„Nawet jeżeli przez Komisję Europejską zostanie wszczęta procedura mająca na celu nałożenie sankcji czy wstrzymania funduszy, to będzie do tego potrzebna decyzja większości kwalifikowanej w Radzie Unii Europejskiej, która wynosi 15 na 27 krajów reprezentujących 65 proc. ludności, a trzeba przyznać, że jest to większość, którą trudno zbudować” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Artur Wróblewski, politolog z Uczelni Łazarskiego.
CZYTAJ WIĘCEJ:
wPolityce.pl: Kto Pana zdaniem może mówić po szczycie Unii Europejskiej w Brukseli o zwycięstwie?
Artur Wróblewski: W pewnym sensie wszyscy mogą tak powiedzieć i uwaga, bo jest to rzadka sytuacja, ale w wszyscy w tej sytuacji będą mówić prawdę.
Nikt nie kłamie? Przecież słyszymy dwie różne narracje: premier Mateusz Morawiecki mówi o zwycięstwie, a opozycja o porażce.
Nikt, nawet jeżeli słyszymy sprzeczne ze sobą rzeczy. I tak np. w „Gazecie Wyborczej” czytamy, że do konkluzji szczytu jest wpisana zasada praworządności i powiązanie z nią wypłaty funduszy unijnych, a w mediach sprzyjających rządowi słyszymy, że tej zasady nie nie ma.
O tym, że tej zasady nie ma, mówili również podczas porannej konferencji premierzy Mateusz Morawiecki i Viktor Orban.
Prawda jest taka, że w konkluzjach ze szczytu jest zapis o mechanizmie kontroli związanym z zasadą praworządności. Jest on jednak bardzo rozmyty, nieostry i wymagający doprecyzowania. Nie możemy mówić w tym przypadku o automatyzmie w odbieraniu funduszy unijnych za to, że Komisja Europejska uznałaby, że któryś kraj gwałci zasadę praworządności.
Rodzą się jednak pewne wątpliwości, bo choć premier Morawiecki mówi, że takiego zapisu nie ma, to on jednak jest. W czym tkwi problem?
Premier Morawiecki powiedział, że ten mechanizm kontroli wymaga jeszcze walidacji przez Radę Europejską, czyli potwierdzenia tych wszystkich warunków i sposobu działania tego mechanizmu kontroli praworządności, a to ma uczynić Rada Europejska, gdzie musi być w tej kwestii jednomyślność, a potem i tak potrzebna jest jeszcze większość kwalifikowana.
Czyli realnie nałożyć na jakieś państwo sankcję będzie łatwo czy trudno?
Nawet jeżeli przez Komisję Europejską zostanie wszczęta procedura mająca na celu nałożenie sankcji czy wstrzymania funduszy, to będzie do tego potrzebna decyzja większości kwalifikowanej w Radzie Unii Europejskiej, która wynosi 15 na 27 krajów reprezentujących 65 proc. ludności, a trzeba przyznać, że jest to większość, którą trudno zbudować. Jeżeli chodzi o praworządność, to podczas szczytu bardziej się mówiło o praworządności w kontekście afer korupcyjnych i defraudacji pieniędzy. Chodzi o to, aby karać takie państwo, w których pojawia się korupcja czy defraudacja przy wydawaniu pieniędzy z funduszy unijnych. To dotyczy raczej takich państw jak Bułgaria, Rumunia czy Włochy.
Warto wspomnieć, że jeszcze w lutym Holandia proponowała, aby sankcje wchodziły z automatu i to państwa objęte tymi sankcjami musiałyby budować mniejszość blokującą w tzw. odwróconej większości kwalifikowanej. To byłoby niekorzystne dla państw, które byłyby karane, bo same musiałby zabiegać o tworzenie większości blokującej takie sankcje.
O tym, że mechanizm kontroli praworządności jest rozmyty, piszą również komentatorzy w zachodniej prasie. Co więcej, narzekają, że praworządność została złożona na ołtarzu kompromisu.
„Washington Post” napisał, że właściwie ta zasada została pozbawiona ostrza, że istnieje w konkluzjach, ale nie ma tam automatyzmu, który mógłby zagrozić takim państwom jak Polska i Węgry. Ale nie tylko zasada praworządności została złożona na ołtarzu kompromisu, ale także zasada celów klimatycznych. Kilka miesięcy temu była koncepcja, aby uzależnić wypłatę funduszy od osiągania celów klimatycznych, które każdy kraj miał przyjąć w programie narodowym i zobowiązać się do ich realizacji. To nie znalazło się w konkluzjach. Mamy generalne wspomnienie, że cała UE ma osiągnąć cele klimatyczne do roku 2030 i 2050.
CZYTAJ WIĘCEJ: Trudne negocjacje i sukces. Cały świat pisze o szczycie w Brukseli: „Kompromis jest ważniejszy niż sankcje wobec Polski i Węgier”
Ile kokieterii, a ile prawdy jest w słowach premiera Viktora Orbana, który podczas konferencji prasowej wychwalał premiera Mateusza Morawieckiego, mówiąc, że cieszy się, że był żołnierzem w jego drużynie?
Mamy tutaj trochę kokieterii i trochę kurtuazji. Premier Orban zachował się jak rasowy dyplomata, ale ma rację. Można nazwać tę drużynę - drużyną Morawieckiego, ale trzeba powiedzieć, że jest to drużyna Morawieckiego i Orbana. To ta dwójka nadawał rytm i ton tym negocjacjom w ramach poszerzonej Grupy Wyszehradzkiej.
CZYTAJ WIĘCEJ: Premier Węgier chwali Morawieckiego: Dobrze, że byliśmy żołnierzami jego zespołu. Obroniliśmy dumę naszych narodów
Rozmawiał Kamil Kwiatek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/510283-nasz-wywiad-wroblewski-wszyscy-moga-mowic-o-sukcesie