Rząd Zjednoczonej Prawicy nie tylko przeprowadził skuteczne negocjacje w Brukseli, ale też błyskotliwie potrafił o tym opowiedzieć mediom. To ważne, choć widmo centralizacji Unii Europejskiej pojawiło się na horyzoncie jeszcze wyraźniej.
Dwa aspekty negocjacji są dziś wykorzystywane w lewicowo-liberalnych mediach dla utrzymania narracji, że Unia Europejska będzie pilnować „praworządności” w Polsce. Pierwsza z nich to dokument przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, w którym nalegał on na powiązanie owej „praworządności” z budżetem. Druga rzecz to punkty 22 i 23 konkluzji szczytu, w których czytamy, że dyskusja nad połączeniem tych dwóch płaszczyzn się nie skończyła. Co prawda procedura nie wróży przeforsowania tej zasady, bo na etapie Rady Europejskiej potrzebna jest jednomyślność, ale nieprecyzyjne zapisy podsumowania rozmów na temat programu „NEXT GENERATION EU” pozostawiają furtkę nie tylko fanatycznym „uniofilom”, ale też brukselskiej biurokracji.
Traktat o Unii Europejskiej jasno stanowi, że Rada Europejska podejmuje czasem decyzje większością głosów, ale dotyczy to np. kwestii proceduralnych i regulaminu wewnętrznego. W tymże gremium zatem jest możliwość zablokowania projektów choćby jednym głosem sprzeciwu przy takich sprawach jak zmiany ustrojowe, projekty finansowe, umowy i nowe programy.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Waszczykowski: Ideolodzy w UE nie zrezygnowali z blokowania Polski
Jednak sam pomysł powiązania kształtu ustrojowego danego państwa z naturalną i oczywistą funkcją UE, jaką jest podział funduszy, to pomysł bardzo groźny. Dziś może on dotyczyć wyobrażenia niemieckich i francuskich prawników o polskich sądach, ale jutro może pod pozorem dbania o prawa człowieka wprowadzać inżynierię społeczną, a pod hasłem uczciwości rynkowej bronić dominacji kapitału silniejszych partnerów.
Dziś się udało zablokować zmianę kształtu UE, a jutro? Rządy się zmieniają, raz mamy u władzy obóz suwerennościowy a innym razem rządzą politycy ulegli wobec zachodniego sąsiada, zatem wydarzenia obecnego szczytu należy traktować jako potwierdzenie niekorzystnej dla państw narodowych tendencji rozwoju Unii. Gdyby w KPRM zasiadała Ewa Kopacz czy Borys Budka, to przyjęliby proponowane zapisy entuzjastycznie, a to zmieniłoby nie tylko relacje na linii Bruksela-Warszawa, ale wzmocniłoby kurs federacyjny UE. O tym zresztą opowiada w telewizji wPolsce.pl wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.
Pojedynczy sukces trzeba świętować, ale warto odnotować też czarne chmury na horyzoncie. Eurokraci sumiennie pracują, by zastrzeżeń do UE było coraz więcej. Bez rządów reprezentujących interesy narodowe ten projekt może przekształcić się w scentralizowane superpaństwo.
ZOBACZ ROZMOWĘ Z WICEMINISTREM SPRAW ZAGRANICZNYCH NA TEMAT SZCZYTU:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/510317-z-brukseli-przyszla-dobra-wiadomosc-ale-tez-ostrzezenie