Niby nic wielkiego. Ot, taki sobie krótki tekścik zamieszczony na portalu Wirtualna Polska. Jeśli spojrzeć na całość materiału, redakcja znajdzie argumenty, żeby obronić jego poprawność, a nawet wskazać na elementy dziennikarskiej rzetelności. Aby to nastąpiło, trzeba jednak przebrnąć przez cały tekst. Ale nawet i wtedy jakaś negatywna skaza na tej kampanii się odciśnie. Na ważnym fragmencie jej ostatniej fazy, jaką była poniedziałkowa debata Andrzeja Dudy w Końskich. Na tym polega subtelność tej manipulacji.
Może nie jest to głaz ani kamień wrzucony na taflę wody kampanii prezydenckiej Andrzeja Dudy, który dałby efekt gejzeru. Z pewnością jednak jest to kamyk rzucony z ukrycia, z zamiarem wywołania zakłóceń na gładkiej powierzchni.
Najważniejsze dla tej manipulacji jest tzw. zajawka, mająca zaintrygować potencjalnego czytelnika. Zaalarmować go. A jednocześnie przekazać najważniejszą informację, o czym traktuje tekst. Zajawką tą jest zdjęcie – z bardzo dalekiego planu - sceny, na której za mównicą stoi Andrzej Duda, po lewej stronie widoczni siedzący widzowie. Na pierwszym planie tego zdjęcia wmontowana jest w kółku duża fotografia młodej kobiety.
Obraz ten w ramce uzupełnia podpis:
„Oskarżają: uczestnicy debaty byli podstawieni. Dotarliśmy do bohaterki”.
Co to znaczy? Jak to rozumieć? Ci, którzy nie będą zagłębiali się w treść materiału – a dziś w mediach społecznościowych zjawisko „przelatywania” po tytułach nie należy do rzadkości. Wręcz odwrotnie.
Raczej nie byłbym odosobniony, tak mi się wydaje, gdyby podpis pod zdjęcie tłumaczyć jako ważne odkrycie dziennikarzy Wirtualnej Polski, którzy znaleźli dowody, że debata była ustawiona. Brali w niej udział podstawieni uczestnicy, a dziennikarze śledczy portalu dotarli do jednej z takich osób.
W takiej sytuacji nie ma znaczenia, czy odbyło się to za wiedzą prezydenta Andrzeja Dudy, czy jest to inicjatywa, a właściwie machlojka sztabu wyborczego, a może samej telewizji publicznej, która była jednym z organizatorów debaty. Mamy do czynienia z wielkim oszustwem. W gruncie rzeczy taki skandal kompromituje wszystkich, którzy brali udział w organizacji tak ważnego w kampanii wyborczej spektaklu politycznego. Tak powinno być, gdyby to było prawdą.
Na szczęście, nie jest. Uf! Co za ulga… Zaraz, zaraz. Czy to nie przedwczesna radość? W następnym akapicie znowu wstrząsają czytelnikami wątpliwości. Oj, oj. Nie było wszystko sterylnie czyste politycznie.
„Podczas debaty z Andrzejem Dudą w Końskich pytania prezydentowi mieli zadawać „zwykli” Polacy. Wśród nich rozpoznano jednak lokalnych działaczy sympatyzujących z obozem dobrej zmiany. Jedno z pytań zadała Katarzyna Serek, była kandydatka na radną powiatu koneckiego z listy Prawi i Solidarni”
— czytamy. (Uwaga! Toż prawie jak Prawo i Sprawiedliwość. Na pewno te same korzenie - dop. JJ).
Okazuje się, że zajawka prezentowała fotografię właśnie pani Katarzyny Serek, owej „Bohaterki”. To ona w trakcie debaty zapytała Andrzeja Dudę, czy jest szansa, by do Końskich wróciła kolej? Dziennikarzom WP zaś wyjaśniała:
Absolutnie nie byłam podstawiona, nikt nie wpływał na treść mojego pytania.
Gratulując dziennikarzom Wirtualnej Polski wnikliwości, czytam pilnie dalej, żeby dowiedzieć się, kto wysunął tak drastyczne, niczym nie uzasadnione oskarżenia.
Niestety, tak ważną wiadomość, dziennikarze WP zachowali tylko dla siebie. Czyżby ukrywali ją w redakcyjnym sejfie? To nie ładnie chować informację, która jest inspiracją do powstania tekstu. Jego głównym źródłem.
Ktoś delikatnie nieufny gotowy pomyśleć, że „oskarżyciele” narodzili się w głowie dziennikarzy WP. A może podobnie jest z „komentatorami”, którzy natarczywie zasypują dziennikarzy WP pytaniami, a o których w tekście czytam:
„W komentarzach po debacie padają teraz kłopotliwe pytania, czy uczestnicy spotkania z Andrzejem Dudą byli podstawieni przez organizatorów wydarzenia”.
Zaś człowiek bardzo nieufny będzie twierdził, że mamy do czynienia z polityczną manipulacją.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/508237-drobna-ilustracja-manipulacji-uderzajacej-w-andrzeja-dude