Te pojęcia od dawna funkcjonują w potocznym języku i mają zdecydowanie negatywne znaczenie. Określa się nimi środowiska bezpodstawnie uważające się za elitę dawnej i obecnej stolicy Polski, ale nie spełniających warunków, jakie jej się stawia. To raczej podążający za aktualnymi modami intelektualnymi i obyczajowymi apostołowie politycznego słuszniactwa (political correctness) dbający przede wszystkim o to, aby Zachód widział w nich najbardziej oświeconą warstwę naszego społeczeństwa.
Właśnie takich zadowolonych z siebie i pogardzających innymi rodakami ludzi miał na myśli prezydent Andrzej Duda mówiąc w Telewizji Polsat, że pochodzi z inteligencji krakowskiej, a nie z „Krakówka”, który raczej na niego nie głosuje. „Warszawkę” zdefiniował natomiast jako celebrytów, do których znakomicie pasuje również określenie „salon warszawski”, co było czytelną aluzją do III części „Dziadów” Adama Mickiewicza.
Jeżeli ktoś poczuł się dotknięty tymi charakterystykami, to dał najlepszy dowód, że celnie go opisują. Samozwańcze elity zawsze mają bowiem dobre samopoczucie i nie zdają sobie sprawy, jak często ocierają się o śmieszność bądź w nią popadają. Dobrze więc, iż co pewien czas ktoś przypomni im, kim są naprawdę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/507677-krakowek-i-warszawka