Jedną z najbardziej niedocenionych przez obecny obóz rządzący gałęzi życia społecznego są media. Za to zbagatelizowanie dziś przychodzi obozowi rządzącemu - i co ważniejsze całej Polsce - płacić gorzką cenę.
Bez względu na wynik, jakim zakończą się wybory prezydenckie 2020, niezależnie, czy wygra Andrzej Duda czy Rafał Trzaskowski, widać dziś, jak poważnym błędem był brak zmiany polityki medialnej przez obecny obóz rządzący. Słowo „polityki” w odniesieniu do mediów nie jest z mojej strony niezręcznością, ani też nieostrożnością, lub wręcz czymś nieuprawnionym. Można, a nawet należy przyjąć za w pełni uzasadniony zwrot „polityka medialna”. Akurat w obecnych wyborach widoczna jest zależność końcowego wyniku wyborów od mediów. Od wpływu mediów na tak ważny proces polityczny jakim jest kampania wyborcza i jej ostateczny rezultat, jakim jest wybór prezydenta państwa.
Po wygranych wyborach 2015 roku przyjmowano, że reforma na rynku mediów - wszystko jedno jak będzie nazywana, repolonizacją demonopolizacją, czy najłagodniej, żeby nie drażnić „byka” dekoncentracją - jest rzeczą tak konieczną jak przywrócenie niższego wieku emerytalnego, czy też reforma sądownictwa. Ale już po roku można było zauważyć, jak rządzący zaczynają o repolonizacji mówić coraz ciszej i rzadziej. Większość dziennikarzy, sprzyjających obozowi dobrej zmiany, z wyrozumiałością patrzyła na odkładanie tych planów, widząc z jaką zaciekłością PiS był atakowany za próbę jakiejkolwiek zmiany istotnych dla lepszego funkcjonowania państwa instytucji, np. zmiany w Trybunale Konstytucyjnym, czy choćby rozszerzenie uprawnień policji w sferze działań zapobiegania i zwalczania terroryzmu. A rozpoczęta na przełomie 2016/2017 roku reforma sądownictwa natrafiła na taki opór, że coraz częściej zaczął pojawiać się argument, iż uruchomienie, czy jak się popularnie mówiło „ otwarcie” przez rząd – wstępnie projekt demonopolizacji był przygotowywany w Ministerstwie Kultury – nowego frontu, może zachwiać obozem rządzącym. Faktycznie, pamiętać warto, że był to niezwykle gorący okres budowy zrębów nowego kształtu państwa. Opozycja przy każdej ważniejszej sprawie uruchamiała atak na rządzących wewnątrz kraju oraz organizowała silne wsparcie Brukseli i jej agend.
Reforma sądownictwa, a ściśle zmagania z jej przeciwnikami, pochłonęła tyle czasu i sił, że zanim się obejrzeliśmy, nadeszło lato 2018, od którego zaczął bić kalendarz wyborczy, który zakończy się dopiero za dwa dni, w najbliższą niedzielę 12 lipca.
Dziś już za późno zastanawiać się, czy zaniechanie reformy mediów, pogrąży wiele innych korzystnych rzeczy już wprowadzonych w ciągu ostatnich pięciu lat. Być może szczęśliwie do tego nie dojdzie.
Jedno jest pewne, że tylko specjaliści w swoich badawczych enklawach, nie docierających do polityków, jednoznacznie wskazują na ogromnie ważne miejsce mediów w budowie samodzielności i siły państwa. Wprost mówią, że media są jednym ze strategicznych obszarów państwa, takim jakim np. jest sfera bezpieczeństwa energetycznego czy gospodarczego. Oddanie przez państwo tego obszaru w ręce obcego państwa jest równoznaczne z przekazaniem wpływów jego właścicielowi na tę sferę. Co więcej stwarza zarazem zagrożenie uzależnienia politycznego tego obszaru przez właściciela. Naturalnym dążeniem każdego państwa – przy zachowaniu we właściwych proporcjach współpracy z innymi – jest to, aby suwerennie panować na strategicznymi obszarami życia gospodarczego i społecznego. Jeśli zaś chodzi o media – mówią eksperci – konieczna jest kontrola narodowa, która nie może mieć jednak nic wspólnego z cenzurą państwa. Media muszą być wolne i niezależne od struktur państwa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/508583-demonopolizacja-czy-dekoncentracja-jest-konieczna