Zacznę od końca: z trudem przebrnąłem przez tekst w „Die Welt”/Axel Springer, o tym, jak „Polski prezydent oskarża” to niemieckie wydawnictwo, przedrukowany przez portal Onet/Axel Springer. Z jeszcze większą konsternacją przeczytałem oskrzydlający, polecany przez Onet wywód pt.: „Warzecha: Niebezpieczny plan PiS - pozbyć się niewygodnych dla władzy mediów”.
Pierwsza publikacja to rozwlekły komentarz do wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy. W skrócie: prezydent ledwo zipie, że „teraz musi startować w drugiej turze głosowania przeciwko swojemu przeciwnikowi Rafałowi Trzaskowskiemu”, który go „w niektórych sondażach wyprzedza”, więc znalazł sobie temat: „jak to Berlin rzekomo próbuje wpłynąć na wybory w Polsce” - tu cytat z tłumaczenia tekstu „Die Welt”:
Niedawno można było przeczytać w gazecie „Die Wielt”, że jej korespondent warszawski donosił, że pan Trzaskowski to lepszy dla Niemiec byłby prezydent, dlatego, że jest przeciwko temu, żeby Polska brała reparacje od Niemców, żeby Polska domagała się reparacji za II Wojnę Światową, za zniszczenia wtedy dokonane – mówił Duda.
Poza tym:
Duda zasugerował, że Niemcy czują się zaniepokojone bliską współpracą polsko-amerykańską, ponieważ stanowi ona przeszkodę we współpracy niemiecko-rosyjskiej przy budowie bałtyckiego rurociągu Nord Stream 2.
No, istotnie, cóż za bzdury, przecież Niemcy są zachwyceni polsko-amerykańską współpracą, nieprawdaż? A rząd PiS ma za Odrą doskonałą prasę, noż pochwał pod jego adresem nie ma końca… Tym bardziej niezrozumiałe, jak mógł prezydent, ten Duda, tak źle o korespondencie Philippie Fritzu, który już „w przeszłości był wielokrotnie atakowany” przez media rządowe - ale teraz to już „wydarzenie bez precedensu”. Korespondent Fritz napisał „trzeźwą analizę”, a teraz, od „oświadczenia Dudy, Fritza zalała fala hejtu ze strony zwolenników rządu”.
Z tekstu „Die Welt” można się jeszcze dowiedzieć, jak to za rządu PiS łamie się w Polsce wolność prasy, że „Reporterzy Bez Granic oskarżyli urzędującego prezydenta Dudę o >systematyczne nadużywanie mediów publicznych do jednostronnych komunikatów< i potwierdzili >teorię spiskową i antysemickie podteksty< w doniesieniach na temat kandydata opozycji – Trzaskowskiego” - cytuję wiernie. A także, że „Fakt”/Axel Springer „poinformował” o ułaskawieniu pedofila”, czym się naraził, bo „nie do końca jest zgodne z wizerunkiem partii zaangażowanej w walkę z >ideologią LGBT<”. I na koniec, że „pracownicy >Faktu< odrzucają zarzut kontrolowania ich przez zarząd spółki Ringier Axel Springer”. Jasne…?
Autorem tej publikacji jest Deniz Yücel, były korespondent „Die Welt” w… Turcji, który zna się na wszystkim i pisze o wszystkim, gdy trzeba dowali nawet całemu Kościołowi katolickiemu i papieżowi. Nie wiem, czy turecki korespondent Yücel był kiedyś w Polsce, ale przecież nie sposób, żeby się nie orientował co w polskiej trawie piszczy, skoro pracuje w „Die Welt”. Bo oczywiście, niewątpliwie, w naszym kraju rządzonym przez reżimową, kato-fundamentalistyczną, konserwatywno-narodową partię tylko niemieckie media są ostatnim przyczółkiem wolności prasy i słowa w ogóle.
Pan Yücel zapewne nie orientuje się zapewne tylko w tym, co się dzieje na rynku medialnym w Niemczech, pewnie był akurat w Turcji, gdy na przykład niemieccy politycy, dziennikarze i różnorakie organizacje toczyły wielką wojnę, żeby uniemożliwić Amerykanom kupienie jednej, jedynej, lokalnej gazetki „Berliner Zeitung” - wszak to niedopuszczalne, by zagranica kształtowała opinię publiczną w Niemczech - ostatecznie ta transakcja została storpedowana. Przypomnę, że na około 650 tytułów różnorakich mediów w Niemczech słownie trzy niskonakładowe periodyki współfinansowane są przez zagranicę, np. gazetka dla imigrantów z Rosji.
