Zarzuty muszą być konkretne, wskazując na takie wady w przeprowadzeniu wyborów, które miały wpływ na wynik wyborów. Jest możliwe, że do Sądu Najwyższego wpłyną tysiące protestów wyborczych, nie jest to sytuacja wyłącznie teoretyczna. Jeżeli protest wyborczy nie będzie spełniał warunków, o których mowa w art. 321 § 3 Kodeksu wyborczego, Sąd Najwyższy pozostawia go bez dalszego biegu (art. 322 § 1 Kodeksu wyborczego). Sąd Najwyższy w każdym przypadku w pierwszej kolejności oceni, czy wniesione pismo procesowe spełnia wymogi formalne uznania za protest wyborczy i dopiero wtedy podlega ono rozpoznaniu merytorycznemu
– mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Czesław Kłak, sędzia Trybunału Stanu.
CZYTAJ TAKŻE: Ulica i zagranica oraz próba podważenia wyborów przez atak na SN „Kasta” ma już swój plan! „Iustitia” liczy na pomoc Brukseli
wPolityce.pl: Część komentatorów oraz środowiska sędziowskiego radzi składać masowe protesty wyborcze do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. W jakim przypadku mogą one odnieść skutek w postaci unieważnienia wyborów? Jakie przesłanki musiałyby one spełnić?
Prof. Czesław Kłak, sędzia Trybunału Stanu: Zgodnie z art. 15 ust. 2 ustawy z dnia 2 czerwca 2020 r. o szczególnych zasadach organizacji wyborów powszechnych na Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej zarządzonych w 2020 r. z możliwością głosowania korespondencyjnego, protest przeciwko wyborowi Prezydenta Rzeczypospolitej wnosi się na piśmie do Sądu Najwyższego nie później niż w ciągu 3 dni od dnia podania wyniku wyborów do publicznej wiadomości przez Państwową Komisję Wyborczą. Protesty wyborcze rozpoznaje Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego w składzie trzech sędziów (art. 26 ust. 1 ustawy z dnia 8 grudnia 2017 r. o Sądzie Najwyższym i art. 323 § 1 Kodeksu wyborczego). Izba ta jest również właściwa w przedmiocie rozstrzygnięcia o ważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, orzekając w składzie całej izby (art. 26 ust. 1 ustawy z dnia 8 grudnia 2017 r. o Sądzie Najwyższym i art. 324 § 1a Kodeksu wyborczego). Prawo wniesienia protestu wyborczego przysługuje wyborcy. Wnoszący protest powinien sformułować w nim zarzuty oraz przedstawić lub wskazać dowody, na których opiera swoje zarzuty (art. 321 § 3 Kodeksu wyborczego). Formułując zarzuty wnoszący protest powinien wskazać na popełnienie przestępstwa przeciwko wyborom lub naruszenie przepisów prawa wyborczego, które miało wpływ na wynik wyborów. Nie w każdym zatem przypadku popełnienia przestępstwa przeciwko wyborom lub naruszenia przepisów prawa wyborczego skutkiem jest stwierdzenie nieważności wyborów.
To przecież poważny zarzut.
Takie rozstrzygnięcie może zapaść jedynie w przypadku, w którym dane przestępstwo lub naruszenie przepisów prawa wyborczego wpłynęło na wynik wyborów. Innymi słowy, stwierdzenie nieważności wyborów jest możliwe w przypadku, w którym gdyby nie doszło do popełnienia danego przestępstwa lub gdyby nie naruszono przepisów prawa wyborczego, wynik wyborów mógłby być inny, a więc dane przestępstwo lub dane naruszenie muszą wywierać wpływ na wynik wyborów, wykazując z nim nierozerwalny związek.
Trudna więc będzie kwestia dowodowa.
Dowodami w sprawie z protestu wyborczego są takie środki, które świadczą o istnieniu lub nieistnieniu pewnych faktów i które zarazem usprawiedliwiają przekonanie, że zarzucane w proteście działanie lub zaniechanie jest przestępstwem przeciwko wyborom albo postępowaniem sprzecznym z przepisami prawa wyborczego, dotyczącymi głosowania, ustalania wyników głosowania i wyników wyborów (tak m.in. Sąd Najwyższy w postanowieniu z dnia 9 czerwca 2015 r., III SW 23/15).
