Kilka lat potrzebował antysystemowiec Paweł Kukiz, by zamknąć w biurku swoje zasady, niczym Telimena papiery z Petersburga, i przyłączyć się do najbardziej systemowej z systemowych partii, czyli PSL-u.
Szymon Hołownia potrzebował na to kilku dni. Cały „projekt Hołownia” był zbudowany na fundamencie sprzeciwu wobec partyjnej układanki, z jakiej od wielu lat wyłaniała się włada ustawodawcza i wykonawcza, czyli posłowie, senatorowie i prezydent. Całe zło kandydat Hołownia upatrywał w upartyjnieniu państwa i swoistym ubezwłasnowolnieniu polityków przez ich partyjne struktury i układy. „Nie będą mnie wspierać partyjne przelewy, struktury, wielki biznes” deklarował niedawny prezenter TVN obsadzony w roli kandydata w wyborach prezydenckich.
I 2 693 397 wyborców mu uwierzyło. Sprawny polityczny marketing, obycie medialne, wykorzystanie w maksymalny sposób społecznościowych mediów sprawiło, że w pierwotnie planowanym, majowym terminie wyborów sondaże wywindowały Hołownię na drugie miejsce w prezydenckim wyścigu. Nieoczekiwana zamiana miejsc w Platformie Obywatelskiej sprawiła, że nie wszedł do drugiej tury. Joker, który miał zastąpić najsilniejszą kartę , zmienił się w atutową blotkę, która w tej rozgrywce może przechylić szalę zwycięstwa i dać przewagę temu, który jest za słaby, by samodzielnie wygrać.
Wiadomo, że trudno było się spodziewać, by po przegranej I turze Hołownia wsparł Andrzeja Dudę, bo nie po to „projekt Hołownia” przygotowano. Z drugiej strony nie można było też zakładać, że udzieli on wsparcia wiceprzewodniczącemu PO, Rafałowi Trzaskowskiemu, prominentnemu działaczowi partyjnemu, skoro leitmotivem całej jego kampanii był akcentowany na każdym kroku wstręt do jakiejkolwiek partyjnej działalności i podkreślanie, iż przyszły prezydent winien być sam sobie sterem i żeglarzem: „musimy mieć arbitra, który nie będzie grał z jedną z drużyn, podpisuje jej wszystko jak leci, albo pchał długi kij w szprychy”.
Powstanie nowego ruchu
Ale przychodzi taki moment, kiedy trzeba karty wyłożyć na stół i wszystko staje się jasne. I nawet próby ukrycia czegoś w rękawie, nie po to, by dołożyć w odpowiedniej chwili, ale żeby ukryć przed innymi graczami, są tak czytelne, że aż śmieszy naiwność w ich zastosowaniu.
Otóż Szymon Hołownia zapowiedział podczas dzisiejszej konferencji prasowej powstanie nowego ruchu społecznego „Polska 2050”, który ma wystartować w wyborach parlamentarnych i zaapelował do jego przyszłych członków (czytaj: przede wszystkim tych, którzy oddali na niego głos w pierwszej turze wyborów prezydenckich):
Nasz ruch nie udzieli poparcia żadnemu z kandydatów. Jesteśmy ruchem ludzi wolnych. Każdy z nas będzie podejmował decyzję w swoim sumieniu. Nie jestem panem waszych sumień
Ruch, którego jeszcze nie ma, poparcia nie udzieli, co nie oznacza, że Szymon Hołownia wskazówek, jak jego elektorat ma zagłosować w II turze nie przekaże, owszem, nie wprost, ale przecież głosowali na niego ludzie wykształceni, z wielkich miast, młodzi, więc nawet tę nieudolnie zakamuflowaną radę chwycą w lot. Po pierwsze były kandydat zaapelował, by na wybory w II turze pójść: „Powinniśmy chodzić na wybory. Od naszych decyzji zależy nie tylko nasz komfort, ale los całej wspólnoty”. No dobrze, pójść, ale na kogo zagłosować? W końcu mamy dwóch partyjnych kandydatów, wywodzących się duopolu od lat rozdającego karty w polskiej polityce. Więc może lepiej nie pójść, skoro Szymon Hołownia wyznaje: „ja, jeden z milionów Polaków, nie mam w II turze swojego kandydata”. Czyli nie pójdzie? Ależ pójdzie! Nie będzie głosował „za”, ale „przeciw” : „(…) na wybory pójdę i oddam głos. Ten głos oddam nie za czymś, a przeciwko czemuś”. No dobrze, ale jak to będzie? Odda pustą kartę? Skreśli obu kandydatów? Skądże, zaraz potem oznajmia: „Oddam ten głos przeciwko wizji Polski Andrzeja Dudy i jego partii PiS”. W dalszym ciągu można nie rozumieć, co to oznacza, ale dalsze słowa Hołowni to wyjaśniają. Przedstawi on – uwaga, niespodzianka - Rafałowi Trzaskowskiemu swoje postulaty „minimum bezpartyjnej prezydentury”.
Jego reakcja na te postulaty wierzę, że może być wskazówką dla naszych wyborców.
Innej, niż entuzjastyczna reakcja wiceprzewodniczącego PO Trzaskowskiego na postulaty antypartyjnego Hołowni raczej nie należy się spodziewać. Ale przywódca nowego ruchu społecznego, jaki ma się wyłonić z odmętów kampanii prezydenckiej, niczego swoim wyborcom i sympatykom nie będzie narzucał:
Każdy jednak będzie podejmował decyzję nadal sam. My chcemy dać tylko narzędzie, aby łatwiej było im zdecydować.
Wsparcie dla Trzaskowskiego
Pokrętne i zawoalowane wsparcie dla Rafała Trzaskowskiego i apel o oddanie na niego głosu w wykonaniu Szymona Hołowni może nie jest najwybitniejszym przykładem politycznego lawiranctwa, ale na pewno jest poniekąd wyjaśnieniem tego, o co chodziło w „projekcie Hołownia”. Najmniej – o wylansowanie bezpartyjnego, ideowego, budującego swoje poparcie w społecznym, nie zinstytucjonalizowanym ruchu obywatelskim młodego przywódcy, który zerwie ze wszystkimi grzechami partyjniactwa. Deklaracja poparcia Rafała Trzaskowskiego przez Szymona Hołownię, bo do tego sprowadza się jego dzisiejsze pokrętne oświadczenie, wyraźnie dowodzi, że cały „projekt Hołownia” był tylko planem awaryjnym – zgromadzić rozczarowanych PO jej wyborców, przyciągnąć trochę młodych, liberalnych, (ale bez przesady, w końcu kandydat deklarował się jako katolik), uwieść „świeżością” i antyestablishmentową retoryką, wyłapać jak ryby do saka i przekonując, że ryby same tego chcą i jest to dla nich najlepsze wyjście, przekazać temu, który będzie wiedział, jaką potrawę z nich przyrządzić.
I tylko żal tych, którzy w dobrej wierze poszli za guru politycznej odnowy, wierząc w to, iż spotkali w dzisiejszych czasach samotnego proroka, zdolnego do porwania za sobą tłumów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/507152-mial-byc-jokerem-okazal-sie-atutowa-blotka