Trzeba przyznać, że wyborcy lewicy i jej przedstawiciele nie mają obecnie najlepszego czasu. Nie dość, że Robert Biedroń zaliczył wyborczą klapę, to jeszcze muszą patrzeć, jak Rafał Trzaskowski przymila się do znienawidzonych przez nich wyborców Konfederacji. I choć doskonale wiedzą czemu ma to służyć, a służyć ma jedynie pokonaniu Andrzeja Dudy, to ich niechęć do konfederatów jest tak duża, że nie potrafią utrzymać języka na wodzy.
I tak Adrian Zandberg zapewniał, że z „żadnymi faszystami układać się nie będą”, a Agnieszka Dziemianowicz-Bąk przyznała, że jest zaniepokojona tym, co robi sztab Rafała Trzaskowskiego zabiegając o „względy pana Bosaka”. Cała ta komedia pokazuje nam ni mnie ni więcej, że opowiastki o „prezydencie wszystkich Polaków”, to tylko bajki dla naiwnych. I czas najwyższy wreszcie z tym skończyć.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Prezydent (NIE)wszystkich Polaków
Wraca ta bajka do nas co wybory. W tym roku próbował nią zaczarować Polaków Szymon Hołownia. Nigdy jednak nie powiedział, jak chciałby pogodzić Adriana Zandberga z Grzegorzem Braunem. I nawet nie chodzi o to, żeby panowie w piątkowy wieczór spotykali się na warszawskim Zbawixie. Oni, co może być dla niektórych szokiem, nawet pewnie kiwną sobie głową na „dzień dobry”, gdy mijają się w Sejmie, a może, o zgrozo, podadzą nawet sobie rękę na przywitanie. Ale nie o tym chyba mówił Hołownia. Trudno w sumie stwierdzić na czym miałaby polegać taka prezydentura „wszystkich Polaków”. Na kilkanaście dni przed II turą wyborów, próbuje do niej przekonywać Rafał Trzaskowski. Ale przecież nie chodzi o Zandberga i Brauna, a o środowiska, które ci dwaj mili panowie reprezentują. To ogień i woda. Dwa światy, które tak bardzo są od siebie oddalone, że trzeba nawet wykluczyć możliwość spotkania w połowie drogi. Bo gdy Dziemianowicz-Bąk przekonuje, że Konfederacja, to „antysemicka”, „antykobieca”, „antyunijna” i „homofoniczna” formacja, to trudno nie odnieść wrażenia, że posłanka Lewicy najchętniej takie ugrupowanie widziałaby poza Sejmem, a już marzeniem byłoby, gdyby zostało zdelegalizowane raz na zawsze.
Co myśli sobie Lewica
I to nie jest odosobnione myślenie. Część Lewicy po prostu wie, że Trzaskowski musi zdobyć „kilka” głosów wyborców Bosaka, aby zdobyć władzę. A później? Później wszystko wróci do normy. Bosak na powrót zostanie faszystą, którego Jarosław Kuźniar zablokuje na Twitterze. Porządek w naturze musi być zachowany.
Jak Hołownia chciał pogodzić te dwa światy, gdzie w jednym daje się dzieci do adopcji parom homoseksualnym, a w drugim „batoży homoseksualistów”, to naprawdę nie wiem. A to tylko jeden z przykładów i pewnie wcale nie najjaskrawszy. Dziś podobną utopię proponuje Trzaskowski. Ale jego gra jest o wiele bardziej czytelna, bo nikt nawet nie próbuje udawać, że chodzi o coś innego, niż głosy potrzebne do wygrania II tury wyborów.
Przyznam, że dziwię się, że wciąż tak wiele osób, daje się nabierać na takie hasła. W tej kampanii sięgnął po nie Szymon Hołownia, któremu wystarczyło zaledwie kilkadziesiąt godzin, aby złożyć hold lenny kandydatowi PO. Czy jego wyborcy to kupią? Część z pewnością. A wystarczy uważnie się przyjrzeć, a zobaczymy cały cynizm polityków, którzy wciąż mamią Polaków utopijnymi hasłami. Czas wreszcie skończyć się na nie nabierać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/507441-prezydent-wszystkich-polakow-to-bajka-dla-naiwnych