W przestrzeni publicznej pojawiła się koncepcja, by SN zalać tysiącami skarg wyborczych. Koncepcja opiera się na obawie, że SN nie zdąży rozpatrzyć wszystkich do 6 sierpnia 2020 r., w którym kończy się kadencja Prezydenta Andrzeja Dudy. Wtedy Marszałek Sejmu musiałby wyznaczyć nowy termin wyborów. To sytuacja oczywiście teoretyczna, ale przecież możliwa?
Każdy wyborca może wnieść protest wyborczy. Musi być on jednak uzasadniony, a wnoszący protest musi przedstawić lub wskazać dowody, na których opiera swe zarzuty. Protest wyborczy nie może być więc gołosłowny, czy też opierać się na niczym niepopartych twierdzeniach. Zarzuty muszą być konkretne, wskazując na takie wady w przeprowadzeniu wyborów, które miały wpływ na wynik wyborów. Jest możliwe, że do Sądu Najwyższego wpłyną tysiące protestów wyborczych, nie jest to sytuacja wyłącznie teoretyczna. Jeżeli protest wyborczy nie będzie spełniał warunków, o których mowa w art. 321 § 3 Kodeksu wyborczego, Sąd Najwyższy pozostawia go bez dalszego biegu (art. 322 § 1 Kodeksu wyborczego). Sąd Najwyższy w każdym przypadku w pierwszej kolejności oceni, czy wniesione pismo procesowe spełnia wymogi formalne uznania za protest wyborczy i dopiero wtedy podlega ono rozpoznaniu merytorycznemu. Możliwe jest nadużycie prawa do wniesienia protestu wyborczego, co wystąpi w sytuacji bezzasadnego składania identycznych „protestów”, pozbawionych uzasadnienia faktycznego i prawnego. Wykazanie nieprawidłowości przy przeprowadzeniu wyborów obciąża wnoszącego protest. Nie wystarczy przy tym powołać się ogólnikowo np. na naruszenie wymogu powszechności głosowania, czy też przeprowadzenie wyborów w czasie epidemii. W każdym przypadku należy wskazać, że określona okoliczność wpłynęła na wynik wyborów. I udowodnić ten fakt. Odpowiedzialność wymaga, aby wnoszący protest wyborczy nie działał w złej wierze, co nastąpi w sytuacji, w której przyczyną złożenia takiego protestu będzie brak akceptacji wyniku wyborów i próba jego podważenia, przy instrumentalnym wykorzystaniu przepisów prawa wyborczego. Nie jest to postawa obywatelska.
Czy wybory, zgodnie z pana wiedzą, odbyły się zgodnie z prawem i bez znaczących naruszeń?
W przestrzeni publicznej cytowana jest wypowiedź Przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej sędziego Sylwestra Marciniaka, który stwierdził, że wybory zarządzone na 12 lipca 2020 r. będą „bezpieczne, wolne i uczciwe”. Nie mamy powodu do negacji tego stanowiska i jego zakwestionowania. Jak w każdych wyborach możliwe są naruszenia przepisów prawa wyborczego, co przecież miało już miejsce w poprzednich wyborach, nie tylko prezydenckich, ale aby takie naruszenie mogło być podstawą do stwierdzenia nieważności wyborów musiałoby mieć wpływ na ich wynik. Praktycznie rzecz ujmując, w odniesieniu do wyborów przeprowadzonych w dniu 12 lipca 2020 r. musiałoby dojść do takiej ilości naruszeń, które pozwoliłoby na zakwestionowanie około 500 tysięcy oddanych głosów, czy też wykazania, że takiej ilości wyborców uniemożliwiono głosowanie. Biorąc pod uwagę informacje dostępne publicznie, sformułowanie takiego zarzutu jest nierealne. Suweren, czyli Naród, dokonał wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej, stosownie do treści art. 127 ust. 1 Konstytucji RP, wyrażając swą wolę w sposób wyraźny i jednoznaczny. Wynik wyborów nie może budzić wątpliwości. Zwycięzca wyborów jest jeden.
