Negocjacje nad przyszłymi ramami finansowymi UE oraz funduszem odbudowy dla najbardziej dotkniętych pandemią Covid-19 krajów trwają już czwarty dzień. Możliwe, że dziś zostanie w tej sprawie osiągnięty kompromis, ale jak mówi stare przysłowie – nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca. Bez względu na to czy negocjacje w Brukseli zakończą się dziś sukcesem czy nie należy wyraźnie podkreślić, że jest to spór o pieniądze, walka między bogatą Północą a „biednym” Południem, który występuję tu w roli petenta.
Jeszcze przed szczytem kanclerz Austrii – kraju należącego do tzw. „oszczędnej czwórki” - Sebastian Kurz mówił o krajach Południa jako państwach, których systemy są „zepsute”. Nie należy im więc dawać pieniędzy ot tak, bez kontroli nad tym na co są wydawane. Podobną postawę prezentował na szczycie także premier Holandii Mark Rutte, który stał się czarnym charakterem negocjacji. Także z punktu widzenia państw Europy Środkowej i Wschodniej, szczególnie Polski i Węgier, bowiem to właśnie kraje „oszczędnej czwórki” - Holandia, Szwecja, Austria, Dania oraz Finlandia, która do nich dołączyła jako piąty kraj, upierają się przy wpisaniu mechanizmu praworządności do przyszłych ram finansowych UE na lata 2021 -2027. Nie o praworządność na tym szczycie jednak chodzi. Jest ona tylko narzędziem, który pozwala „skąpcom” z Północy blokować negocjacje, i tym samym wymusić na Niemcach i Francji ustępstwa. Chodzi o pieniądze, oraz układ sił, czyli o to kto ma prawo decydować o przyszłym kształcie Unii Europejskiej.
Nowe czasy
Kanclerz Austrii Sebastian Kurz wyraźnie podkreślił na szczycie, że skończyły się czasy, gdy Francja i Niemcy kładły jakąś propozycję na stole i reszta ją zaklepywała. Według niego „oszczędna czwórka” (a teraz piatka) swoim oporem wymusiła na Paryżu i Berlinie „prawdziwe negocjacje” na miejscu pozorowanych. Kanclerz Austrii oskarżył także prezydenta Francji o próbę szantażu. Emmanuel Macron miał powiedzieć w sobotę, że już przygotował swój samolot do odlotu, by zwiększyć presję na Wiedeń, Sztokholm, Kopenhagę i Hagę. Kurz oświadczył wówczas, że „jeśli ktoś myśli, że może powiedzieć ‘o, proszę bardzo, bierzcie to’, albo pojadę do domu i szczyt zakończy się klęską, to mam nadzieję, że to jeszcze przemyśli”. „Nie tędy droga” - dodał. Macron tymczasem oskarżył Kurza o to, że „nikogo nie słucha” i „dba tylko o własną prasę”. A „oszczędna czwórka’ odgrywa rolę „Wielkiej Brytanii podczas negocjacji brexitu”.
Polityka wewnętrzna
Centroprawicowy premier Holandii Mark Rutte prezentuje tak twarda postawę w sprawie wartego 750 mld euro funduszu odbudowy, bo stoi na czele złożonego z czterech partii rządu koalicyjnego, a za osiem miesięcy w Holandii odbędą się wybory. Mandat do negocjacji w Brukseli udzielił mu parlament i to parlament w Hadze będzie także musiał zatwierdzić wynik negocjacji, który przywiezie do domu. Na dodatek euroscpetyczne ugrupowania depczą w Holandii tradycyjnym partiom stale po piętach. A dyscyplina budżetowa jest kluczowym elementem polityki finansowej Niderlandów. „Nie” na szczycie ma zaskarbić ugrupowaniu Ruttego - Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) - sympatię wyborców. Rutte zresztą wyraźnie podkreślił, że każdy kraj uczestniczy w szczycie UE, by bronić interesów swojego kraju, a nie by „do końca naszego życia zapraszać się wzajemnie na urodziny”.
