Wróciła sprawa Konwencji stambulskiej wprowadzonej polityczną przemocą przez rząd Ewy Kopacz. Dokument został ratyfikowany w 2015 roku, pomimo sprzeciwu ówczesnej opozycji i zaniepokojenia obywali. Głosowania nad ratyfikacją zostały poddane dyscyplinie partyjnej, a o żadnych ustępstwach nie było mowy. Czas wrócić do sprawy w nowej rzeczywistości. Założenia i cele tego dokumentu są zbyt niebezpieczne, by o nim zapomnieć.
Przypomnijmy sobie na wstępie atmosferę, w której rząd Ewy Kopacz ratyfikował Konwencję Rady Europy ws. przemocy wobec kobiet. Głosowania były formalnością, a wyłamanie się z partyjnych wytycznych groziło konsekwencjami.
Wątpliwości wobec dokumentu było mnóstwo. Eksperci alarmowali, że budząca zaufanie nazwa „Konwencji Rady Europy ws. przemocy wobec kobiet” nie tylko nie uleczy sytuacji przemocowych, ale przyniesie ich eskalację. Zapisy otwierają także drogę do demoralizacji życia społecznego i ograniczania wolności.
Nawet pobieżna analiza Konwencji Rady Europy ws. przemocy wobec kobiet pokazuje, że może zostać łatwo użyta jako instrument dyskryminacji. Masa nieostrych pojęć, dziwnych definicji i kwantyfikatorów sprawiają, że dokument jest bardzo niebezpieczny i może naruszać wolności obywatelskie.
Niejasne reguły i rozmyte definicje
Konwencja wprowadza niejasne reguły prawne, które mogą służyć nadużyciom. Eksperci zwracają uwagę na język maksymalizmu prawnego, którym jest napisana. Już art. 1 otwiera furtkę do nieskończonych nadinterpretacji:
Konwencja ma na celu:
a. ochronę kobiet przed wszelkimi formami przemocy oraz zapobieganie, ściganie i eliminację przemocy wobec kobiet i przemocy domowej;
b. przyczynienie się do eliminacji wszelkich form dyskryminacji kobiet oraz wspieranie rzeczywistego równouprawnienia kobiet i mężczyzn, w tym poprzez wzmocnienie pozycji kobiet;
c. stworzenie szeroko zakrojonego planu ramowego, polityk i działań na rzecz ochrony i wsparcia wszystkich ofiar przemocy wobec kobiet i przemocy domowej;
d. zacieśnianie międzynarodowej współpracy mającej na celu likwidację przemocy wobec kobiet i przemocy domowej;
e. zapewnienie wsparcia i pomocy organizacjom i instytucjom władzy wykonawczej w skutecznej współpracy na rzecz wypracowania zintegrowanego podejścia do likwidacji przemocy wobec kobiet i przemocy domowej.
Widać, że zawarte w dokumencie regulacje mogą zostać wyinterpretowane w dowolną stronę. Przemoc i agresja potraktowane są w dalszych punktach bardzo szeroko i określone jako „każdy akt dyskryminacji, która może prowadzić do psychologicznej szkody lub cierpienia kobiet, w tym również groźby takich aktów”. Wprowadzone zostaje także pojęcie płci społeczno-kulturowej, która także ma być chroniona przed przemocą.
Przemoc jako furtka do nadużyć wobec wolności
Kto będzie więc definiować czym ta agresja jest, skoro już na wstępie widzimy, że nie chodzi tu tylko o przemoc fizyczną czy słowną? Czym są te „wszelkie formy przemocy”? Jakie instytucje będą je definiować i nadzorować ich nieprzekraczanie? Dokąd sięga zapisane w dokumencie „rzeczywiste równouprawnienie”? Jak można tak bezrefleksyjnie przekazać instytucjom (sądom, administracji, organom pozarządowym) tak potężne uprawnienia ingerujące w ludzką wolność? Wszystko to może prowadzić do nieskończonych nadużyć prawnych.
Art. 40. nakazuje uchwalenie przepisów przewidujących odpowiedzialność karną za „wszelkie formy niepożądanych działań werbalnych, niewerbalnych lub fizycznych o charakterze seksualnym, skutkujące naruszeniem godności danej osoby, w szczególności w atmosferze zastraszania, wrogości, upodlenia, poniżenia lub obrazy”. Jednocześnie art. 4 nakazuje, aby przepisy te były ustanawiane „bez jakiejkolwiek dyskryminacji ze względu zarówno na płeć biologiczną, płeć społeczno-kulturową, orientację seksualną, tożsamość płciową lub inny”. **Co to oznacza? Interpretacja tych zapisów może zostać ograniczona jedynie przez wyobraźnię interpretującego. Można w nią wpisać zarówno wprowadzenie obowiązku uzgadniania płci na żądanie, jaki i dowolną manifestację ideologii LGBT+, której nie będziemy mieli prawa krytykować. Co więcej, ta ostentacyjna obecność środowisk LGBTQ w szeroko pojętych przestrzeniach społeczno-politycznych jest według Konwencji sprawą oczywistą i wskazaną. Także w szkołach. Tego właśnie dotyczy kolejny punkt.