Czy wysoka frekwencja wyborcza nie przemawia za argumentem, że te wybory cieszyły się wyjątkową akceptacją społeczną?
Podnoszone publicznie argumenty, które miałyby przemawiać za nieważnością wyborów, mają charakter ogólnikowy, nie są powiązane z żadnymi przekonującymi okolicznościami, jak również nie pozwalają na stwierdzenie, że wynik wyborów mógłby być inny. Już sama frekwencja wyborcza bezzasadnym czyni argument o naruszenie powszechności wyborów, skoro bowiem wzięła w nich udział rekordowa ilość wyborców, a państwo przygotowane było na jeszcze większą ilość głosujących, to zapewniono warunki do oddania głosu przez osoby uprawnione. Fakt, że za granicą nie w każdym miejscu możliwe było głosowanie, jak również, że w niektórych państwach dopuszczono wyłącznie formę korespondencyjną, czy też nie udało się odebrać/przesłać pakietu wyborczego, nie może powodować stwierdzenia nieważności wyborów, są to bowiem okoliczności niezależne od Państwa Polskiego, lecz zależały od decyzji państwa, w którym dany wyborca przebywa, czy też od sprawności – w przypadku głosowania korespondencyjnego – funkcjonujących w nim instytucji odpowiedzialnych za przekazywanie korespondencji. To władze i odpowiednie instytucje pocztowe tego państwa mają decydujący wpływ na przeprowadzenie na swoim terytorium wyborów oraz na ich formę.
Czy decyzja Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego o ważności (lub braku) wyborów zakończy dyskusję na temat jej niezależności?
Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego rozstrzyga o ważności wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej. To jest jej obowiązek. Przy podejmowaniu uchwały zobowiązana jest kierować się Konstytucją RP oraz ustawami, ważąc rzetelnie wszystkie argumenty istotne z punktu widzenia rozpoznawanej sprawy. Izba ta orzekała już o ważności wyborów – do Parlamentu Europejskiego oraz do Sejmu i Senatu. Jej uchwały w tym przedmiocie nie były kwestionowane, w tym nie sformułowano zarzutu braku niezależności tej Izby w kontekście rozstrzyganych spraw wyborczych. Nie ma uzasadnionych podstaw, aby obecnie taki zarzut formułować. Dotychczasowe orzecznictwo Izby nie dowodzi żadnego braku niezależności.
W Izbie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych znajdują się wnioski (wraz z zabezpieczeniem), które mogłyby spowodować wyłączenie niektórych sędziów IKNiSP SN. Czy są one groźne dla decyzji o ważności wyborów?
Ewentualne pozbawienie sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego możliwości orzekania byłoby sprzeczne z Konstytucją RP. Osoba powołana przez Prezydenta RP do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego, która złożyła wobec Głowy Państwa ślubowanie, jest sędzią, a jej status sędziowski nie może być kwestionowany w żadnym trybie i w żadnych okolicznościach. Stosując przepisy kodeksu postępowania cywilnego o zabezpieczeniu nie można pozbawić sędziego możliwości orzekania, po pierwsze bowiem przepisy te nie odnoszą się do stosunku publiczno-prawnego, jakim jest stosunek łączący sędziego z Państwem Polskim, a po drugie – nie istnieje możliwość ingerowania w prawo sędziego do orzekania ze względu na kwestionowanie faktu jego powołania na urząd sędziego. Postanowienie Prezydenta RP o powołaniu do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego ma charakter ostateczny, niezaskarżalny, nieodwoływany i nie może być weryfikowane przez żaden sąd, w tym Sąd Najwyższy, w jakimkolwiek postępowaniu. Zawieszenie sędziego w urzędowaniu może nastąpić wyłącznie na podstawie ustawy i tylko ze względu na jego naganne zachowanie, nie może zatem nastąpić z powodu kwestionowania jego statusu sędziowskiego. Samo kwestionowanie statusu sędziego nie znajduje żadnej podstawy prawnej, a wręcz jest sprzeczne z Konstytucją RP.
Rozmawiał Wojciech Biedroń
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/509134-opozycja-uderzy-w-wybory-klak-mozliwe-jest-naduzycie-prawa