Walka z epidemią koronawirusa to w ogromnej mierze oczywiście wyzwanie medyczne. organizacyjne i gospodarcze. Ale oczywiście także polityczne. Podejmowane decyzje zawsze są jakimś wyborem, zawsze niosą krótkoterminowe i dalekosiężne konsekwencje.
Tak było ze sprawą testowania. Wybrzmiewały w marcu dwa podejścia do tematu. Pierwszy - masowego testowania. Dla wszystkich. - Wtedy - argumentowano - będziemy w stanie wyłapać zarażonych, wyizolować i po sprawie.
Na sztandar swojej kampanii wzięła to hasło Małgorzata Kidawa-Błońska, wówczas kandydatka PO na prezydenta.
Apeluję do rządu o uruchomienie programu powszechnego dostępu do testów na #koronawirus. Naszym obywatelskim prawem jest wiedza o swoim stanie zdrowia. Polacy chcą mieć pewność, że nie są zarażeni i nie stanowią zagrożenia dla innych
— stwierdziła 12 marca.
A tydzień później postulat powtórzyła: Kidawa-Błońska znów o testach na koronawirusa! Napisała list do premiera Morawieckiego: Trzeba pilnie zwiększyć dostępność
Apeluję do Premiera Morawieckiego, by podjął decyzję o włączeniu do badań wszystkich laboratoriów, które mogą badać próbki i bezlimitowym finansowaniu testów przez NFZ. Trzeba pilnie zwiększyć dostępność testów na #koronawirus. To kluczowe dla opanowania epidemii
— czytaliśmy w apelu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej z 19 marca.
Tak była też budowana potężna presja medialna. Do dziś słyszę pełne troski o bliźniego wołania pani Justyny Pochanke w tej sprawie, wygłaszane zanim porzuciła TVN.
Polski rząd poszedł inną drogą. Testy są powszechnie dostępne, wykonywane obecnie w 20 tysiącach tygodniowo, ale wykonywane gdy ktoś ma powody być zagrożonym, pracuje na pierwszej linii walki z epidemią, mógł zetknąć się z chorym. Powszechne testowanie uruchamia się tylko w przypadku wykrycia ognisk choroby.
W efekcie mamy stabilne liczby wykrywanych przypadków, małą na szczęście (choć każdy przypadek boli) śmiertelność, szpitale gotowe przyjąć chorych i przede wszystkim poczucie społeczeństwa, że sprawa jest pod kontrolą.
Donald Trump, przy wszystkich chwiejnościach swojej polityki wobec epidemii, poszedł drogą pierwszą. Dał się kupić argumentacji, że to najszybsza droga do pełnego powrotu do pełnej aktywności gospodarczej i pełnej wolności obywatelskiej. Ale nie ukrywajmy - powszechne testowanie jako podstawowa, totalna odpowiedź na zagrożenie, pasowało do całej filozofii politycznej amerykańskiego polityka.
Efekt? Testów jest robionych w USA coraz więcej, niedługo liczba wykonanych sięgnie 50 milionów! Ale w ślad za tym rośnie liczba wykrytych przypadków. Media co chwila ogłaszają kolejne rekordy wykrytych zakażeń - strasząc ludzi, szerząc panikę. Tłumaczenia Trumpa, że to dlatego iż coraz więcej testów jest robionych, nie przynoszą efektu, nie przebijają się. Bo zewsząd atakują przekazy: w kwietniu rekord to 36 tysięcy wykrytych zakażeń w ciągu dnia, w tym tygodniu rekordem było 75 tysięcy.
Dobrze to wybrzmiało w czasie rozmowy jaką Chris Wallace (na antenie Fox News choć dziennikarz to mocno wobec Trumpa krytyczny) przeprowadził z Trumpem.
CHRIS WALLACE: Oto tablica na której przedstawiono gdzie jesteśmy w walce z chorobą w czasie ostatnich czterech miesięcy. Jak pan widzi, mieliśmy 36 tysięcy nowych przypadków jako rekord jednego dnia w kwietniu, potem na chwilę spadło, a teraz niemal się podwoiło - 75 tysięcy przypadków.
DONALD TRUMP: Tak się dzieje ponieważ wspaniale testujemy, ponieważ mamy najlepsze testowanie na całym świecie. Gdybyśmy nie testowali, nie mógłbyś pokazać mi takiej tablicy. Gdybyśmy testowali o połowę mniej, mielibyśmy niższe liczby.
CHRIS WALLACE: Ale mamy siódmy najwyższy pozom śmiertelności na świecie, wyższy niż w Brazylii, Rosji czy Unii Europejskiej.
DONALD TRUMP: Myślę, że jest odwrotnie. Mamy jeden z najniższych poziomów śmiertelności na świecie. (…) Czy masz tablicę z porównaniem śmiertelności?
CHRIS WALLACE: (…) Cóż, nie mam takiego zestawienia.
DONALD TRUMP: Cóż, tabela śmiertelności jest chyba dużo ważniejsza niż inne dane.
Ale rozmowa nadal toczy się w ustalonym kierunku - wskaźnik zakażeń rośnie, a winien oczywiście Trump.
To prezydent USA ma rację: w całej Europie, gdziekolwiek spróbujemy masowego testowania, wskaźnik zarażeń poszybuje. To droga donikąd, także politycznie.
Warto trzymać się założeń pierwotnych: celem zamrożenia społecznego było przygotowanie szpitali i infrastruktury na ratowanie tych, którzy chorobą przechodzą ciężko. Izolowanie najbardziej narażonych, na przykład osób starszych. Bo zdecydowana większość młodych i młodszych przechodzi ją bezobjawowo - tak w Polsce, jak w USA. Każda inna ścieżka oznacza społeczną, gospodarczą i polityczną katastrofę.
Dobrze, że premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Łukasz Szumowski nie stracili w kluczowych dniach zimnej krwi, nie ulegli potężnym presjom, ale myśleli i opierali się na rzetelnej wiedzy. W tym kierunku szła też analiza dokonywana na tych łamach.
Uniknęliśmy jako kraj pułapki w którą wpadł Trump. On też mógł uniknąć. Gdyby ambasador Mosbacher mniej była zapatrzona w TVN i czasem poświęciła nieco czasu na lekturę wPolityce.pl, mogłaby może szefa ostrzec. Ale najwyraźniej nie ostrzegła.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/510059-pamietacie-haslo-testy-dla-wszystkich-to-byla-pulapka