„Dr hab. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta Andrzeja Dudy, nie uzyska profesorskiego tytułu – dowiedział się portal Gazeta.pl” – triumfowali dziennikarze z Czerskiej we wtorek 30 czerwca. Paweł Wroński polecał „przeczytanie recenzji dorobku naukowego autorstwa znanych naukowców. Są bardzo wyczerpujące”, a także – dodajmy – krytyczne wobec dorobku Andrzeja Zybertowicza.
Komisja zatem nie tylko odmówiła profesorowi Uniwersytetu Mikołaja Kopernika najwyższego tytułu naukowego w Polsce, ale także jej członkowie szybko przekazali tę informację „Wyborczej”. Co ciekawe, portal Gazeta.pl, chwaląc się, że dotarł do krytycznych opinii superrecenzentów, zacytował ich drugorzędne i niewiele znaczące fragmenty. I tak oto z 13-stronicowej recenzji prof. Rafała Drozdowskiego mainstreamowym mediom wystarczyło 13 słów za dowód, że badania Zybertowicza niewiele znaczą i na profesurę nie zasługuje. Tymczasem, gdy przyjrzeć się całemu procesowi nadawania profesury temu znanemu socjologowi, można mieć wiele wątpliwości co do bezstronności i rzetelności tej procedury.
Uszczypliwości w Toruniu
Już dwa lata temu, jeszcze na etapie postępowania Rady Wydziału Humanistycznego UMK w Toruniu, niektórzy uczeni pozwalali sobie na uwagi, nazwijmy to, mało eleganckie. Z jednej strony prof. Szymon Wróbel pozytywnie zaopiniował wniosek, ale jednocześnie próbował upokorzyć socjologa: „Osobiście uważam, że raz wyzwolona wola stania się profesorem jest nie do zatrzymania. Jeśli Andrzej Zybertowicz uznał, że są powody, aby przyznać mu profesurę, to zapewne tak jest” – pisał. Równie sarkastycznie brzmiał komentarz prof. Marcina Króla: „Opinia moja jest wyjątkowo krótka, ponieważ przedstawione do oceny prace naukowe są nieliczne, a ich konkluzje na tyle niedopracowane, że trudno o polemikę”. Jeszcze w czerwcu 2019 r. prof. Andrzej Nowak skomentował powyższe recenzje jako „kompromitujące”. Historyk przypomniał ponadto, że prof. Wróbel „publikuje ideologiczne manifesty w gdańskim »Przeglądzie Politycznym« (ideowej kuźni PO)”. O drugim recenzencie – prof. Królu – prof. Nowak pisał, że wzywał Donalda Tuska i Bronisława Komorowskiego do rozprawienia się z PiS, nawet „niezgodnie z prawem”. Jako że ludzie, którzy wpływają na decyzję o przyznaniu tytułu profesorskiego, nie powinni być w konflikcie interesu z recenzowanym naukowcem, a Zybertowicz jest przecież aktywnym medialnie doradcą prezydenta Andrzeja Dudy oraz szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, trudno nie zadać sobie pytania, czy aby stanowisko opiniujących nie zostało skażone ich poglądami politycznymi?
Komu wolno mieć poglądy?
Troje superrecenzentów, wybranych przez centralną komisję, wyraziło swoje negatywne stanowisko w sprawie przyznania Zybertowiczowi profesury. Prof. Mirosława Marody, sama należąca do nurtu krytyków władzy jako zagrażającej „podstawowym wolnościom jednostki”, w swej opinii wbrew regułom wzięła pod uwagę tylko jedną książkę kandydata („Samobójstwo Oświecenia? Jak neuronauka i nowe technologie pustoszą ludzki świat”, Kraków 2015). Nie poświęciła choćby słowa innym pracom socjologa, który ma w swoim dorobku 61 pozycji naukowych.
Drugi superrecenzent, prof. Krzysztof Gorlach, także nie poparł wniosku o nadanie tytułu. Gorlach także jest przeciwnikiem obecnej władzy, zwłaszcza reformy sądownictwa. Jeszcze w 2007 r. chwalił rząd Donalda Tuska, pisząc o koalicji PO-PSL jako polskiej „protochadecji”. Rzecz jasna naukowcom wolno mieć swoje poglądy polityczne, ale pojawia się pytanie, czy ta oczywistość dotyczy też naukowców o konserwatywnym rodowodzie? Przeczytawszy wszystkie trzy recenzje, można odnieść wrażenie, że każda z nich dotyczy innego naukowca, nie zaś jednego Andrzeja Zybertowicza. Bo jak inaczej wytłumaczyć, że prof. Marody omawia tylko „Samobójstwo Oświecenia?” jako rzecz najważniejszą, prof. Gorlach wzmiankuje zaś o tej pracy niczym o pisarskim epizodzie?
