To nie jest pierwszy przypadek, gdy niemieckie media w Polsce próbują wpłynąć na wynik wyborów, ale jest to przypadek najbardziej obrzydliwy. Szczerze mówiąc trudno znaleźć takie przypadki w gadzinówkach czasów okupacji, bo tamtejsza prasa była bardziej ostrożna i dyskretna w sączeniu swoich treści do głów okupowane ludności. Dziś się nie krygują. Warto przeczytać kilka słów o antypolskich redakcjach czasów II wojny światowej i zestawić to z wiadomymi mediami dzisiaj.
CZYTAJ TAKŻE:
Jacek Karnowski: To co wyrabia Fakt, wygląda na zagraniczną interwencję
Wbrew pozorom hitlerowskie „Gadzinówki” nie chciały poniżać całego narodu. Już niemiecki namiestnik okupowanych terenów Hans Frank wskazywał jak opisywać podbite społeczeństwo:
Zdajemy sobie wszyscy jasno sprawę z tego, że musimy dać tej milionowej ludności polskiej prasę wychodzącą w każdym razie poza ramy samych tylko wiadomości (…) Polacy muszą odnieść wrażenie, że prasa nie traktuje ich jak świnie, lecz jak Europejczyków i ludzi.
A czy okładka na której opis czynów pedofilskich umieszczony jest przy zdjęciu prezydenta Rzeczpospolitej nie jest traktowaniem polskiego czytelnika jak świni?
Rolą „gadzinówek”, jak określił to badacz tematu Tadeusz Cieślak, było
posługiwanie się językiem narodu zwalczanego dla infiltracji ideologii sprzecznej z podstawowymi interesami tego narodu.
Brzmi znajomo?
Abstrahując już od tego, że wybór konkretnego kandydata w wyborach prezydenckich jest już związany z interesem Polski, to już na pewno przypisywanie głowie państwa niezgodnych z prawdą czynów i intencji jest równie szkodliwe, co artykuły w prasie aprobowanej przez III Rzeszę. Anna Czocher z krakowskiego IPN tak scharakteryzowała cele okupacyjnej prasy Generalnego Gubernatorstwa:
Realizowała zatem niemieckie cele polityczne, choć jednocześnie przybierała pozory prasy polskiej.
Brzmi znajomo?
Mało kto wie, że określenie „prasa gadzinowa” pochodzi z czasów kanclerza Drugiej Rzeszy - Otto von Bismarcka. **Niemiecki polityk powołał tajny fundusz dyspozycyjny, który był przeznaczony na gazetowe kłamstwa”. Tak badacz tematu Tadeusz Cieślak tłumaczył genezę gadzinówek:
[Bismarck] stworzył cały system tajnego subwencjonowania współpracowników różnych czasopism i ogłaszania przez nich wygodnych dla niego sformułowań. Z tych samych pieniędzy wykupił szereg czasopism i przejął na pełną własność rządu, dążył jednak do ukrycia faktu wykupu, by nie pozbawić czasopisma popularności.
Brzmi znajomo?
To członkowie rządu w Berlinie ukuli określenie „prasa gadzinowa” - już w XIX wieku! Mamy więc do czynienia z mediami, które zatajają swoje prawdziwe intencje, polityczne interesy, udają neutralność, aby być bardziej przekonujące w politycznym urabianiu.
Brzmi znajomo?
Jest paradoksem historii, że to media prawicowe i konserwatywne mają w mainstreamie stygmatyzujące etykiety („ty pisowski dziennikarzu”), a niemiecki kapitał, którego interesy - co naturalne - są tak często rozbieżne z interesami polskimi, jest uznawany za prestiżowy i profesjonalny. Okazuje się na przykładzie tematu zastosowania przez prezydenta prawa łaski, że ten profesjonalizm dotyczy przede wszystkim manipulacji.
ZOBACZ KONIECZNIE ALBO PRZEŚLIJ ZNAJOMYM:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/507647-czy-niemiecka-prasa-w-polsce-przypomina-gadzinowki