Rewolucja kulturowa i wykorzenianie chrześcijaństwa
Pod pretekstem walki z przemocą wprowadzane są postulaty rewolucji kulturowej, zwalczające fundamenty kultury chrześcijańskiej. Bo to właśnie w tradycyjnym wychowaniu, w religii i kulturze autorzy dokumentu widzą źródła przemocy. Nie w alkoholizmie, w uzależnieniach, w seksualizacji i brutalizacji życia, ale w heteroseksualnej, wierzącej rodzinie, która rzekomo powiela szkodliwe stereotypy. Wszystko ma zostać poddane redefinicji i reedukacji. Art. 12.1 mówi:
Strony stosują konieczne środki, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorach zachowań kobiet i mężczyzn, w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn.
Można więc spodziewać się, że lobby feministyczne zatroszczy się odpowiednio o podjęcie wszelkich środków w celu „wykorzenienia” stereotypowych ról kobiety i mężczyzny. Nie definiuje się przy tym czym są stereotypy, które mocą prawa jakieś władcze ciało będzie eliminowało. Wiadomo natomiast, że powołane na mocy Konwencji międzynarodowe ciało GREVIO obejmie nadzór nad wdrażaniem Konwencji.
Nowa edukacja zwalczająca stereotypy
Art. 14. Konwencji wprowadza olbrzymie uprawnienia do całkowitej przebudowy edukacji.
Strony podejmują działania konieczne do wprowadzenia do oficjalnych programów nauczania na wszystkich poziomach edukacji materiałów szkoleniowych (…) dotyczących równouprawnienia kobiet i mężczyzn, niestereotypowych ról przypisanych płciom, wzajemnego szacunku (…).
Ten artykuł budzi wyjątkowe obawy. Kto będzie orzekać o tym, na czym polegają niestereotypowe role przypisane płciom? Kto je określi? Jak zostaną dobrane do poziomu rozwojowego dzieci? Gdzie w tym wszystkim prawa rodziców do wychowania dzieci w kręgu wartości, jakich sami sobie życzą? Wątpliwości rozwiewa kolejny paragraf, który pokazuje, że rodzice nie będą mieli już nic do powiedzenia.
Religia i rodzina źródłem zła i przemocy
Art. 12 ukazuje zwyczaje, tradycję i religię w kontekście zagrożenia. Ani raz Konwencja nie wspomina o nich jako o zjawisku pozytywnym.
Strony gwarantują, że kultura, zwyczaje, religia, tradycja czy tzw. „honor” nie będą uznawane za usprawiedliwienie dla wszelkich aktów przemocy objętych zakresem niniejszej Konwencji.
Można się więc spodziewać, że wszelkie próby wychowywania dzieci do odpowiedzialności czy męstwa zostaną uznane za przemocowe. Stawianie dziecku wymagań to przecież oczekiwanie wysiłku, który może zostać uznany za przemoc naruszającą jego bezrozwojowy błogostan.
Konsekwencjami prawnymi bez trudu będzie można obciążyć nauczycieli, duszpasterzy czy dziennikarzy, którzy będą się sprzeciwiać forsowanemu przez środowiska LGBT stylowi życia. Artykuł 14. wprowadza bowiem następujący nakaz:
Strony podejmują działania niezbędne do promowania zasad, o których mowa w ust. 1 niniejszego artykułu, w instytucjach edukacyjnych o charakterze nieformalnym, a także w obiektach sportowych, kulturalnych i rekreacyjnych oraz w mediach.
Po co nam Konwencja?
Trudno nie zgodzić się tymi, którzy upatrują w Konwencji narzędzia do ograniczenia wolności. Zwłaszcza, że to dokument, który w naszej rzeczywistości prawnej jest zbędny i nie wpływa na poprawę bezpieczeństwa. Wszelka ochrona ofiar przemocy została już uregulowana mocą ustawy antyprzemocowej, której możliwości są i tak posunięte bardzo daleko. W ostatnich latach przepisy te zostały jeszcze bardziej doprecyzowane, więc tym bardziej nie powinniśmy utrzymywać w mocy Konwencji, która póki co jest martwa, ale potencjalnie wysoce niebezpieczna. Możliwość taką daje Polsce artykuł 80, Konwencji, w którym czytamy:
Każda Strona może w dowolnym czasie wypowiedzieć niniejszą Konwencję w drodze notyfikacji skierowanej do Sekretarza Generalnego Rady Europy.
Wypowiedzenie staje się skuteczne pierwszego dnia miesiąca następującego po upływie okresu trzech miesięcy od dnia otrzymania notyfikacji przez Sekretarza Generalnego.
Zamiast więc czekać biernie na moment, w którym inżynierowie nowego ładu społecznego zaczną wykorzystywać dokument do realizacji własnych celów, czas zareagować… Niebezpieczeństwa społeczne są zbyt duże, by ryzykować.
CZYTAJ TAKŻE:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/511149-konwencja-stambulska-jest-skrajnie-niebezpieczna-dlaczego