Mam mniej pretensji do ludzi, którzy naiwnie ulegają tej propagandzie, niż do tych, którzy ją nakręcają i uruchamiają, którzy chcąc uniknąć debaty na temat gender i samej konwencji z zimną krwią przedstawiają swych oponentów jako wrogów rodzaju ludzkiego
— mówi portalowi wPolityce.pl Marek Jurek, marszałek Sejmu V kadencji, były europoseł PiS.
wPolityce.pl: Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jest przygotowane do prac nad wypowiedzeniem konwencji stambulskiej. Chciałoby się powiedzieć, że lepiej późno niż wcale. Dlaczego tak istotne jest to, żeby Polska wypowiedziała ten dokument?
Marek Jurek: To konwencja genderowa, której dalekosiężne konsekwencje uderzają w całą kulturę i życie społeczne. Domaga się „wykorzeniania” zwyczajów i tradycji opartych „na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn”. A przecież najważniejsze wśród takich „stereotypów” to małżeństwo i rodzicielstwo. Domaga się promowania w edukacji publicznej „niestereotypowych ról przypisanych płciom”, pierwsza i najoczywistsza – to związek z osobą tej samej płci. I wreszcie godzi w wolność, gdy z góry usprawiedliwia wszelkie „specjalne środki”, użyte dla jej wprowadzenia. Co to konkretnie oznacza? Na przykład pozbawienie rodziców nadzoru nad działalnością edukacji publicznej, jak w Hiszpanii.
Zwolennicy konwencji powołują się przed wszystkim na jej tytuł – „ zwalczanie przemocy”. Tymczasem choćby ostatnie dni pokazały prawdziwy sens tego tytułu, którym jest odczłowieczanie przeciwników gender i rodzin przeciwnych gender, przedstawia się ich jako „zwolenników przemocy” tylko dlatego, że chcą bronić rodzin i dzieci przed ideologiczną przemocą wobec wychowania. Mam mniej pretensji do ludzi, którzy naiwnie ulegają tej propagandzie, niż do tych, którzy ją nakręcają i uruchamiają, którzy chcąc uniknąć debaty na temat gender i samej konwencji z zimną krwią przedstawiają swych oponentów jako wrogów rodzaju ludzkiego. To pokazuje jak bezwzględną kampanię prowadzą i jak bardzo jest zagrożona nasza wolność.
Konwencja jest bardzo sprytnie sformułowana, ponieważ cele ideologiczne znajdują się obok takich szczytnych celów, jak chociażby penalizacja okaleczania narządów rodnych kobiet, czy wymuszania aborcji. To jest zresztą charakterystyczne i dla wielu dokumentów ONZ-towskich, ale też i unijnych, że nośnikiem dla ideologii stają się naprawdę dobre cele.
Te cele realizuje każde cywilizowane państwo. I w odróżnieniu od genderowej konwencji wszelkie nowe propozycje dotyczące ich realizacji – są szeroko wspierane i solidarnie podejmowane. Jedyna wartość dodana tej konwencji to właśnie polityka gender, dążenie do radykalnej zmiany społeczeństwa, szczególnie edukacji.
Widzimy, jak wiele kłamstw towarzyszy od początku forsowaniu tego dokumentu. Najoczywistszym jest twierdzenie, że konwencja stambulska ma powszechną aprobatę, jest dokumentem oczywistym. Tymczasem nie ratyfikowała jej na przykład Wielka Brytania, a także połowa państw Europy Środkowej, w tym wszyscy nasi partnerzy wyszehradzcy, zaś parlamenty Słowacji i Węgier oświadczyły, że wycofują poparcie dla tej konwencji. Kiedy Paralament Europejski przyjmował (dwa lata po polskiej ratyfikacji) rezolucję ratyfikacyjną, żalił się w punkcie AH, że tylko połowa państw UE konwencję ratyfikowała. Tak sporny dokument powinien być po prostu dyskutowany, tymczasem strona genderowa dyskusję zastępuje kampanią nienawiści, przedstawiając swych przeciwników jako zwolenników przemocy.
Gdyby chodziło im naprawdę o walkę z przemocą – zastanowiliby się nad tym, że w wielu najistotniejszych aspektach konwencja (albo jej realizacja) traktuje przemoc jako konieczny składnik liberalnego społeczeństwa. W art. 17 na przykład konwencja mówi o „środowisku informacyjnym i komunikacyjnym zapewniającym dostęp do poniżających treści o charakterze seksualnym lub brutalnym, które mogą być szkodliwe”. I jak Pani myśli? Proponuje – jak wobec tradycji i zwyczajów – „wykorzenienie” takich patologii, walkę z pornografizacją i brutalizacją kultury masowej? Przeciwnie, mówi, że należy promować wśród rodziców i dzieci „umiejętność radzenia sobie” w takim środowisku, i co więcej – te promocje należy uzgodnić z mediami, by nie były to działania zbyt arbitralne. To tekst konwencji, a jej stosowanie? Art. 11 pięknie mówi o „wspieraniu badań dotyczących wszelkich form przemocy objętych zakresem niniejszej Konwencji w celu poznania ich przyczyn i skutków”. Ale zwolennicy konwencji, na przykład „Gazeta Wyborcza”, mówią wprost o „niedopuszczalności” badania związków między homoseksualizmem a pedofilią. Oni nie mówią tego o sugerowaniu jakiegoś koniecznego związku, ale właśnie o badaniach relacji. Tak zareagowali nawet na ostatni film Sekielskich.
