Według badania IPSOS, w pierwszej turze wyborów prezydenckich rozkład głosów wśród najmłodszych wyborców- w wieku 18-29 lat - kształtował się następująco: Rafał Trzaskowski – 24,5%, Szymon Hołownia – 23,9% głosów, Krzysztof Bosak – 21,7%, Andrzej Duda – 20,3%. Wszystko przy wyjątkowo wysokiej frekwencji jak na tę kategorię wiekową - 62,3 proc., czyli znacznie więcej niż niż zwyczajowe 40-45 proc.
Już słychać głosy, że to dramat i tragedia, koniec świata, zapowiedź politycznej śmierci PiS. Oczywiście, jest nad czym pracować, ale warto też widzieć ten obraz nieco bardziej realnie.
Po pierwsze, zsumowane głosy kandydatów konserwatywnych - czyli Dudy i Bosaka - to 42 proc. Czy to wynik rzeczywiście fatalny w tym kontekście kulturowym i cywilizacyjnym? W świecie, w którym to nie państwa i społeczeństwa wychowują młode pokolenia, ale w coraz większym stopniu globalne korporacje, wielkie centra popkulturowe? Uważam, że nie jest to wynik, nad którym należałoby płakać, tym bardziej, że to do młodych skierowano „projekt Hołownia”, tak poprowadzony marketingowo, by jak największą część tej grupy odciągnąć od Andrzeja Dudy. To się udało, ale jednak tylko częściowo. Nie na tyle, by odebrać zwycięstwo. Prezydent swoje wziął - w drugiej turze 36,3 proc. Wielu chciałoby więcej, ale czy to możliwe w przypadku urzędującego prezydenta, który nie może obiecać rewolucji? W przypadku prezydenta reprezentującego obóz prawicy? Pięć lat Bronisław Komorowski - przy wsparciu całego systemu medialno-celebryckiego, tego całego przemysłu nadawania sensów i znaczeń - zebrał w drugiej turze niewiele więcej - 40 proc.
Ale patrząc na wyniki pierwszej tury trzeba też postawić pytanie: gdzie są rezerwy w tej grupie wyborców? Czy wśród tych młodych ludzi, którzy zagłosowali na Hołownię i Trzaskowskiego, czy też wśród wyborców, którzy 28 czerwca poszli za Bosakiem? Wydaje się, że wśród tej drugiej grupy. Bo jest to często młodzież, która styka się z agresją lewicy w swoim środowisku, w szkole, grupie rówieśniczej, i która poszukuje siły walczącej w sprawach cywilizacyjnych, która rozgląda się za jakąś ochroną. Ją można wygrać.
Czy możliwe jest pozyskanie wyborców Trzaskowskiego, dziedziczących status i światopogląd po swoich rodzicach, ulegających globalnej presji kulturowej na lewicowość i laicyzację? Oczywiście, że jest możliwe, ale pod warunkiem takiej zmiany obozu pisowskiego, że przestanie on być sobą, i stworzy przestrzeń na dalszy wzrost znaczenia Konfederacji lub czegoś podobnego.
Tu dotykamy zresztą sprawy poważniejszej, czyli ciągłego marzenia o przebiciu się do grup zamożniejszych, wielkomiejskich, młodszych. Rzecz szlachetna i ambitna, ale niestety wciąż pozostająca w planach. Ani zyski materialne, ani rozwiązywanie konkretnych problemów tych grup, ani przymilanie się, niczego tu nie zmieniają. Niczego. Od 15 lat trwa ta jałowa zabawa, która kończy się kampanią odwołującą się do tradycyjnej bazy. I innego finału w tych warunkach być nie może. Bo to są środowiska tak zasobne i tak mocno usadowione, że mogą sobie pozwolić na przedkładanie interesów światopoglądowych i środowiskowych ponad wszystko inne. Symbolicznie, w czasie tej kampanii dało się zauważyć regułę: plakaty Andrzeja Dudy wisiały głównie na zwykłych polskich płotach, przy domkach, a plakaty Trzaskowskiego najczęściej zdobiły ogrodzenia firm, i dużych, i małych. Tych samych firm, które właśnie - i prywatnie, i głośno - chwalą bardzo udane Tarcze antykryzysowe. Pieniądze wzięli, niektórzy nawet podziękowali, ale zagłosowali tak, jak zawsze. Bo uważają, że ich miejsce jest po stronie PO.
Czy należy więc zrezygnować z zabiegania o młodzież sytuującą się bardziej na lewo, czy też o wyborców z innych, klasycznie trzecioerpowych grup społecznych? Nie, ale sprawę trzeba przemyśleć, i podejść do niej zupełnie inaczej. Jak? Na pewno tak, by nie budować zamków na piasku. Bo w tym wypadku zazwyczaj twardo stąpający po ziemi PiS po prostu buja w obłokach.
I jeszcze jedna uwaga. Wielu analityków nie zdaje sobie sprawy, że PiS bez tej swojej twardej, tożsamościowej nogi - ostatnio coraz mocniej atakowanej, przedstawianej jako największy problem w drodze po złote runo większości niemal konstytucyjnej - polegnie szybciej, niż myśli. Mówiąc wprost, PiS pozbawiony tego, co wielu dziś uznaje za największe obciążenie obozu - nie wygra żadnej kampanii. Choćby władował w gospodarkę i 500 miliardów, nie wygra. Tak jak nie wygrałby i teraz z uładzoną, skrępowaną Telewizją Polską, czy też z przekazem zawężonym do propozycji nie niosących ze sobą żadnych emocji. Bo to już nie polityka, ale fizyka - jeśli po drugiej stronie jest jakaś energia, musi być i po tej, w przeciwnym razie ludzie ulegną presji.
I dlatego proces zmian np. w TVP należałoby zacząć od zmian w TVN. I to być może szersza diagnoza: tam, gdzie nie idzie, należy raczej szukać mechanizmów zawierających klucz do sytuacji, a nie przebierać się w cudze szaty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/509354-pis-bez-tozsamosciowej-nogi-polegnie-szybciej-niz-mysli