Między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich Rafał Trzaskowski zaczął nagle odwoływać się do środowisk patriotycznych, niepodległościowych, a nawet narodowych. U wielu z nich wywołało to salwy śmiechu i zarzuty politycznej schizofrenii. Wiele osób wprost zarzuca wiceszefowi Platformy Obywatelskiej obłudę. Ale spójrzmy głębiej, niż tylko w bieżące komentarze polityczne. Sprawdźmy, jaką politykę w niezwykle ważnej dla Polaków przywiązanych do wartości patriotycznych, konserwatywnych czy narodowych kwestii upamiętniania historii prowadzi Trzaskowski tam, gdzie od 1,5 roku ma pełnię władzy – w polskiej stolicy, której stery niepodzielnie sprawuje jego ekipa.
Zaledwie kilka tygodni temu Rada Warszawy rozpatrywała petycję społeczną w sprawie wzniesienia w 100. rocznicę Bitwy Warszawskiej pomnika jednego z obrońców Ojczyzny przed bolszewikami gen. Tadeusza Rozwadowskiego. Decyzją ekipy Rafała Trzaskowskiego i przy tożsamej opinii prezydenta, inicjatywa ta została odrzucona. W imieniu Klubu Radnych PiS kilkakrotnie zabiegałem o ten pomnik, występując na komisjach i sesjach. Niestety, zaplecze Trzaskowskiego pozostało głuche na przedstawiane argumenty, a występujący przeciwko inicjatywie upamiętnienia Rozwadowskiego szef POKO-wskiej większości w Radzie Warszawy powiedział wprost: generałowi powinna wystarczyć uliczka na Targówku – czyli z dala od przechodniów, turystów i oficjalnych uroczystości!
Tymczasem w ścisłym centrum Warszawy wciąż znajduje się ulica Józefa Lewartowskiego, który w czasie, gdy gen. Rozwadowski bronił stolicy przed Armią Czerwoną, kolaborował z bolszewikami, tworząc na Podlasiu okupacyjną komunistyczną administrację. I nie jest to żadne przeoczenie! Ta nazwa była broniona przez PO już w poprzedniej kadencji, gdy władze miasta nie wykonały ustawy dekomunizacyjnej m.in. w tym właśnie aspekcie. Kiedy wojewoda z PiS dokonał stosownej zmiany, wywołało to protesty zwolenników opcji rządzącej stolicą. Następnie, już za czasów Trzaskowskiego, nie zgodzono się na utrzymanie nowej nazwy i doprowadzono do przywrócenia ul. Lewartowskiego. Co najbardziej oburzające, lider warszawskiego POKO, który tak ostro protestował przeciwko pomnikowi obrońcy Warszawy przed bolszewizmem, w sprawie obrony czci bolszewickiego kolaboranta wykazał się równie niezwykłą aktywnością. Kilkakrotnie zarzucał PiS-owi, że dekomunizacja ulicy Lewartowskiego nosi znamiona… antysemityzmu, a dwukrotnie skazanego przez sądy wolnej Polski na kary pozbawienia wolności komunistę określił mianem „bohatera ruchu antyfaszystowskiego”.
Prawdziwym Bohaterem Niepodległej, którego ekipa Trzaskowskiego nie chciała jednak upamiętnić w stolicy, był za to zasłużony działacz obozu narodowego Zbigniew Stypułkowski – adwokat, społecznik, już jako nastolatek walczący przeciwko bolszewikom, działacz korporacji akademickich i Młodzieży Wszechpolskiej, czołowy polityk Stronnictwa Narodowego, powstaniec warszawski, jeden z przywódców podziemia niepodległościowego i twórców zjednoczenia NSZ z AK, więzień Gestapo i NKWD, przetrzymywany na Łubiance, sądzony pod fikcyjnymi zarzutami w Moskwie w tzw. „procesie szesnastu”, gdzie konsekwentnie odmawiał przyznania się do niepopełnionych win, po wojnie jeden z przywódców polskiej emigracji na Zachodzie. Został on w Warszawie upamiętniony zarządzeniem zastępczym wojewody z PiS. Gdy zostało ono uchylone przez sąd, ekipa Trzaskowskiego wolała ponownie uhonorować Jadwigę i Witolda Kokoszków – działaczy Polskiej Partii Robotniczej, niż utrzymać nazwę ulicy Stypułkowskiego.
