„Woda sodowa uderzyła mu do głowy” – mówiono kiedyś o człowieku, u którego drobny sukces powodował przewrót w samoocenie. Tłoczył do jego umysłu tak duży strumień przekonań o własnej wyjątkowości, wielkich zasługach i osiągnięciach, że przestawał poznawać znajomych na ulicy. Takie złe oszacowanie własnego dorobku, przecenienie swoich możliwości, obnoszenie się z tym, prowadzi najczęściej do szybkiego upadku. Wiele wskazuje na to, że taka ciekawa, ale w perspektywie niebezpieczna przypadłość, przytrafiła się jednemu z liderów Konfederacji, Krzysztofowi Bosakowi, niedawnemu kandydatowi tej partii na prezydenta.
Co prawda, uzyskał w tej rywalizacji dobry wynik, uzyskując poparcie 6,78 proc. głosów, co w pierwszej turze dało mu niezłe czwarte miejsce, po Andrzeju Dudzie (43,5 proc.), Rafale Trzaskowskim (30,46), Szymonie Hołowni (13,87). Czy to jednak uprawnia go do snucia planów o zawojowaniu polskiej sceny politycznej? Może do snucia i zachęca. Ale nie do wyrażania chełpliwych zapowiedzi, w rodzaju –wkrótce mamy szanse stać się trzecią siłą polityczną w Sejmie. To, że w tym wyścigu uzyskał grubo ponad dwukrotnie wyższy wynik niż dwaj jego konkurencji, mający swoje ugrupowania w Sejmie, (Władysław Kosiniak – Kamysz (PSL - Koalicja Polska) i Robert Biedroń (Lewica), zaś Szymon Hołownia i jego wynik w tym rozumowaniu zostaje wyeliminowany, jako kandydat niezależny), nie musi się przełożyć w najbliższych wyborach do parlamentu. Na razie jest tak, że Lewica ma 49 posłów, PSL z Kukizem – 30, a Konfederacja – 11.
Od pierwszego dnia po ogłoszeniu wyników I tury Krzysztof Bosak ustawił się w roli rozgrywającego II turę wyborów i to zdecydowanie na korzyść Rafała Trzaskowskiego. Takim posunięciem było sztandarowe hasło Konfederacja nie da żadnemu z dwóch rywali pozostałych na placu boju swojego poparcia. Ani Rafał Trzaskowski, reprezentujący Platformę Obywatelską, ani Andrzej Duda związany z PiS nie zasługują na to – uznał Krzysztof Bosak – aby Konfederacja miała wspierać któregokolwiek z nich.
Często w sytuacjach różnych wyborów politycznych mówimy o Polakach, że mają krótką pamięć. Ta niedobra cecha rzeczywiście znalazła sobie stałe niemal miejsce w postawach wielu naszych rodaków. Od polityków można jednak wymagać, by ich pamięć sięgała do wydarzeń sprzed kilku lat, kiedy Platforma Obywatelska wydawała polecenie policji, by nie oszczędzała potu, gdy trzeba pałować narodowców, nazywanych przez ówczesnych rządzących nazistami, antysemitami i rasistami. Albo przynajmniej do tych sprzed dwóch lat. To wtedy Rafał Trzaskowski jako prezydent Warszawy, zakazał organizowania Marszu Niepodległości. Krzysztof Bosak już nie pamięta, że to dzięki inicjatywie prezydenta Andrzeja Dudy i poparciu rządu PiS, Rafałowi Trzaskowskiemu nie udało się zdusić Marszu Niepodległości. To było prawdziwe odrodzenie Marszu Niepodległości, a wraz z nim politycznych aspiracji jego twórców i organizatorów. Czego potwierdzeniem – oczywiście w części - są właśnie wyniki wyborów do obecnego parlamentu.
Jeśli wspominam o tym, to nie dlatego, aby Krzysztof Bosak miał spłacać dług wdzięczności, choć taki gest pewnie znalazł by uznanie wśród sympatyków Konfederacji. W istocie jednak tak zdecydowane odcięcie się od Andrzeja Dudy, okazując tym samym poparcie Rafałowi Trzaskowskiemu – co w rozkładzie poparcia przez wyborców Krzysztofa Bosaka się potwierdziło – jest krótkowzrocznością polityczną. Jeśli nie ślepotą. Karmienie polityka, który gdyby miał taką władzę, najchętniej zdelegalizował by Konfederację, jest dla mnie niezrozumiałe. Tłumaczę to sobie, chwilowym zachłyśnięciem się sukcesem, co zakłóciło trzeźwe widzenie granicy, która przynajmniej obecnej sytuacji, kiedy ważyły się w przenośni i zarazem dosłownie losy Polski na najbliższe lata, nie powinna być przekroczona przez prawicowego polityka.
Aby być rzetelnym trzeba przyznać, że Krzysztof Bosak miał chwilę „słabości”, kiedy w rozmowie z telewizją „Polska” w sposób nie wprost wskazał, że rozsądek podpowiada, iż korzystniejsze dla Polski będzie głosowanie na Andrzeja Dudę. Jego wygrana uchroni Polskę od dalszego chaosu politycznego i wynikających zeń konsekwencji, jaki niewątpliwie pociągnie za sobą zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego. Raz „mu się to powiedziało”, ale już nigdy tego nie powtórzył.
Jak trafnie zauważa były poseł Kukiz 15` Tomasz Jaskóła, Krzysztof Bosak swoją rzekomo „rycerską wstrzemięźliwością” wprowadził w kołowaciznę swoich zwolenników i wyborców. Dlaczego nie poprze Andrzeja Dudy? – pewnie wielu zrozumieć nie mogło. Kilkunastu zwolenników Krzysztofa Bosaka wyrwało się z tych narzucanych im pęt bierności i stworzyli drobny front poparcia Andrzeja Dudy. Była to jednak wyłącznie ich inicjatywa. Krzysztof Bosak chciał być świętszy od papieża. A przecież było dość oczywiste, że po zwycięstwie kandydata PiS, przy oficjalnym poparciu Konfederacji, otwierałaby się także droga do uzyskania w przyszłości korzyści politycznych, poprzez nawiązanie dobrych kontaktów z największym ugrupowaniem w Sejmie. Podkreślając jednocześnie, że Konfederaci nie zrezygnują ani o krok z własnej tożsamości. Jak teraz Krzysztof Bosak i Konfederacja ma budować te kontakty ze Zjednoczoną Prawicą?
W ten sposób niekwestionowany sukces, jaki w dużej mierze dzięki sobie osiągnął Krzysztof Bosak, również dzięki sobie następnego dnia zmarnował. Bo nie chcę mówić roztrwonił, rzucając go na wiatr przypadkowości. I to w niewłaściwą stronę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/509483-jak-zmarnowac-sukces-przypadek-krzysztofa-bosaka