„Poprawność jest czymś pożytecznym. Jak siedzimy przy stole, to – za przeproszeniem – nie puszczamy bąków… Bo, panie prezesie, nie wypada. Niestety, Polska stała się stołem, przy którym do takich zachowań dochodzi” - mówi Marek Kondrat w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”.
Cały wywiad z Markiem Kondratem można podzielić na dwa główne tematy. Jednym z nich jest opowieść byłego aktora, jak sam o sobie mówi, o życiu w Hiszpanii, do której się przeniósł, przy jednoczesnym narzekaniu na obecną sytuację w Polsce. Drugi temat to parapsychologiczne wywody o prezesie PiS Jarosławie Kaczyńskim.
Emerytura w Hiszpanii i narzekania na Polskę
Wśród opowieści o życiu w Hiszpanii Kondrat narzeka na swoich rodaków.
Moja? Jest już odległa. W poezji Leśmiana, Tuwima, Baczyńskiego, w dziennikach Gombrowicza, prozie Konwickiego. To nazwiska niepoprawne dla zwolenników tendencji czysto narodowych
— odpowiada na pytanie o to „gdzie jest Polska?”.
Kiedy ojczyzna dawała mi świadectwo dojrzałości w 1968 r., postawiła mnie w pierwszym poważnym konflikcie, który odczuwam do dzisiaj, i tego mojej ojczyźnie nie zapomnę. Bo to nie była ojczyzna jakichś „komunistów”, jak chce się dzisiaj uważać, tylko moich rodaków. I ci moi rodacy – lub ich potomkowie – mają dzisiaj podobne odruchy, jakie mieli w ’68 czy jakie mieli ich protoplaści z międzywojnia. Te odruchy mnie martwią
— dodaje.
Dalej Kondrat przekonuje, że kiedyś Polska czerpała z różnorodności, a dziś jest z tym znacznie gorzej.
To rzeczy znane, ale pozwalają zrozumieć, co się dzisiaj dzieje w naszej piwnicy. Z piwnicznego okienka wynurzył się łeb narodu, ale tułów wciąż pozostał w piwnicy. Zablokował się i nie chce wyjść. Ci otwarci, lepiej wyedukowani chcą być częścią świata, ale co zrobić z tamtymi?
— pyta „zatroskany” aktor.
Znajomość z braćmi Kaczyńskimi
Marek Kondrat opowiada również o swoim spotkaniu z braćmi Kaczyńskimi. Jest to jedynie punkt wyjścia do nieudolnej, pełnej złośliwości analizy życia osobistego i działalności politycznej Jarosława Kaczyńskiego.
Leszek był ugodowy, potulny i zawsze dostawał blachę w łeb od Jarka. Rzutkie chłopaki, dobrze się wysławiające. Mieliśmy po 10, 11 lat, to o czym tu gadać. Bawili się głównie w wojnę. Spotykaliśmy się w ich pokoju albo moim, w łódzkim Grand Hotelu. Mieli sześć pudeł żołnierzyków
— relacjonuje Kondrat.
We wszystkich bitwach, które toczyliśmy, Jarek wygrywał
— przyznaje.
Parapsychologiczne analizy
I tutaj zaczyna się psychologizowanie dotyczące Jarosława Kaczyńskiego, którego aktor nazywa „Jarkiem”. Momentami wygląda na to, że Kondrat ma coś w rodzaju obsesji na punkcie prezesa Prawa i Sprawiedliwości.
Leszek wiódł jakieś życie, a Jarek z miłości miał tylko ojczyznę. Lękam się ludzi, którzy kochają tylko i wyłącznie ojczyznę
— mówi.
Wypowiedzi byłego aktora chętnie „podkręca” również oczywiście dziennikarka z Czerskiej, przeprowadzająca wywiad.
Jest pani bliska mojemu poglądowi, że w postawie Jarka jest coś abstrakcyjnego, poza logiką. Cała historia jego flirtu z władzą polega na jakimś niespełnieniu, na odrzuceniu – ludzie formułowali to już dziesiątki razy. Nie lubili go moi dawni mistrzowie, Mazowiecki i Geremek, ani Wałęsa, który go wcześniej wprowadził na salony. W każdej sytuacji, w której Jarek się znalazł, konfliktował towarzystwo – jakby odbijał sobie jakieś straty moralne
— przekonuje „psycholog”.
Gdyby miał fajne zajęcie, fajną kobitę albo chłopaka, gdyby lubił się napić, poszedł czasem pobalangować, to nie miałby aż takich związków uczuciowych z Polską
— dodaje.
Nie mogło oczywiście zabraknąć wątku o tym, jak to Jarosław Kaczyński nie zna świata.
Prezes nie bywa za granicą, siedzi zamknięty w domu, w swoich wewnętrznych konfliktach ze sobą i światem. On ponosi potworną odpowiedzialność za to, co się dzieje w Polsce, ale zachowuje się, jakby tego nie odczuwał
— wskazuje Kondrat.
Aktor bierze się również za „analizę” poczynań prezesa PiS na scenie politycznej. Wychodzi mu to podobnie jak psychologizowanie.
Jakiś rodzaj zwichnięcia w postaci Jarka jest dla mnie odczuwalny. Tyle lat siedział w Sejmie, że nauczył się różnych partyjnych sztuczek, tylko że dla niego to wszystko było za grzeczne. Te mędzące Geremki, ci nudni faceci robią wszystko wolno, po kolei – a przecież można posiedzieć całą noc i przegłosować parę ustaw, rządzić sprawnie. Nie można? Jak to nie można? On nie rozumie demokracji w takim wydaniu, w jakim my ją rozumiemy. On nie ma na to czasu
— mówi.
Prezes definiuje wolność fałszywie. Polskość nie zostanie naruszona, jeśli powstrzymamy się od wytykania palcami homoseksualistów albo od wskazywania, kto ma nos większy od klasycznego. Takie zachowania przechodzą do światowego lamusa. Poprawność jest czymś pożytecznym. Jak siedzimy przy stole, to – za przeproszeniem – nie puszczamy bąków… Bo, panie prezesie, nie wypada. Niestety, Polska stała się stołem, przy którym do takich zachowań dochodzi
— dodaje.
W wywiadzie z Markiem Kondratem mamy wszystko, co kochają czytelnicy „Gazety Wyborczej” - niezadowolenie z Polski, pochwała życia za granicą i psychologizowanie o Jarosławie Kaczyńskim.
xyz/”Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/508835-kondrat-w-wywiadzie-dla-gw-przebija-sam-siebie