Rozmawianie z Barackiem Obamą może być zaczerpnięte jako takie odwoływanie się już do drugiej ligi. Z całym szacunkiem, ale to już jest emerytowany prezydent. Równie dobrze mógłby zadzwonić do Jimmiego Cartera, czy jeszcze kogoś innego w Stanach Zjednoczonych
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Artur Wróblewski, politolog, odnosząc się do rozmowy Rafała Trzaskowskiego z Barackiem Obamą.
wPolityce.pl: Rafał Trzaskowski rozmawiał z Barackiem Obamą, osobą, która w tej chwili w amerykańskiej polityce niewiele znaczy. Co w Pana ocenie chciał osiągnąć? Czy liczy na zaczerpnięcie pomysłów na kampanię, jak kiedyś zrobił ze spotem?
Artur Wróblewski: W moim przekonaniu jest to raczej wyraz desperacji i szukania osób sławnych, z którymi można się sfotografować, albo ogłosić, że się rozmawiało. Dlatego, że jeżeli Rafał Trzaskowski ceni się i poważnie myśli o prezydenturze, to powinien spotkać się czy rozmawiać na przykład z prezydentem Trumpem. Z nim porozmawiać na temat przyszłości i wymienić uwagi. Natomiast oczywiście to będzie bardzo trudne, bo prezydent Trump pokazał poparcie Andrzejowi Dudzie. Powinien na przykład z Joe Bidenem porozmawiać i z byłym wiceprezydentem, a więc postacią ważną i w dodatku obecnym kandydatem na prezydenta. Natomiast rozmawianie z Barackiem Obamą może być zaczerpnięte jako takie odwoływanie się już do drugiej ligi. Z całym szacunkiem, ale to już jest emerytowany prezydent. Równie dobrze mógłby zadzwonić do Jimmiego Cartera, czy jeszcze kogoś innego w Stanach Zjednoczonych. Jak gdyby to nie wpisuje się w taki sens kampanijny, bo trzeba z obecnymi liderami rozmawiać, albo z kandydatami na liderów, na prezydentów czy premierów. Także to w moim przekonaniu nie jest dobre wizerunkowo. Poza tym podano, że rozmawiano o demokracji w Polsce. To może być potraktowane jako ośmieszające Trzaskowskiego, ponieważ jego ludzie mówili, że Duda pojechał do Ameryki oddać hołd Amerykanom i że jesteśmy zwasalizowani, po czym tutaj nagle Trzaskowski rozmawia o demokracji w Polsce. Rozumiemy, że na temat stanu demokracji, która „jest zagrożona” w Polsce, tylko pytanie dlaczego rozmawia na temat demokracji w Polsce, co też można potraktować jako przejaw wasalizmu w stosunku do Amerykanów, bo to jest takie składanie raportu, skarżenie się, że jest jakiś problem z demokracją w Polsce starszemu bratu. Poza tym Trzaskowski, jakby ogłosił, że rozmawiał z Obamą na temat demokracji w Stanach Zjednoczonych, to przynajmniej wszyscy by powiedzieli: „O! Ostro postawił się”, bo wiemy, że są problemy w USA po sprawie George’a Floyda. Mamy jeszcze sprawę koronawirusa i bezrobocia, czyli takie trzy kryzysy się w tej chwili skumulowały w Stanach Zjednoczonych. Mógłby powiedzieć, że rozmawiali na temat Polski, Stanów Zjednoczonych i kryzysu demokracji w Ameryce, czy w ogóle kryzysu. Wtedy ludzie by powiedzieli, że Trzaskowski jest naprawdę samodzielny i ma format męża stanu, a nie pozwala sobie na takie rozmawianie w stylu, że pójdzie na chodniczek i będzie narzekał i prosił o pomoc Obamę. Także uważam, że on to źle rozegrał.
Pamiętajmy też, że Obama był słabym prezydentem i przede wszystkim kompletnie nieefektywnym, szczególnie w relacjach polsko-amerykańskich, dlatego że przede wszystkim on był w 2011 toku 27 maja w Polsce, potem w 2014 r. – 1 czerwca i potem w lipcu 2016 r. był szczyt NATO. I w tym 2011 roku Obama przyjechał i mówił oczywiście o wizach i nic nie zrobiono. Wtedy Barbara Mikulski i pan Marc Kirk prowadzili tę sprawę. Nic nie wskórano. Odwołał tarczę antyrakietową i jeszcze w dodatku miał inną tarczę zrobić. Do dzisiaj w Redzikowie tarcza jest nieotwarta. Obiecał tylko, że 16 samolotów F-16 i 4 Herkulesy będą stacjonowały w Polsce od 2013 roku. Jeszcze jedna rzecz, w 2011 były także te razgawory na temat gazu łupkowego i ropy łupkowej. Wiemy, że kompletnie nic z tego nie wyszło.