Dlaczego art. 12 mówi o „wykorzenianiu tradycji”, a nie chce „wykorzeniać mód”? W Komisji LIBE Parlamentu Europejskiego dyskutowałem o tym z Corazzą Bildt, która mówiła o dramatach dziewcząt, których seksualne filmy są wrzucane przez ich partnerów do internetu. Zapytałem Corazzę jakie to „tradycje” każą filmować i pokazywać publicznie seks? To patologie współczesnej kultury, które absolutnie trzeba wykorzenić, ale o tym i konwencja, i jej promotorzy milczą. Czy w imię konwencji przeprowadzono choć jedną rewizję w sex-shopie z akscesoriami sado-maso?
Nikt nie immunizuje małżeństwa czy rodziny przed interwencjami prawa, jeśli dochodzi tam do zagrożenia praw poszczególnych osób (żony czy dzieci), i taka odpowiedzialność to wymóg cywilizowanego prawa. Natomiast w konwencji widzimy jak świadomie odwraca się uwagę od rosnących patologii antyrodzinnych subkultur i jak świadomie się je osłania. „Niech radzą sobie sami”, będziemy promować „zaradność” w „porozumieniu z mediami”!
Tak więc przed Polską jest wybór, są tylko dwie możliwości. Możemy pozostać po stronie aborcyjnych i genderowych państw, popierających i promujących konwencję stambulską, albo staniemy po stronie tych państw, które przynajmniej w swoich intencjach chcą pozostać wierne cywilizacji życia, prawom rodziny i odrzucają konwencję stambulską. Dziś Polska jest jednym państwem wyszehradzkim, które ratyfikowało tę konwencję. Podtrzymujemy ją, mimo, że nie ratyfikują jej Litwa i Łotwa, czy Bułgaria, której Trybunał Konstytucyjny uznał ją za sprzeczną z prawami rodziny.
Powinniśmy stanąć po ich stronie i wyjść na forum międzynarodowym z inicjatywą Międzynarodowej Konwencji Praw Rodziny. Projekt takiej konwencji zaprezentowały w czerwcu 2018 roku Chrześcijański Kongres Społeczny i Instytut Ordo Iuris. Prezentowałem ją na różnych forach, między innymi w Parlamencie Europejskim i we francuskim Zgromadzeniu Narodowym. Ta konwencja realizuje wszystkie deklaratywne cele antyprzemocowe, o których mówi konwencja stambulska, ale chroni rodziny przed antyrodzinną ideologią, chroni wychowawcze prawa rodziców, chroni naturę życia rodzinnego, więc przekazywanie życia. Chroni narody, których państwa do niej przystąpią, przed ideologiczną i instytucjonalną presją, której są w życiu międzynarodowym poddawane, przeciwdziała zarówno przemocy domowej (której wielka zresztą część dotyczy związków nierodzinnych), ale również przed pornografizacją kultury masowej, wulgaryzacja życia seksualnego czy ideologią gender.
Powiedział Pan o kłamstwach towarzyszących przyjmowaniu konwencji stambulskiej. Pamiętam, że za czasów rządu PO-PSL, kiedy ta konwencja była przyjmowana, jej tłumaczenie w języku polskim zostało tak dokonane, aby ukryć jej ideologiczną zawartość, a przynajmniej tak to wyglądało po porównaniu wersji polskiej i angielskiej. I tak zamiast słowa „gender” czy „płeć kulturowa”, to mieliśmy słowo „płeć”, a przecież te słowa nie są tożsame.
To określenia w dużym stopniu rozbieżne, ale zastępowanie słowa płeć – określeniem gender, płeć społeczno-kulturowa, służy właśnie unieważnieniu obiektywnego charakteru kategorii płci. Oczywiście, że relacje płci i role płciowe przybierały różne formy, ale to nie znaczy, że między tymi formami nie ma ciągłości, poświadczającej realny, a nie przypadkowy, związek między kulturą a naturą.