Wiedza bywa bardzo dokuczliwa. Oczywiście Niemcy nie mają żadnego interesu w tym, by faworyzować którąś z partii w Polsce… - Gott bewahre…!, broń Boże! W końcu mamy traktat o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy, więc jeśli wspierają kogokolwiek w Polsce, to przyjaźnie… No, koń by się uśmiał, po niemiecku – da lachen ja die Hühner, dosłownie - to śmieszy kury. Daruję sobie przypominanie o rewizjach policji w niemieckich redakcjach, o tym, jak kanclerz Helmut Kohl omijał tygodnik „Der Spiegel”, który w jego oczach był ściekiem, i któremu przez szesnaście lat urzędowania nie udzielił ani jednego wywiadu, że osobliwym świadkiem na jego ślubie (po samobójczej śmierci żony) z asystentką był Kai Diekmann, szef weekendowego wydania „Die Welt”, a potem „Bilda”, o procesach kanclerza Gerharda Schrödera, wytaczanych mediom, które śmiały pisać, że farbuje włosy, czy jego domniemanych kochankach, ani słowa o przemilczanych przez niemieckie media ekscesach z udziałem imigrantów, rezultacie bezsensownej Willkommenspolitik rządu Angeli Merkel, cicho-sza o nieoficjalnych odprawach polityków dla mediów (Hintergrundgespräche), bo i po co o tym gadać, skoro chodzi o prezydenta Dudę…?
Cóż, może Kolega Redaktor Łukasz Warzecha zna lepiej niemiecką rzeczywistość ode mnie, po ćwierćwieczu akredytacji parlamentarno-rządowej w Bonn i Berlinie, pewnie musi lepiej znać, skoro autorytatywnie stwierdza w swym polecanym przez Onet tekście:
Zwolennicy repolonizacji mediów, zwanej od jakiegoś czasu dla niepoznaki dekoncentracją, nigdy nie przedstawili systematycznego dowodu na to, że ich twierdzenie o mediach realizujących w Polsce obce wpływy ma jakiekolwiek podstawy. Mimo to chcą wywrócić do góry nogami delikatny ład medialny.
Jak podkreśliłem na wstępie: czegoś tak kuriozalnego dawno nie czytałem. Nie sugeruję, że Kolega Redaktor jest głupi. Stwierdzam natomiast, że z nieznanych mi powodów używa swojej inteligencji do pisania tekstu, który jest obrazą dla inteligencji każdego, kto ma choć odrobinę pojęcia o funkcjonowaniu mediów z obu stron Odry. Wykazuje się przy tym niewiedzą lub udaje, że nie ma pojęcia o rynku medialnym w Niemczech, czy ustawowych ograniczeniach np. we Francji. Jak uzasadnia:
Zmiana o jakiej marzą zwolennicy PiS oznaczałaby rewolucyjna zmianę - podczas gdy Niemcy i Francja nigdy takiej rewolucji nie przechodziły i własny porządek medialny kształtowały konsekwentnie przez dziesięciolecia**.
I dalej - jak to określa Kolega Warzecha - o „najgroźniejszym wątku”:
Skoro nie ma ani systemowej zależności, ani żadnych dowodów na to, że media będące zagraniczną własnością realizują w Polsce jakieś niecne obce interesy (chyba że za takie uznać po prostu chęć zysku), to musimy dojść do wniosku, że jedyną motywacją planów repolonizacji jest uderzenie w media niewygodne dla władzy - nic więcej.
Ufff. Na takie, przepraszam, zaślepienie, udawane lub nie, na takie dyrdymały jest tylko jedna odpowiedź, dialog z „Misia”:
Brawo, no, pięknieś pan nam to wszystko wyśpiewał, panie Cwynkar.
Ja wam zawsze wszystko wyśpiewam…!
Tyle, że w komedii Stanisława Barei to była fikcja, u Łukasza Warzechy, niestety, całkiem nieśmieszna rzeczywistość. Może ktoś teraz wytypuje Kolegę do medalu Walthera Rathenaua, szefa dyplomacji Republiki Weimarskiej, którą został wyróżniony w Niemczech premier Donald Tusk? Tego Rathenaua, który przyszłość Europy nakreślał bez Polski na mapie, która de facto już wtedy istniała… Może nawet sama kanclerz Merkel wygłosi laudatio na cześć Kolegi. Że jeden tekst to do tej nagrody za mało? A kto powiedział, że nie będzie ich więcej…?
A na poważnie: w Niemczech media nazywana są „dritte Macht”, „trzecią władzą”. Jeśli niewygodny z punktu widzenia Berlina, czy Paryża rząd PiS ma w kraju i poza granicami przyprawioną krzywą gębę, to głównie dzięki propagandowej polityce zagranicznych, w tym polskojęzycznych mediów. Kto tego nie rozumie jest ślepcem, osłem lub obłudnym lawirantem i faryzeuszem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/508012-dritte-macht-czyli-atak-dziennika-die-welt