Brak koncepcji na wielką politykę historyczną jest dla wielu z nas największym zaskoczeniem przy rządach Dobrej Zmiany, zwłaszcza że odbudowa pamięci i tożsamości jest pewnym przesłaniem i testamentem śp. Lecha Kaczyńskiego.
W najbliższych dniach, gdy usłyszymy sto przemówień i zobaczymy pięćset wieńców składanych w kilkudziesięciu miejscach związanych z Powstaniem Warszawskim, Cudem nad Wisłą, Solidarnością i wybuchem II wojny światowej, niewiele będzie w tym rozmachu i wizji, pozostawionej przez tragicznie zmarłego Prezydenta. Polska nic nie zyska, my nic nie stracimy, zarobią na pewno kwiaciarnie. Sztampowe uroczystości to właśnie złota era dla sprzedających wieńce i kwiaty.
Sztampa, ciągle sztampa
Nie byłoby w tym nic złego, bo rocznice, bohaterów i polski czyn czcić trzeba - także kwiatami. Również przemówieniami i defiladami, zapowiedziami muzeów (choć lepiej samymi muzeami) i odsłanianiem pomników (byle artystycznie przemyślanych). Brakuje jednak naszym uroczystościom wielkiej opowieści, skoncentrowanej wokół centralnych obchodów, pozostawiających trwałe dzieła dla przyszłych pokoleń. Od pięciu lat organizuje się bowiem tysiące imprez, które są odtwarzaniem wiecznie tego samego rytuału: zgromadzenie ludzi, przemówienia, oklaski, kwiaty, czasem jakiś program artystyczny.
Marnowanie potencjału
Projektów na miarę animacji „Niezwyciężeni” przygotowanych przez Wydział Notacji i Opracowań Multimedialnych IPN albo filmu „Legiony” Dariusza Gajewskiego jest jak na lekarstwo. Łuku triumfalnego brak, a pomniki przysparzają zawód. Na muzea czekamy jak w wierszu Norwida:
klaskaniem mając obrzękłe prawice,/ Znudzony pieśnią, lud wołał o czyny.
Nie było w Polsce centralnych obchodów stulecia odzyskania niepodległości. Kraj pokrył się gęstą siatką mikroimprez, nawet takich jak planowany konkurs na kolorowe pudełko od zapałek, wspierany przez wielką instytucję. Widziałem arcyrzetelnego i uzdolnionego edukacyjnie historyka, twardego antykomunistę, który zaprzągnięty został do wycinania tekturowych głów końskich dla dzieci (miała to być „Kasztanka” Józefa Piłsudskiego). W Gorlicach uczestniczyłem w uroczystościach, w których samo przedstawianie ważniejszych, podobno, gości zajęło ponad 40 minut, a pamiętam, że oklaski zebrała nawet pani kierownik miejscowego ZUSu. Możemy odnotować mnóstwo kapitalnych i wzniosłych przemówień - ale tylko przemówień, w domach kultury i lokalnych bibliotekach obejrzeć wystawy i wystawki, konkursy i konkursiki, koncerty o koncerciki, kupić setki książek i książeczek, przejść w marszach i marszykach i uczestniczyć w mszach za ojczyznę. Albo oglądać projekty łuku triumfalnego, podsumowane zamiarem budowy świdra.
ZOBACZ TAKŻE: Aleksandra Jakubowska o pomniku na stulecie Bitwy Warszawskiej: Ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra
Polska przypadłość?
Jubileuszowanie polskie trąci zawsze zgnilizną
-pisał w liście do Seweryna Duchińskiego Cyprian Kamil Norwid, co skwapliwie przypominał Józef Czapski, także obawiający się narodowych akademii, jako nudnych, pompatycznych, prowadzonych bardziej dla samozadowolenia organizatorów niż dla uczestników. Świadek innej epoki, Henryk Ciecierski, opisywał w pamiętnikach zawodowych jubileuszowców, którzy potrafili gadać w nieskończoność. Był na przykład taki Wacław Malinowski,
który wyłącznie prawie gadał o spawach politycznych. Pilnie też jeździł na wszelkie zjazdy społeczno-polityczne ziemian, jak dziad proszalny wędruje na odpusty (…). Przemawiał zawsze pod koniec, operując zwykle frazesami i wystękując warianty już przez poprzednich mówców wypowiedzianych zdań. Mówił rozwlekle i nudnie.
Znudzony Ciecierski, zresztą wnuk innego gawędziarza Henryka Rzewuskiego, pisał o jałowości urzędniczych imprez, uwiecznił na kartach wspomnień taki oto toast:
„pan swoją obecnością nas tu demokratyzuje, więc (?!) niech żyje Marszałek Piłsudski! Niech żyje pan aptekarz! Niech żyjeeee!”. Toast powyższy był chyba dwudziesty. Sapienti sat.
Może więc tak już musi być? Ewentualny urzędnik czy polityk, który być może niniejszy tekst przeczyta, oburzy się zakłócaniem odwiecznego rytmu polskich uroczystości?
ZOBACZ TAKŻE:
Recepta na młodych
I może w tej prostej materii leży problem poparcia dla Zjednoczonej Prawicy. W 2015 roku Andrzej Duda przekonał do siebie 60,8% wyborców do 29 roku życia, a 5 lat później już tylko 35,6% (mniej niż Bronisław Komorowski w roku swej wyborczej klęski). Abstrahując od tej młodzieży liberalnej, która wiedzę czerpie z serwisów społecznościowych i kolorowych memów, nieuwzględniających zazwyczaj zakorzenienia we wspólnocie narodowej, jest nadal sporo młodych Polaków, przywiązanych do swoich korzeni. To tacy ludzie w czasach Donalda Tuska wyszli na ulice z marszami Witolda Pileckiego, zapisywali się jako wolontariat na “Łączkę” pod opieką profesora Krzysztofa Szwagrzyka, odwracali wzrok na widok czekoladowego Orła Bronisława Komorowskiego.
Patrioci chcą autentyzmu, wielu z nich oczekuje rozmachu, nowych form upamiętniania, wsparcia ich własnych inicjatyw. Rada Dyplomacji Historycznej przy MSZ ogłosiła w maju 2020 roku konkurs na obcojęzyczną pracę historyczną - z terminem na koniec sierpnia. Trzymiesięczny okres naboru oznacza, że faktycznie można nadsyłać prace już napisane, albo będące na ukończeniu, nie zaś przygotowywane specjalnie z myślą o MSZ-owskim przedsięwzięciu. Brakuje więc ręki wyciągniętej ze strony instytucji państwowych do kreatywnych i zaangażowanych patriotycznie obywateli.
Komu powyższa diagnoza wydaje się przesadzona - proszę bardzo. Mamy przed sobą rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego, stulecie Bitwy Warszawskiej, czterdziestolecie narodzin Solidarności i kolejne wspomnienie o napaści Niemiec na Polskę. Zapowiadają się rozproszone imprezy, przemówienia, zapowiedzi i wieńce. Najbliższa przyszłość zweryfikuje czy patriotyczne obchody zostawią po sobie coś więcej niż uśmiechy polskich kwiaciarzy.
OBEJRZYJ ROZMOWĘ MŁODEGO POKOLENIA ZJEDNOCZONEJ PRAWICY. JAK POZYSKAĆ MŁODZIEŻ?:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/510946-zloty-wiek-kwiaciarni-czyli-jak-zmarnowalismy-uroczystosci