Zresztą polityka gender pod pretekstem walki z utrwalonymi rolami – chce forsować i ustanawiać nowe role. Kiedy profesor Płatek uznaje rzymską Kartę Praw Rodziny za sprzeczną z równościową niedyskryminacją (bo Karta mówi o potrzebie zapewnienia matkom rodziny zajmowania się prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci) – konstruuje nowy model roli kobiety, która ma ścigać się z mężczyzną w życiu zawodowym, i nowy model ról kobiety i mężczyzny, którzy nie powinni uważać się przede wszystkim za rodziców, ale za producentów ścigających się w produkcji. A przecież w Polsce bardzo wiele rodzin ma okresy pracy kobiet w domu i pracy zawodowej, oba są ważne, oba są prawem, trzeba je wyważyć, a nie narzucić.
Sprawa konwencji nie dzieli rządu i opozycji, tylko jest wyzwaniem dla społeczeństwa. Jej ratyfikacja napotkała ogromne opory w koalicji PO-PSL. Większość ludowców głosowała przeciwko niej na forum narodowym i międzynarodowym. Rząd Tuska nie poradził sobie z wewnętrznym oporem we własnej partii, w czym ogromna zasługa Jarosława Gowina, obecnego wicepremiera. I w końcu pani premier Kopacz, w moim przekonaniu w ramach kampanii Donalda Tuska na stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej, przeforsowała tę konwencję bez poparcia swojej koalicji w całości, za to z poparciem radykalnej lewicy.
Kiedy trwała kampania ratyfikacyjna, powtarzano w kółko: podpisały to wszystkie państwa Europy. Tymczasem podpisały rządy, ale nie państwa. Państwa przyjmują umowę, gdy ją ratyfikują. Polska ratyfikowała tą konwencję nie tylko przed Wielką Brytanią, która nie ratyfikowała jej do tej pory, ale również przed Niemcami i przed większością państw Unii Europejskiej. Taka była prawda i taka była cena aspiracji Donalda Tuska do przewodniczenia w Radzie Europejskiej. Bezsporna aprobata dla tej konwencji, twierdzenie, że nie niesie żadnych problemów, które nie są podnoszone na różnych forach państwowych i na forum międzynarodowym to arcykłamstwo, które niszczy debatę na ten temat.
Pozostaje jeszcze kwestia sprzeczności tej konwencji z polską Konstytucją. Konwencja stambulska przedstawia małżeństwo, rodzinę jako stereotyp, który należy zwalczać, podczas kiedy Konstytucja Polski zdecydowanie chroni małżeństwo i rodzinę.
To po pierwsze. Wychowawcze prawa rodziny są gwarantowane przez art. 48, 53 i 72 Konstytucji, a konwencja je ignoruje. To jest dopiero forma przemocy wobec matek rodzin! Pamiętajmy, że nawet jeśli dzisiaj się tego nie podnosi – to pierwszą „stereotypową rolą kobiety” czy mężczyzny są role matki i ojca. Pierwszą „stereotypową relacją” kobiety i mężczyzny jest małżeństwo. Jest tylko kwestią czasu, kiedy skrajna lewica podniesie, że traktowanie ich jako wzoru społecznego ma charakter „dyskryminacyjny”. I politycy liberalni, którzy twierdzą, że to się nie stanie, powinni po prostu sobie uczciwie odpowiedzieć, czy skrajna lewica głosi takie poglądy czy nie, czy nie uważa samej rodziny za konstrukt społeczny.
O rzeczywistym nastawieniu polityków obozu liberalnego świadczy, że 12 września 2017 roku prawie wszyscy, na czele z Różą Thun, Agnieszką Rajewicz, Januszem Lewandowskim, głosowali za rezolucją ratyfikacyjną PE, którą sprawozdawczyni projektu, pani Revault d’Allonnes Bonnefoy, proklamowała jako uznania prawa do aborcji na poziomie europejskim. Nie musieli, były wyjątki (Jan Olbrycht i Jarosław Wałęsa). Mogli głosować przeciw jak posłowie PSL. Dlaczego więc nikt z nich nie mówił, że konwencja nie daje żadnych podstaw, by „wzywać wszystkie państwa Unii do zagwarantowania legalnej i bezpiecznej aborcji”, że takie deklarację godzą w orzecznictwo polskiego Trybunału Konstytucyjnego, właśnie teraz, kiedy oni Trybunału bronią? Nikt z nich tego nie powiedział. Uznali, że konwencja podstawy daje i ma dawać, więc orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego z 28 V ’97 nie warto się już przejmować. Zresztą to jest stała ich polityka: mówienie jednego w kraju, drugiego za granicą, jednego w polskich mediach, drugiego w Parlamencie Europejskim. To pokazuje najlepiej, że zaakceptują dowolną interpretację tej konwencji, byle miała szerokie poparcie zagranicy. Choćby to wystarczy, by wiedzieć, że ta konwencja ma tyle wspólnego z ochroną kobiet, co „pokojowa” polityka ZSSR z pokojem na świecie.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/510865-marek-jurek-konwencja-stambulska-to-konwencja-genderowa