Dziś puszcza oko do środowiska narodowców, a jeszcze kilka miesięcy temu chciał ich wsadzać do więzień. Rafał Trzaskowski jako prezydent Warszawy złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstw w czasie zeszłorocznego Marszu Niepodległości. Przywołane przez niego dowody rzekomego złamania prawa są kuriozalne.
W nowym wydaniu tygodnika „Sieci” Marek Pyza i Marcin Wikło opisują, jak na przestrzeni blisko dekady Platforma Obywatelska, sam Rafał Trzaskowski i jego najbliższe otoczenie próbowali niszczyć Marsz Niepodległości. Dziennikarze opisują m.in. żądanie posłów Sławomira Nitrasa (dziś jeden z najważniejszych ludzi w kampanii Trzaskowskiego i jego główny sztabowiec-zadymiarz) oraz Moniki Wielichowskiej zdelegalizowania Stowarzyszenia Marsz Niepodległości skierowane do Prokuratora Generalnego.
Okazuje się, że również Rafał Trzaskowski osobiście próbował zwalczać narodowców, nie tylko domagając się delegalizacji Obozu Narodowo-Radykalnego.
Dotarliśmy do pisma z 20 listopada 2019 r., w którym prezydent Warszawy zawiadamia warszawską prokuraturę o „uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa” w czasie ubiegłorocznego marszu. Podpisała się pod nim Ewa Gawor, ówczesna dyrektor Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego, ale dokument wyraźnie wskazuje jako zawiadamiającego Prezydenta Miasta Stołecznego Warszawy. Zresztą Trzaskowski sam to później przyznał, ale o tym za chwilę.
Według Trzaskowskiego nieznane osoby w czasie marszu dopuściły się
publicznego nawoływania do nienawiści na tle różnic narodowościowych i rasowych poprzez prezentowanie w przestrzeni publicznej, w trakcie >>Marszu Niepodległości<< następujących flag i banerów:
flag z symbolem krzyża celtyckiego,
flag z symbolem Obozu Narodowo-Radykalnego – Falangi,
flag z symbolem „koła zębatego” - symbolu Niemieckiego Frontu Pracy,
flag z symbolem „miecza i młota” - symbol strasseryzmu, narodowo-bolszewickiego skrzydła w szeregach niemieckiego ruchu nazistowskiego,
flag z symbolem „Good Night Left Side”,
banneru Nacjonalistycznego Frontu Ostrów z napisem: „Lewactwo nie może już czuć się bezpiecznie”,
banner Autonomicznych Nacjonalistów z napisami: „POLISH INTIFADA”, „We want country back now ! This is Poland ! Not a POLIN”, „No more apologies ! No more Zionism!”,
napisy na bluzach „Śmierć Lewackiej Kurwie”,
tj. czynów z art. 256 §1 kk.
Nie ma powodu, by bronić części z tych haseł, które zdecydowanie nie powinny pojawiać się na ulicach Warszawy, ale większość z tych przykładów pokazuje, jakie jest podejście Trzaskowskiego do wolności słowa.
A jest ono zamordystyczne, skoro za samo eksponowanie flagi ONR, czy hasło „Good night left side” prezydent Warszawy chce kogoś wsadzać do więzienia. Art. 256 §1. kodeksu karnego stanowi bowiem:
Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
W dalszej części zawiadomienia Trzaskowski wnosi o ściganie za „publiczne nawoływanie do nienawiści na tle różnic narodowościowych i etnicznych poprzez wznoszenie przez nieznane osoby haseł”:
„Nie tęczowa, nie laicka, tylko Polska katolicka”,
„Bruk na rząd, USA imperium zła, czarny blok, biała siła”,
„Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”,
„A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”,
„Tu jest Polska, nie Izrael”,
„Jebać TVN”
Zabrakło tylko dzielności, jaką parę lat temu zasłynęła reporterka TVN24, która zapytana, czy w czasie Marszu Niepodległości pojawiły się jakieś agresywne hasła, odpowiedziała: „Były takie hasła. To były przede wszystkim hasła >>Bóg, Honor, Ojczyzna!<<.”