Wspomnienie wizyt Obamy w Polsce jest takie, że nic z nich kompletnie nie wyszło. Był marazm i kłamstwa Obamy, że załatwi wizy, choć wiadomo było, że nie chce ich załatwić, przez lobby antypolskie. Moim zdaniem odwoływanie się do tego marazmu, ciepłej wody w kranie, jest błędem Trzaskowskiego, bo pokazuje jakie relacje z Amerykanami chciałby mieć – takie, z których nie ma żadnych konkretów, tak jak nie było za czasów Obamy.
Jednak Rafał Trzaskowski rozmawiał z Barackiem Obama o stosunkach polsko-amerykańskich. Tymczasem Trzaskowski jest z formacji, która jest krytyczna wobec obecnego prezydenta USA.
To pokazuje, że powrócimy do udawania, że w relacjach amerykańskich coś się dzieje. Będziemy po prostu pozorowali te relacje. Pamiętajmy, ze Trzaskowski nie jest zwolennikiem opcji amerykańskiej, tylko innej. Krytykuje wszystkie duże infrastrukturalne projekty w Polsce, także te, które robimy z Amerykanami, jak również krytykuje przenoszenie żołnierzy NATO z Niemiec do Polski itd. Rafał Trzaskowski jest zwolennikiem opcji przeciwnej, krytykuje projekty, które są dobre dla Polski, ale są złe dla Niemiec czy Rosji, czyli jest zwolennikiem interesów niemieckich czy też rosyjskich. To znaczy, że reprezentuje opcję niemiecko-rosyjską, a nie optykę transatlantycką i amerykańską. Dlatego hasłem prezydenta Dudy jest „Prezydent polskich interesów”, a w przypadku Trzaskowskiego można powiedzieć: „Prezydent innych interesów”.
Jak pan patrzy zmagania Rafała Trzaskowskiego i Andrzeja Dudy na ostatniej prostej kampanii?
Moim zdaniem większe szanse i pozytywniej wypada Andrzej Duda. Operuje konkretami, czyli prezentuje to, co zrobił rząd Zjednoczonej Prawicy, a on wspierał te wysiłki. Poza tym widziałem dziś, że uderzył w tony elitarności PO. Natomiast Rafał Trzaskowski nic nie prezentuje, co by mogło porwać tych niezdecydowanych. Musiałby coś obiecać ciekawego. Wyborcy Szymona Hołowni chcą ponadpartyjnego prezydenta, zatem jak mają iść i głosować na aparatczyka PO, który był ministrem? Natomiast wyborcy Bosaka pamiętają traktowanie ich przez Trzaskowskiego. Zatem nawet te umizgi do Konfederacji są chybione, ośmieszając ich, bo pokazują, że polityka PO jest transakcyjna, a nie pryncypialna i idealistyczna. Kompletnie nic ich nie łączy z Konfederacją. Rafał Trzaskowski nie wymyślił nic ciekawego, natomiast trochę żebrze u Konfederacji o głosy poparcia i u Hołowni, ale jako aparatczyk partyjny będzie mu trudno udowodnić, że jest bezpartyjny. W elektrowni warszawskiej obstawił się aparatczykami, w stylu hunwejbina Nitrasa, obstrukcjonisty Grodzkiego i nieudolnej Kidawy-Błońskiej i był tam jeszcze Budka, zwany Budką Suflera. Gdyby odciął się od nich, to może by jeszcze coś zyskał, ale on już podczas wieczoru wyborczego ostawił się nimi jak ludźmi, którzy ucieleśniają nomenklaturę i beton PO, patologię w latach 20072015.
Rafał Trzaskowski zapętla się w swoich wypowiedziach, a w ostatnim czasie puszcza oko do Konfederacji. Czy to oznacza, że nie wytrzymuje ciśnienia kampanii?
Wydaje się, że nie tyle on nie wytrzymuje ciśnienia, co ta kampania przerasta go merytorycznie, ponieważ on nie ma żadnego pomysłu na kampanię. Nie miał nawet pomysłu na program polityczny, bo ogłosił go na dzień przed I turą. Jak może polityk od wielu lat nie mieć w głowie wizji państwa? Co więcej, zaprezentowany przez niego program zawierał błędy, który wychwytuje każdy, który się interesuje polityką. Nie jest przygotowany merytorycznie, bo nie ma wizji Polski i to widać. To jest typowy eurokrata, wąsko wyspecjalizowany. On nie wie nic na temat polskiej polityki. W dodatku widać było, że też „samorządówka” mu nie leży, bo nic nie osiągnął w Warszawie, a rządzi tu prawie dwa lata. Te wszystkie czynniki sprawiają, że Rafał Trzaskowski nie wygląda atrakcyjnie jako produkt marketingowy, tak jak kiedyś atrakcyjnie wyglądał Barack Obama. Nie ma cech charyzmatycznego lidera, które wydźwignęły by go na „stołek” prezydencki.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/507502-wroblewski-telefon-do-obamy-to-przejaw-desperacji