Pieniądze i reformy
Ton negocjacji jest bez wątpienia nieprzyjemny dla krajów Południa. Szczególnie dla Włoch, które oskarżyły „oszczędną czwórkę” o szantaż. Premier Włoch Giuseppe Conte miał powiedzieć Markowi Rutte, że blokując porozumienie może i będzie bohaterem w swoim kraju przez kilka dni, ale „za kilka tygodni będzie obarczany winą za zablokowanie efektywnej odpowiedzi Europy na Covid-19”. Bo to w tym wszystkim chodzi, a w każdym razie to jest głównym powodem braku zgody między państwami UE. Komisja Europejska zakładała w swojej propozycji funduszu odbudowy, że będzie on się składał z 750 mld euro, w tym 500 mld euro bezzwrotnych grantów. Na to „oszczędna czwórka” oraz Finlandia nie chcą się zgodzić. Domagają się by suma ta została obniżona do 350 mld euro (reszta składała by się z pożyczek), a cały fundusz odbudowy zmniejszony o 50 mld do 700 mld euro. Domagają się też dodatkowych rabatów w przyszłym budżecie UE, oraz chcą, by wypłata grantów była obwarowana warunkami - strukturalnych reform w krajach beneficjentach pod nadzorem UE. Dla Niemiec i Francji zaś suma poniżej 400 mld euro jest nie do przyjęcia, bo to „i tak o wiele z mało”. Dla krajów Południa tymczasem proponowane „warunki” wypłaty grantów są nie do przełknięcia, bo są równoznaczne z utratą suwerenności, czymś co zarówno Wochy jak i Grecja już przećwiczyły w okresie kryzysu finansowego, gdy ich budżety nadzorowała tzw. unijna trojka. Nie mają ochoty na powtórkę z imprezy. W skrócie: kraje Południa potrzebują szybkiego finansowego wsparcia, ale nie w postaci pożyczek, bo już są wysoce zadłużone tylko grantów, i bez warunków proszę bo byłoby to równoznaczne z utratą suwerenności, a obywatele reagują na to alergicznie. „Oszczędna czwórka” tymczasem mówi „niet”, bo jej zdaniem to kolejna beczka bez dna, w której pieniądze znikną bezpowrotnie, nie przynosząc żadnej poprawy w gospodarczej sytuacji tych krajów. Szef Rady Europejskiej Charles Michel zaproponował jako kompromis 390 mld euro w postaci grantów, ale czy to wszystkich zadowoli? Czas pokaże. Negocjacje zostaną wznowione o 16.
Praworządność
Do podziału na osi Północ-Południe dochodzi także oś Wschód-Zachód. Merkel i Macron potrzebują zgody Polski czy Węgier by uchwalić fundusz odbudowy. Potrzebna jest jednomyślność, fundusz jest w końcu powiązany z przyszłym budżetem UE. Obok takich kwestii jak Zielony Ład, czyli wypłata funduszy z przyszłych ram finansowych pod warunkiem zgody na neutralność klimatyczną do 2050 r., jednym z tematów negocjacji jest praworządność. Temat ten od początku był obecny w dyskusjach, ale był traktowany jako temat dwu-lub trzeciorzędny. Im bardziej zaostrzał się konflikt na osi Północ-Południe tym częściej był jednak akcentowany. I to właśnie przez kraje „oszczędnej czwórki” oraz Finlandię. Trudno oprzeć się wrażeniu, że kraje te traktują go czysto instrumentalnie. Jeśli negocjacje by się załamały z powodu sprzeciwu Polski, Węgier i kilku innych krajów, jak Rumunia, wobec wpisania go do przyszłych ram finansowych UE, Holandia, Austria itd. miałyby wygodna wymówkę, dlaczego nie udało się osiągnąć niewygodnego dla nich kompromisu ws. funduszu odbudowy. Polska i Węgry nalegają na tym, by taki mechanizm, jeśli w ogóle miałby zostać wpisany do budżetu, wymagał jednomyślności w radzie UE, Rutte tymczasem upiera się przy kwalifikowanej większości.
Nikomu nie zdaje się jednak zależeć na powiązaniu kwestii praworządności z funduszami unijnymi „dla zasady”, mimo górnolotnych deklaracji o unijnych wartościach. To tylko kolejny instrument nacisku w walce o coś zupełnie innego. Niemcy przejęły 1 lipca przewodnictwo w UE i postawili sobie bardzo ambitne cele: Make Europe Great Again, parafrazując Donalda Trumpa. Europa ma stać się potęgą, na równi Chin czy USA, ma stanąć na nogach po pandemii i stać się centrum innowacji oraz liderem w kwestiach ekologii czy cyfryzacji. Jest to końcówka rządów Angeli Merkel w Niemczech, która ma odejść na polityczna emeryturę na jesieni 2021 r. Pani kanclerz jest więc już na etapie „zapisywania się w historii”. Tym bardziej zależy jej na sukcesie negocjacji ws. funduszu odbudowy oraz przyszłego budżetu UE. To bowiem więcej niż pieniądze. Kształt tego budżetu będzie miał znaczący wpływ na kształt Unii Europejskiej w najbliższych latach. Pani kanclerz ma więc, może ostatnią szansę, być jego architektem. Negocjujący w Brukseli przywódcy o tym wiedzą i usiłują więc przechylić szalę na swoją stronę. Zmienić układ sił. Z francusko-niemieckiego centrum Europy na jej (bogate) peryferie. To jest głównym powodem blokady „oszczędnej czwórki”. Z punktu widzenia Holandii czy Austrii, Niemcy i Francja pchają Europę w kierunku uwspólnotowienia długu, a od tego kierunku może już nie być odwrotu. Każdy sposób zablokowania tych rozwiązań jest więc dobry.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/510076-szczyt-ue-praworzadnosc-jako-instrument-blokady