Będą protestować. Stworzyli nawet specjalną stronę, by edukować obywateli. jak spróbować podważyć wybory. HFPR przygotuje formularze protestów. Nie znają kodeksu wyborczego, nie słuchają konferencji PKW, nie umieją liczyć, więc mieszają im się „karty wydane” z pakietami wyborczymi. Z typowej dla każdych wyborów liczby głosów nieważnych robią sensację. Idą w komedię. Ale to z nich można się śmiać.
Czy Rafał Trzaskowski osiągnął dobry wynik? Tak. 10 mln głosów dla przegranego to bardzo dużo. Ale pamiętajmy, że z tej liczby ledwie ok. 60 proc. to elektorat chcący wiceszefa PO na najwyższym urzędzie w państwie. Reszta tak bardzo nie chciała tam widzieć Andrzeja Dudy, że nie miała wyjścia.
A zatem nawet wyjątkowe zmobilizowanie całego „antyPiSu” nie daje im zwycięstwa w najważniejszych wyborach po ‘89 r. (tak o nich mówili).
Nie pomogło też straszenie Polaków koronawirusem i histeria, która pozwoliła wymienić tragiczną kandydatkę na dublera. Ze wszystkich uczestników tego wyścigu tylko Platformie mogło się to opłacać. I opłaciło się. Ale zwycięstwa nie dało.
Chcieli debaty tylko w swoim TVN. Inne możliwości im nie pasowały, więc uciekli do Leszna. I pomalowali wyjazdową konferencję prasową w barwy debaty. Nie pomogło.
Mieli ogromną przychylność świata medialnego. Nie tylko stacji z Wiertniczej, ale i mnóstwa gazet (w tym największej – bulwarówki, która założyła najohydniejsze buty, jakie ma w szafie), największych portali, stacji radiowych, a także mediów zagranicznych. Chcieliby też telewizję publiczną, jak w 2015 r. A że jej nie mieli, to cały ten dziennikarski zaprzęg nie wystarczył.
Pracownicy „Wyborczej” przestali udawać dziennikarzy. Cały jej koncern stał się trybem w sztabowej maszynie Trzaskowskiego. Dorzucili do wydania plakat, wydrukowali milion biuletynów swojego pupila. Za mało.
Zatrudnili SokzBuraka. Już dawno temu. Ale w tych wyborach ten związek był dużo głębszy, bo odpowiedzialny za to szambo Mariusz Kozak-Zagozda został pracownikiem komitetu wyborczego Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Później tworzył w służbie Rafałowi Trzaskowskiemu. Na niewiele się to zdało.
W buraczanym stylu chcieli kampanię zakończyć oskarżając prezydenta o obronę pedofilów. Nadali nowe znaczenie terminowi „brudna kampania”. I nic.
Wstydzili się swojego partyjnego szyldu, więc udawali, że wystawiają kandydata obywatelskiego. Bez powodzenia.
Nie mieli programu, więc trochę podkradli, ubrali kandydata w barwy rywala, przejęli obce sobie postulaty, próbowali wręcz przejąć zasługi. Nadaremno.
Zastępy najwierniejszych fanatyków ich kandydata próbowały rozbijać spotkania prezydenta (pamiętacie jeszcze Puck?). Wszystko na marne.
Mieli po swojej stronie cały świat celebrycki, z ich instagramami i wielkim oddziaływaniem na masy. Za słabym, jak się okazuje.
Nie cofnęli się przed niczym. Kiedyś chcieli zabierać babci dowód, dziś kolportowali przekaz jakoby głosowanie w I turze na Andrzeja Dudę oznaczało, że nie trzeba głosować w drugiej. Owszem, to dla tych najbardziej naiwnych, ale przecież „każdy głos się liczy”. Głosów zabrakło.
Na ostatniej prostej uciekli się nawet do przystawienia niepokornym ekonomicznego pistoletu do głowy (vide przykład piekarza Pellowskiego w Gdańsku). Bezskutecznie.
Szkoda czasu na pisanie o wszystkich kłamstwach, do jakich się uciekali. Na czele z zagrożeniem dla demokracji. Najlepiej rozbiła je w pył scena w żoliborskim lokalu wyborczym, gdzie w głosowaniu Jarosławowi Kaczyńskiemu przeszkadzał jakiś chory człowiek, a na scenę tę tabuny wyznawców Platformy w mediach społecznościowych rechotały w ekstazie. Choremu nie przeszkadzał nikt. Mógł odstawiać swój show. Zapewne nie zapomni tego do końca życia. Ale wyborów im to nie uratowało.
Jarosław Kaczyński był drugą najczęściej wymienianą osobą w przemówieniach Rafała Trzaskowskiego. To jego mieli się bać wyborcy. Bali się za mało.
Nic to wszystko nie dało. Tzn. coś dało, ale chyba więcej kłopotów niż pożytku. Nie wiadomo, kto ma rządzić w Platformie (Budka jest już za słaby, na powrót Schetyny za wcześnie, Trzaskowski się do tego nie nadaje i pewnie mu się nie chce). Nie wiadomo, kto ma rządzić w Warszawie (może Trzaskowski, a może tylko pół Trzaskowskiego?). Nie wiadomo, czy w opozycji będzie teraz ponowne łączenie, czy może większe dzielenie. Same problemy.
Wiadomo za to, że nie zmienią obranego kursu na zderzenie ze ścianą zdrowego rozsądku i przyzwoitości. Pokrzyczą, wywołają jeszcze większą frustrację wśród swoich sympatyków, wygenerują jeszcze większą nienawiść do PiS, zamiast gwiazdek powrzeszczą już bez cenzury za Frasyniukiem, a potem polamentują o podzielonej Polsce.
To efekt tego, że wciąż nie potrafią – mimo tysiąca brudnych sztuczek – wyborów ani wygrać, ani nawet przegrać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/509245-platforma-nie-umie-wyborow-ani-wygrac-ani-przegrac