„Pojawia się pytanie czy potencjalni zwolennicy Platformy są w stanie w to uwierzyć. Tego typu próby reaktywacji partii politycznych był już podejmowane w Polsce i nie doprowadziło to do niczego dobrego dla tych partii” - mówi portalowi wPolityce.pl prof. Henryk Domański o ruchu „Nowej Solidarności” Rafała Trzaskowskiego.
wPolityce.pl: Jaka przyszłość stoi przed ruchem „Nowej Solidarności” Rafała Trzaskowskiego, czy są grupy społeczne, które może on zagospodarować?
Prof. Henryk Domański: Rafał Trzaskowski liczy prawdopodobnie na to, że ten ruch zagospodaruje te 10 mln, które na niego głosowały. Tak zresztą mówił. Jest to grupa zróżnicowana, ale charakteryzuje się tym, że są to przeciwnicy obozu rządzącego, a konkretnie Prawa i Sprawiedliwości. Na ogół ci ludzie rekrutują się spośród osób z wyższym wykształceniem o wysokim statusie społecznym, są to mieszkańcy wielkich miast. Problem jest taki, że pan Trzaskowski nie bierze pod uwagę tego, że ci, którzy na niego głosowali, nie pokrywają się z elektoratem, który byłby gotów wyjść na ulicę i demonstrować to poparcie w jakiś sposób. Nie są to ludzie skorzy do aktywności. Tylko część z tych wyborców to zaciekli, zdecydowani przeciwnicy Prawa i Sprawiedliwości. Oceniłabym ich odsetek na jakieś 20 proc., nie więcej – trochę mniej niż ci, którzy deklarują głosowanie na Platformę Obywatelską. Jest to więc grupa o nastawieniu stopniowalnym, jeżeli chodzi o możliwość popierania Rafała Trzaskowskiego, mobilizowania ich do działań przeciwko PiS-owi – takiego, żeby można było w ten sposób np. zakomunikować zagranicy, że w Polsce stan rzeczy jest wyjątkowo negatywny dla demokracji. Ostatnio padają ze strony opozycji słowa, które mają uzasadnić potrzebę stworzenia tego ruchu, mianowicie mówi się o „zagospodarowaniu energii” - tej energii, która ujawniła się 12 lipca. Te oczekiwania są wygórowane, ponieważ ta energia ma właśnie charakter stopniowalny i największy potencjał mobilizacyjny nie przekracza góra 20 proc. To jest pierwszy powód, dla którego nie rokuje większych szans powodzenia dla tego ruchu.
Czy nie wskazuje to na słabość Platformy Obywatelskiej, skoro stwierdzono, że do zagospodarowania elektoratu Rafała Trzaskowskiego potrzeba stworzenia nowego ruchu?
Pan już zinterpretował to w taki sposób, jakby z założenia ten ruch miał prowadzić do rozbicia Platformy czy do takiego jej zmodyfikowania, żeby wyłonić nową partię polityczną, która miałaby skutecznie zastąpić Platformę Obywatelską. Natomiast można byłoby się zastanawiać, co było celem pana Rafała Trzaskowskiego. Czy tym celem była realizacja osobistych aspiracji i ambicji, bo wtedy byłoby to mało związane z tym, jak to się interpretuje, że ma to powiązania z Platformą. Oczywiście konsekwencje tego dla Platformy mogą być różne. Natomiast pierwszy powód może być taki, że panu Trzaskowskiemu chodzi o wykorzystywanie swojego potencjału i swojej energii, która niewątpliwie się zaktywizowała, całkiem skutecznie, dobrze prowadził tę kampanię, w końcu prawie wygrał, w związku z tym to jest jeden powód. Ale nie wyklucza to też tego, że być może jego główną intencją jest odbudowanie siły Platformy i był to zamysł, którego autorem był nie tylko pan Rafał Trzaskowski, ale również liderzy PO, którzy przekonali Trzaskowskiego, że warto wykorzystać ten jego sukces do wzmocnienia pozycji Platformy i zapobieżenia ewentualnemu upadkowi czy rozpadowi. I tutaj pojawia się to, co pan zasygnalizował, że nie mogłaby to być Platforma, nie mogłoby to być odtworzenie PO w obecnej postaci, tylko musiałoby to prowadzić do jakiejś zasadniczej zmiany programowej czy zmiany orientacji politycznej, która by się za nią kryła. Chodziłoby o to, żeby przekonać społeczeństwo, że jest to nowa formacja, która ma znacznie szerszy zasięg.
Jednak na wiecu Rafała Trzaskowskiego po wyborach wystąpił również Borys Budka. Trudno przypuszczać, żeby szef partii został zaproszony przez prezydenta Warszawy. To chyba raczej obawa o to, że Trzaskowski może stworzyć alternatywę dla PO. Czy można tak to interpretować – jak sama Platforma podeszłaby do tego ruchu?
Tego nie wiemy. Możemy zakładać, to jest drugi możliwy scenariusz, że te intencje Trzaskowskiego, pana Budki i Platformy, która chciałaby przetrwać, nakładają się na siebie. Z jednej strony Trzaskowski nie jest od tego, żeby zrezygnować z kariery politycznej, z drugiej strony ma być to wsparcie dla PO. Pojawia się pytanie czy potencjalni zwolennicy Platformy są w stanie w to uwierzyć. Tego typu próby reaktywacji partii politycznych był już podejmowane w Polsce i nie doprowadziło to do niczego dobrego dla tych partii. Mam na myśli chociażby Unię Demokratyczną, z której w końcu Platforma się wywodzi. Powtórzenie tego mogłoby być zawodne. Poza tym ten ruch jest tworzony przez polityka. Ruchy bywają skuteczne i efektywne wtedy, kiedy idą z dołu, kiedy jednoczą ludzi i na ich czele występują ludzie niekojarzoni z polityką. Pan Trzaskowski jest jednoznacznie kojarzony z partią polityczną, jest jej wiceprzewodniczącym, nie dopowiedział do końca o co mu chodzi – jaka ma być relacja między ruchem „Nowej Solidarności”, a Platformą Obywatelską. Żeby wzmocnić skuteczność, to trzeba byłoby ludziom wyjaśnić, czy ma być to alternatywa dla PO, czy jednak nakładanie się na siebie obu tych formacji. Tutaj jest wiele niewiadomych, które znowu pozwalają wątpić w skuteczność.
