszę miast, lepiej wykształconych, musi nie tylko skutecznie powstrzymać ekspansję neomarksistowskiej trucizny do obszarów, które opisałem, ale również sama przedstawić ambitną wizję Polski. Nie „ciepłą wodę w kranie 2”, nie „uplatfarmianie” ale wizję rozwoju Polski odważnej, z charakterem i dumnej z własnego kodu kulturowego. Polski, która zostawia rolę „kserokopiarki UE” i zacznie być liderem. Tak jak kiedyś Polska Jagiellonów była liderem, miała charakter i kulturowe przewagi konkurencyjne, które były jej siła napędową.
Więc co robić, aby zdobyć serca młodych i miast? Tak, jestem zwolennikiem walki we wszystkich wymienionych bitwach, w których na razie wygrywa lewica. Potrzebne są zmiany w mediach, równowaga w instytucjonalnej dystrybucji prestiżu, mocne inwestycje w trzeci sektor broniący tradycyjnych wartości, walka o instytucje kultury, dokończenie reformy wymiaru sprawiedliwości i rozpoczęcie (sic!) zmian na uczelniach wyższych, do tego oferta dla młodych (mieszkania), nie dać lewicy zabrać naturalnego dla konserwatystów tematu „środowiska” i bardzo mocne (bez żadnego strachu przed pedagogiką wstydu) działanie w obszarze patriotyzmu. Nie tylko w sferze dialektyki, ale i realnych działań. Powiedzmy sobie szczerze to, że nas obóz nie może się zdecydować czy dryfuje bardziej w kierunku mainstreamu czy idzie pod prąd. Być może również to było przyczyną, że obchody 100-lecia (!) niepodległości były, mówiąc eufemistycznie „takie sobie, a zbliżająca się rocznica 100-lecia jednego z największych zwycięstw Polaków w historii, niestety, również nic na to nie wskazuje, że będzie wydarzeniem, o którym cały świat usłyszy.
Jaka więc odpowiedź na tytułowe pytanie: dokąd idziesz? Która droga najlepsza dla Polski? Mocna drogą wartości. Kultura, media, etyka chrześcijańska, trzeci sektor, reformy państwa, dbałość o środowisko, patriotyzm. Jaka jest alternatywna droga? Przymilanie się do mainstreamu, bycie „fajnym”, dostosowanie się do trendów sekularyzacyjnych, „bycie jak druga strona”, dogadywanie się z „układem” i koalicja z PSL-em. Do tego postępujące „rozmycie ideowe” i realizowanie programu „ciepłej wody w kranie”. Zdecydowanie nie! Musimy podjąć walkę o odzyskanie ducha i polskich wartości dla naszej młodzieży. Tych polskich wartości, które 100 lat temu „nad Wisłą” zmieniły losy świata.
Przypisy:
1 - Kim jest George Soros, uważający siebie za „kogoś w rodzaju boga, stwórcy wszystkiego“
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/511281-quo-vadis-zjednoczona-prawico