Obejrzałem „debatę” w TVP. Nie oglądałem konferencji prasowej Rafała Trzaskowskiego. Kandydat PO znów nie wyczuł nastrojów. Zgrzeszył pychą. Ta nieobecność będzie go drogo kosztować.
Na początku wyglądało to na pewien rodzaj kabaretu, gdy kilkukrotnie pokazywano pusty pulpit Rafała Trzaskowskiego, Michał Adamczyk ogłaszał, że niestety nie usłyszymy głosu kandydata PO, a Andrzej Duda, jak gdyby nigdy nic, udzielał odpowiedzi. Ale z drugiej strony, z formalnego punktu widzenia, skoro debata nie została odwołana, a TVP miała obowiązek ją zorganizować, dlaczego prezydent miałby nie wziąć w niej udziału? Zwłaszcza, że na odpowiedzi czekali mieszkańcy Końskich (i nie tylko). Po prostu wypadało.
Niezrozumiała jest dla mnie decyzja Rafała Trzaskowskiego, by do Końskich nie jechać. Po swojej „debacie” (ta też przejdzie do historii jako próba wcielenia się sztabu jednego z kandydatów w regularne medium) chwalił się, jaki to z niego ludzki pan, bo mogli do niego przyjść dziennikarze z wielu niezależnych redakcji i zadać swoje pytania. Brawo! Na tym właśnie polegają konferencje prasowe. Można się cieszyć, że kandydat Platformy odkrył ten sposób komunikacji. Może jeszcze kiedyś z niego skorzysta?
Ale z marketingowego punktu widzenia to katastrofalny błąd. Trzaskowski od początku jest kilka kroków za Dudą. Zbliżył się, przez moment, na parę dni przed I turą. Ale wciąż musi gonić. I szukać każdej okazji, by przekonać tych, którzy nie są jeszcze pewni, na kogo głosować. W takiej chwili, na cztery dni przed końcem kampanii nie przyjeżdża na debatę, a w tym czasie mówi, że zrobi wszystko, by zlikwidować kanał informacyjny stacji, która ją organizuje? Wygląda na sabotaż, ale przecież dokonuje go sam kandydat. To walkower, który grzebie jego szanse na prezydenturę.
Dlatego nie zgadzam się z Jackiem Karnowskim, który twierdzi, że ten wieczór niczego nie zmienił. Wśród czterech milionów oglądających wieczorem TVP na bank byli potencjalni wyborcy Trzaskowskiego. Ta grupa stopniała.
Co pozostanie w świadomości mieszkańców mniejszych miast? Że Trzaskowski ich zlekceważył. A to niebezpieczne. Widzieli przecież Dudę, który przyjechał, troszczy się o mniejsze ośrodki, spotkał się później z ludźmi, uścisnął setki dłoni. Może to właśnie ta grupa zdecyduje, kto zostanie prezydentem? Może to ten argument przeważy – wrażenie z ostatniego przedwyborczego poniedziałkowego wieczoru? Może znaczenie będą miały długie opowieści urzędującego prezydenta o dokonaniach jego i obozu politycznego, z którego się wywodzi. Mógł je wygłaszać do woli. A przecież był przewidziany czas na riposty, interakcje, zapewne też wchodzenie sobie w słowo.
Przełączyłem na Polsat, który pokazywał przemówienie Rafała Trzaskowskiego w Lesznie. I tam był kabaret. Ale prawdziwy. Wiceszef PO wcielił się w rolę stand-upera, który opowiada dowcipy, żartuje z publicznością, odgrywa scenki, w których parodiuje swojego rywala. Osobliwy sposób na ratowanie notowań… I mantra: Kaczyński, Kaczyński, Kaczyński…
To błąd za błędem. I paniczne próby ratowania się. Jak ta. Czytam w sieci, że kandydat PO znów nie wykluczył udziału w Marszu Niepodległości, podczas gdy na stronie głównej portalu wPolityce.pl wisi informacja o tym, jak osobiście domagał się karania przed sądem uczestników tego marszu za śpiewanie „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, a do kiosków właśnie trafił nowy numer „Sieci” z okładkowym tekstem dużo szerzej opowiadającym, jak przez długie lata sam Trzaskowski i jego otoczenie próbowali ten marsz zniszczyć.
CZYTAJ TAKŻE:
Duda mówi o wprowadzonych za jego kadencji konkretnych rozwiązaniach odczuwanych przez ludzi, zapowiada ich kontynuację, a Trzaskowski w tym czasie wygłasza swoje zaklęcia o energii, odbieraniu dumy, oderwaniu przeciwników politycznych od rzeczywistości i opowiada o swojej córce, która też ma dość. Na dodatek ogłasza, że trzeba częściej kierować się tym, co mówią dzieci, bo one często lepiej czują, co się czai za rogiem. To odważne wyznanie polityka, który pretenduje do najwyższego urzędu w państwie.
Z jednej strony jest wizja, z drugiej – pustka. Z jednej – spokojny marsz i przedstawianie dorobku, z drugiej – świadomość klęski, drgawki, fake newsy, agresja, szyderstwo. Aż strach pomyśleć, co jeszcze w tych paroksyzmach mogą odpalić na ostatniej prostej kampanii.
Tak, w niedzielę nie będzie sensacji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/508077-walkower-trzaskowskiego-grzebie-jego-szanse