Na zapowiedź stworzenia „Nowej Solidarności” odpowiedzieli już przedstawiciele „Obywateli RP”. Stwierdzili, że Rafał Trzaskowski, jeśli chce być liderem opozycji, powinien zrzec się legitymacji partyjnej. Będziemy mieli powtórkę z działalności Komitetu Obrony Demokracji?
Samo oddanie legitymacji partyjnej nikogo chyba nie przekona. Jeżeli oddaję legitymację, to niekonicznie muszę przestać identyfikować się z Platformą Obywatelską. Mogę zrzec się legitymacji, a potem ją wziąć. Myślę, że przeciętny przeciwnik PiS-u tak sobie myśli – co z tego, że Trzaskowski odda legitymację? Przecież kilka tygodni temu właściwie powiedział, że on nie jest w zasadzie wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej. I co z tego? Ale przecież stoi za nim Platforma, to po pierwsze. Po drugie, wyłaniają się różne alternatywne inicjatywy. Pan Hołownia również zapowiada założenie ruchu. Ktoś, kto ma do wyboru odtworzenie PO w nowej postaci, czy jej rozbudowanie, dlaczego ma nie wybrać pana Hołowni, który jest bardziej autentyczny, nie jest politykiem. To, co mówił wprawdzie nie ma żadnego absolutnie programu politycznego, ale być może ten program się wyłoni, bo w końcu jego udział w wyborach to była trampolina do zrobienia kariery politycznej, być może okaże się skuteczny. Kiedy mówimy o ruchu? Kukiz’15 to był także ruch, który musiał przekształcić się w partię polityczną. Żeby odgrywać jakąś rolę na scenie politycznej, potrzeba zorganizowanej partii, potrzebne są zinstytucjonalizowane formy działania, które realizują określone interesy, inaczej to nie działa. Chyba, że panu Trzaskowskiemu rzeczywiście chodzi o ruch, ale co byłoby jego celem? Być może uruchomienie inicjatyw samorządowych, o których mówi. No dobrze, ale samorządy nie decydują o polityce na szczeblu centralnym. Mam wrażenie, że ta inicjatywa wyszła z kręgu liderów Platformy i ma na celu przekonanie potencjalnych wyborców, że Platforma jest nadal w grze jako największa partia opozycyjna i trzeba jej pod tym względem zaufać. Najlepszym rozwiązaniem byłoby zarysowanie jakiegoś programu, ale Platforma nie jest w stanie tego zrobić. Drugim rozwiązaniem, jeszcze lepszym, byłaby zmiana przywództwa w Platformie, zastąpienie obecnych liderów nowym pokoleniem, na co pan Budka, ani wszyscy, którzy za nim stoją, również się nie zgodzą. Natomiast jest to próba przekonania wyborców, że mamy do czynienia z partią aktywną, która szykuje się do wystąpienia przeciwko Prawu i Sprawiedliwości, ale na razie nie ma żadnych pomysłów, więc chodzi o to, żeby jednak zagospodarować, przynajmniej na tym poziomie sposobu myślenia czy interpretacji rzeczywistości, myślenie Polaków. Nie stoi za tym nic konkretnego.
A z czego wynika nagła zmiana podejścia polityków PO do kwestii ważności wyborów prezydenckich?
Według mnie jest to drugi element, oprócz tej inicjatywy Trzaskowskiego, zademonstrowania swojej obecności na scenie politycznej. Ta nagła zmiana, która dokonała się w ciągu kilku dni świadczy o tym, że liderzy Platformy doszli do wniosku, że nie są w stanie w inny sposób przekonać ludzi o swojej aktywności, obecności i tym, że występują z czymś antypisowskim. Czymś takim ma być zakwestionowanie wyników wyborów. Odwołują się do takich argumentów, z którymi trudno zgodzić się nawet przeciwnikom PiS-u. Jednym z koronnych argumentów jest to, że sztab Andrzeja Dudy ponosi odpowiedzialność za to, że wybory nie zostały przeprowadzone 10 maja – tak jakby ktoś nie wiedział, że głównymi orędownikami przesunięcia wyborów byli właśnie liderzy Platformy. Chodzi po prostu o zaznaczenie swojej obecności na scenie politycznej.
Czy zmiana tej strategii jest słuszna z punktu widzenia odbioru społecznego?
Nie wiem czy jest słuszna, czy nie, ale standardem demokracji jest, że zwycięzcy podaje się rękę, bo to świadczy o rozumieniu reguł demokracji. Na tym polega demokracja, że można przegrać. Platforma jakby nie zdawała sobie sprawy, że jest to broń obusieczna, która mogłaby być zastosowana w przyszłości, jeżeli zadziałałaby skutecznie. Oczywiście nie przyniesie to żadnego sukcesu, wynik wyborów nie zostanie zakwestionowany. W odbiorze społecznym jest to świadectwo małostkowości i słabości, a nie oznaka skuteczności działania politycznego.
Not. kb
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/510599-wywiad-prof-domanski-podwazanie-wynikow-wyborow-to-blad
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.