Trzaskowski przy tej drugiej liście powołuje się na następujące artykuły kodeksu karnego:
Art.126a. Kto publicznie nawołuje do popełnienia czynu określonego w art. 118, 118a, 119 §1, art.120–125 lub publicznie pochwala popełnienie czynu określonego w tych przepisach, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Art.119. §1. Kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Dlaczego w takim razie dziś nie domaga się ścigania swoich wiernych fanów, którzy na niemal każdym jego spotkaniu występują w maseczkach z napisem „Jebać PiS”?
I czy naprawdę uważa, że za okrzyk „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” należy stawiać kogoś przed sądem i wsadzić do więzienia na kilka lat?
To jest ta wolność, którą zaprowadzi prezydent Trzaskowski?
W piśmie z 20 listopada prezydent Warszawy chce też ścigania osób, które używały środków pirotechnicznych, a także tych, które „sprowadziły niebezpieczeństwa poprzez stosowanie otwartego ognia w zgromadzeniu podczas palenia flagi Unii Europejskiej i flagi LGBT”.
Trzaskowski uważa też, że za wszystkie powyższe zdarzenia do odpowiedzialności powinni być pociągnięci organizatorzy marszu:
Mając na uwadze przytoczone przykłady są ewidentnym dowodem naruszenia przepisów prawa przez uczestników zgromadzenia, a co się z tym wiąże przez organizatora, który w świetle obowiązujących przepisów odpowiada za zapewnienie pokojowego charakteru zgromadzenia. [pisownia oryginalna – przyp. red.]
Pomijając gramatykę i brak sensu tego zdania, ponownie można zapytać: czy komitet wyborczy Trzaskowskiego nie powinien być pociągnięty do odpowiedzialności za zachowanie jego sympatyków na wiecach wyborczych?
Powiedzieć, że prezydent wykazał się jesienią nadgorliwością, to nic nie powiedzieć.
Nie można jednak tłumaczyć jego postawy chwilową emocją, czy nastrojem tamtych dni, gdy potężny marsz pokazał, jak wielu patriotów (nie mamy na myśli ludzi o skrajnych poglądach, od których zachowania odcinają się sami organizatorzy demonstracji) jest gotowych manifestować dumę z polskości. Trzaskowski już w 2020 r. wszystko to podtrzymał. Jak się dowiedzieliśmy, 8 stycznia 2020 r. był przesłuchiwany jako świadek w tej sprawie.
Potwierdził, że Ewa Gawor sporządziła zawiadomienie z jego upoważnienia i podtrzymał wszystko, co znajduje się w dokumencie. Co najciekawsze, kompletnie nie wiedział jednak, jak przebiegał marsz. Co oczywiste, nie uczestniczył w niem. Lecz okazuje się, że nawet nie obserwował go na żywo w telewizji, nie widział obszernych nagrań z marszu
Co więc widział? Oglądał informacje, które pojawiały się odnośnie tego zdarzenia w skrócie.
Jak więc mógł polecić napisanie takiego zawiadomienia? W całości oparł się na opinii Gawor oraz jej współpracowników. Swoim prezydenckim autorytetem wsparł (a de facto podpisał) wniosek o ściganie ludzi, o których zachowaniu nie miał zielonego pojęcia.
Najwyraźniej fakty nie stanowią dla Rafała Trzaskowskiego żadnej przeszkody przy próbie karnego ścigania politycznych przeciwników. Oni mu tego raczej nie zapomną. Musi liczyć na ich głęboką amnezję, jeśli spodziewa się, że w najbliższą niedzielę zagłosują na niego.
mp
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/507971-tylko-u-nas-do-wiezienia-za-raz-sierpem-raz-mlotem