Ciszej o tych tajnych służbach
Jeszcze „innego Zybertowicza” omawia prof. Rafał Drozdowski, bliżej rozważając pracę napisaną wraz z prof. Marią Łoś „Privatizing the Police-State. The Case of Poland”, której poprzedni superrecenzenci nie omówili. Spomiędzy pozornie stonowanych opinii Drozdowskiego przebija jednak nie tyle krytyka wobec socjologa, ile dystans wobec jego tez. Superrecenzenta drażni, że antropologia chrześcijańska mogłaby być odpowiedzią na zwiększającą się kontrolę technologii nad człowiekiem albo że Zybertowicz widzi w tajnych służbach PRL sprawcę wielu zjawisk w III RP. Ten ostatni zarzut byłby usprawiedliwiony 20 lat temu, gdy powstała książka „Privatizing the Police-State”, ale w 2020 r., po likwidacji WSI, po dwóch dekadach pracy dziesiątków historyków, po setkach publikacji IPN oraz również setkach wydawnictw źródłowych, ujawnieniu sprawy „szafy Lesiaka” czy agenturalności Lecha Wałęsy, minimalizowanie znaczenia wpływu tajnych służb PRL na wydarzenia po 1989 r. może budzić jedynie zdziwienie.
Kto kogo ocenia?
Jednym z najbardziej interesujących wątków odrzucenia profesury dla Andrzeja Zybertowicza jest to, że recenzowany ma wyższy wskaźnik cytowalności niż większość z ośmiu recenzentów jego dorobku. Słowem: to toruński socjolog mógłby się wypowiadać o wadze ich osiągnięć naukowych. W przypadku Drozdowskiego Zybertowicz bije profesora w stosunku 8:5 w zakresie cytowalności w Polsce (dane z Google Scholar), a za granicą – w odróżnieniu od Zybertowicza – prof. Drozdowski nie istnieje (np. baza Web of Science).
Nie i już!
O dobór superrecenzentów należy pytać prof. Marka Szczepańskiego, szefa Sekcji I Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów. Niestety w obecnym terminie nie mógł udzielić odpowiedzi i zarekomendował dr. Jerzego Denekę do pozyskania szerszych informacji. Sekretariat Deneki odsyła do Artura Woźniaka i tutaj, po intensywnych próbach, udaje się zdobyć stanowisko kogoś z komisji. Czy osoba z niższym do robkiem powinna oceniać kogoś bardziej aktywnego naukowo? – pytamy. – Procedury w żadnym zakresie nie zastrzegają, że na tę funkcję może być powołana wyłącznie osoba, która ma wyższe współczynniki naukometryczne – mówi tygodnikowi „Sieci” Woźniak. Jego zdaniem „nie daje to podstaw do twierdzenia, że recenzent będzie uprzedzony do osoby, którą ocenia”. Trudno tu jednak pominąć powszechne przekonanie, że środowisko naukowe aż kipi od personalnych uraz i prób deprecjonowania osiągnięć innych badaczy. Czy w komisji nie budzi wątpliwości to, że niektórzy recenzujący aktywnie krytykują poglądy polityczne, jakie prezentuje Zybertowicz? Zdaniem Woźniaka „treść zawarta w tych recenzjach nie dawała podstawy do uznania, że zawarta w niej ocena jest pozamerytoryczna i że ta ocena nie znajduje odzwierciedlenia w dokumentacji przedstawionej przez kandydata”.
Wicepremier, minister kultury, prof. Piotr Gliński wyraził oburzenie takim postępowaniem centralnej komisji. „To w takim razie ja się zrzekam swojego tytułu (…). Bo uważam, że Andrzejowi Zybertowiczowi się bardziej należy” – napisał na Twitterze. Dla tygodnika „Sieci” wicepremier Gliński wypowiada się jeszcze dosadniej: – Odmowa nadania tytułu profesora Andrzejowi Zybertowiczowi ma w mojej ocenie charakter swoistej represji politycznej i jest skandaliczna. Uważam, że granica przyzwoitości została w tym przypadku przekroczona. Co najmniej kilka osób, które uczestniczyły w procesie oceny dorobku Andrzeja Zybertowicza, jest powszechnie znanych z ponadstandardowego zaangażowania w krytykę rządów Zjednoczonej Prawicy.
– Gdyby Zybertowicz nazywał się Kowalski, zostałby profesorem, a ponieważ nazywa się Zybertowicz i jest wyraziście zaangażowany po stronie PiS, do czego ma prawo, to został zdekapitowany przez środowisko, które ma inne poglądy – mówi tygodnikowi „Sieci” prof. Antoni Dudek, którego o sympatię dla prawicy trudno dziś podejrzewać.
Ten głos z wnętrza świata nauki mówi więcej niż słyszany oficjalnie naukowo-biurokratyczny żargon, próbujący skrywać prawdziwe intencje i stosunek do recenzowanego socjologa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/508209-nie-mamy-dla-pana-profesury-i-co-pan-nam-zrobisz