Gorąca niechęć zaplecza Trzaskowskiego do bohaterów związanych z ruchem narodowym na przykładzie Zbigniewa Stypułkowskiego zyskała także kolejne odsłony. Pojawiła się bowiem inicjatywa mieszkańców, aby upamiętnić tę postać w innym miejscu Warszawy. Sprawą najpierw zajął się miejski zespół nazewnictwa działający w strukturach podległych bezpośrednio prezydentowi stolicy, a następnie zdominowana przez jego zaplecze komisja nazewnictwa miejskiego, na której współpracownicy włodarza Warszawy uznali za oczywiste, że „nie będziemy honorować faszysty”… Dyskusja wokół uhonorowania Zbigniewa Stypułkowskiego pokazało jasno, że ekipa kandydata POKO na prezydenta RP w pełni zgadza się z jego tezami stawianymi przy okazji kolejnych zakazów marszy środowisk narodowych. Oni po prostu wzorem stalinowskiej propagandy uznają narodowców za „faszystów” i absolutnie nie widzą możliwości honorowania ich w przestrzeni publicznej stolicy.
Na upamiętnienie nie mogą liczyć także inne postaci związane z prawicą. Tragicznie poległy na służbie Ojczyźnie prezydent Warszawy i Polski 10 lat po śmierci nie ma w rodzinnym mieście ulicy swego imienia, bo wciąż na przeszkodzie stają rzekomo kolejne wybory. Problemy zaczynają się również z honorowaniem duchownych katolickich, co koresponduje z akcją zdejmowania ostatnich wciąż wiszących w urzędach krzyży i wyrzucaniu kapłanów z miejskich uroczystości. Ekipa Trzaskowskiego zadecydowała, że do kosza trafiło 1800 podpisów mieszkańców Targówka chcących, aby niewielki skwerek w ich dzielnicy otrzymał imię zamordowanego w niemieckim obozie Dachau, zasłużonego dla lokalnej społeczności przedwojennego proboszcza ks. Jana Golędzinowskiego. Kierująca stosowną komisją współpracownica Trzaskowskiego wyraziła jasno stanowisko ich środowiska: księdza należy upamiętnić… na terenie kościoła. Podobne zachowanie miało miejsce w sprawie inicjatywy upamiętnienia papieża Piusa XI, który jako nuncjusz apostolski w Polsce w 1920 roku był jednym z zaledwie dwóch dyplomatów, którzy nie opuścili do końca atakowanej przez bolszewików Warszawy. Uznano, że wystarczy mu pomnik na zamkniętym dla postronnych wewnętrznym terenie Nuncjatury Apostolskiej i nie są potrzebne inne formy uhonorowania.
W ogólnie dostępnej przestrzeni publicznej stolicy bardzo chętnie honoruje się za to osoby związane z PRL-em. Ekipa Trzaskowskiego ignoruje przy tym zapisy ustawy dekomunizacyjnej. Już w bieżącej kadencji samorządowej patronami stołecznych ulic zostali Kazimierz Brandys i Bohdan Lachert. Obaj w okresie głębokiego stalinizmu należeli do powołanej na polecenie Stalina Polskiej Partii Robotniczej. I to już ekipie Trzaskowskiego – w przeciwieństwie do członkostwa w Stronnictwie Narodowym - nie przeszkadzało. Prezydent osobiście bronił też np. Al. Armii Ludowej, której nie pozwolił zdekomunizować mimo apelu kombatantów.
Obserwując politykę prowadzoną od 2018 roku, wychodzi na to, że w rządzonej przez Trzaskowskiego Warszawie szansę na godne upamiętnienie mają głównie komuniści, tajni współpracownicy bezpieki, politycy z innych miast zamieszani w afery korupcyjne, no i ewentualnie zagraniczni artyści kojarzeni z ruchem LGBT.
Pytanie tylko, czy w imię jakichkolwiek różnic między obozem PiS/Zjednoczonej Prawicy a np. środowiskiem Konfederacji, część wyborców przywiązanych przecież do wartości patriotycznych jest gotowa dopuścić do tego, aby ekipa prowadząca taką politykę w stolicy przejęła kontrolę nad potężnymi instrumentami ogólnopolskiej polityki historycznej, bo akurat w tych sprawach prezydent RP ma dużo do powiedzenia?!
No więc jak to będzie: Order Orła Białego dla George’a Sorosa? Czy najpierw Dariusz Stola? To niestety jest możliwe… Ale decyzja należy do każdego z nas!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/508133-komunisci-tak-polityka-historyczna-wg-ekipy-trzaskowskiego