„Wybierzcie >>drogie gdańszczanki i drodzy gdańszczanie<< z Przymorza, Zaspy czy Moreny sygnatariusza rokoszu z Warszawy, a macie pewność, że nie będzie ciepłej wody z kranu - będzie podatek katastralny i zapłacicie nie mniej niż 3 000 złotych za swój dach nad głową” - pisze w najnowszym odcinku cyklu „Akapit wydawcy” Marek Formela, redaktor naczelny „Gazety Gdańskiej”. Publikujemy pełny tekst felietonu.
Wybieram Andrzeja Dudę.
W przeciwieństwie do Rafała Trzaskowskiego nie jest tłumaczem.
Mówi własnym tekstem.
Mówi na podstawie dobytku politycznego, który środowisko Prawa i Sprawiedliwości, Porozumienia i Solidarnej Polski wniosło do publicznej agendy.
Nawet liderka PO z Gdańska, Agnieszka Owczarczak, bierze 9 600 zł subsydiów społecznych, choć oficjalnie uważa, że powinno jeść się wędkę a nie rybę.
A Trzaskowski to liberalny epigon, piąty kisiel po Tusku, który chcąc być prezydentem RP, zapomniał, że był już posłem Sejmu RP. Aż strach się bać takiego krętacza…
Chcąc zaś być strażnikiem konstytucji, zgłosił rok temu w Gdańsku akces do antykonstytucyjnego rokoszu dużych miast.
Chcąc więcej skromności i przejrzystości milczy w sprawach nomenklatury, którą współtworzą jego gminni towarzysze partyjni.
Zatrudniając Sebastiana Wierzbickiego, szefa SLD w Warszawie w zarządzie pałacu kultury; zatrudniając ekssekretarza PZPR Marka Dyducha w agencji miejskiej we Wrocławiu, a posła Jońskiego, historyka pokroju tutejszego Grzelaka, na basenie u pani prezydent Zdanowicz w Łodzi - wygasza się opozycję pieniądzem publicznym.
Chciałby uzdrowić służbę zdrowia, ale to jego szefowa partyjna, Ewa Kopacz, zainfekowała ją nowotworem komercjalizacji. Cenniki w szpitalach przypominają starszej biedocie, że sok Dodoni mógł być tylko za dolary. Tym bardziej zaś zdrowie w szpitalu z firankami…
Nierzetelnie pomawia rządzących o podwyższanie podatków, o czym usłyszał na plaży Copacabana, ale insynuuje, bo jest poważnym plotkarzem, a nie niepoważnym kandydatem na prezydenta.
Udaje przy tym, że zapomniał, iż w tzw. deklaracji rebelii wielkich miast postulował prawo do swobodnego stanowienia podatków: „Samorządy muszą mieć prawo do samodzielnego kształtowania polityki podatkowej, należy znieść maksymalne/minimalne stawki podatków lokalnych”.
Wybierzcie „drogie gdańszczanki i drodzy gdańszczanie” z Przymorza, Zaspy czy Moreny sygnatariusza rokoszu z Warszawy, a macie pewność, że nie będzie ciepłej wody z kranu - będzie podatek katastralny i zapłacicie nie mniej niż 3 000 złotych za swój dach nad głową.
Zamiast 150 złotych podatku od nieruchomości.
Opodatkowanie katastrem, tak jak opodatkowanie mytem parkingowym w Gdańsku, to marzenie środowiska, które prace w urzędach traktuje jako swoje przeznaczenie. Pieniądze tak zbierane czynią znośnym komfort władzy.
Jeśli z bogatym Trzaskowskim chcecie stracić, proszę bardzo.
Polska wyższej klasy średniej nie jest domem wszystkich Polaków. Mając 21 000 zł emerytury D. Tusk spełnił tylko swoje marzenia o dostatku.
Wspólna Polska zaczyna się tam, gdzie jej przęsła są najsłabsze.
Spotkać tam Trzaskowskiego to cud.
Marek Formela, „Gazeta Gdańska”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/508682-trzaskowski-to-liberalny-epigon-piaty-kisiel-po-tusku