Krzysztof Bosak pochwalił się dziś na Twitterze, że spędził półtorej godziny na rozmowie z dziennikarką „Newsweeka”, która – jak stwierdził – pisze właśnie artykuł na jego temat. Wygląda na to, że niedawnemu „antysystemowcowi” bardzo schlebiają umizgi ze strony liberalnego mainstreamu. A i mainstream też najwyraźniej go pokochał, przynajmniej na tak długo, jak wyborcy Konfederacji będą mu potrzebni do odsunięcia PiS od władzy.
O tym, jak naprawdę wyglądają te umizgi do środowiska narodowców pisze szczerze na łamach „Krytyki Politycznej” Michał Sutowski. W swoim artykule pod wymownym tytułem „Prezydencki Paryż wart jest konfederackiej mszy” wyjaśnia zdziwionym postępowcom, czemu muszą dziś ustąpić trochę miejsca konfederackiej braci:
Liczby są tu dość bezlitosne – same elektoraty fajnopolaka w wersji hard, czyli Szymona Hołowni, i kandydata Lewicy Biedronia, choćby i wsparte połową głosujących na lidera PSL, nie wystarczą do pokonania człowieka obozu władzy. Trzaskowski po prostu nie ma innego wyjścia, jak zwracać się do wszystkich – i musi przyjąć założenie, że nie każdy z głosujących na Bosaka popiera całą agendę Konfederacji.
Jak zauważa Sutowski, wyborców Bosaka i Trzaskowskiego, wbrew pozorom, wiele łączy. Wśród jednych i drugich można spotkać wielu takich, którzy wierzą, że:
PiS to partia socjalistyczna. […] Niejeden wyborca Krzysztofa Bosaka zapewne zdziwiłby się, jak wiele jest wspólnych poglądów między nim a uczestnikami marszów w obronie konstytucji (obok mnóstwa innych, rzecz oczywista, które ich nieprzekraczalnie dzielą).
Najważniejsze jest jednak co innego. To mianowicie, że w interesie Krzysztofa Bosaka i jego środowiska jest „przegrana Dudy, skutkująca osłabieniem rządu, z dekompozycją Zjednoczonej Prawicy włącznie – to tam może się [on] pożywić na osieroconych wyborcach i to tam może liczyć na nową zdolność koalicyjną.” A zatem oba środowiska: Trzaskowskiego i Bosaka łączy dążenie do zniszczenia PiS i – jak sugeruje publicysta „Krytyki Politycznej” – liczy się to w tej chwili znacznie bardziej od różnic programowych i światopoglądowych. Ten wspólny cel uświęca środki, więc pięknoduchostwo czy wierność zasadom muszą na chwilę ustąpić mądrości etapu. Kto tego na lewicy nie rozumie, ten działa na rzecz reelekcji Andrzeja Dudy i dalszych rządów PiS. Zresztą ma to być tylko krótkotrwały romans, bo Sutowski uspokaja, że:
Ukłon Trzaskowskiego wobec skrajnej prawicy może pozwolić mu dostawić odważnik 12 lipca i przechylić szalę na korzyść opozycji. A skutki uboczne? Długofalowe? A czy coś szczególnego Trzaskowski skrajnej prawicy obiecał?
Krzysztof Bosak jest więc potrzebny tylko do odsunięcia Andrzeja Dudy. Potem może się jeszcze przydać do „dekompozycji Zjednoczonej Prawicy”, aby nigdy więcej nie powróciła do władzy i nie zagroziła liberalnemu mainstreamowi. Michał Sutowski pisze to całkiem wprost. A w tym czasie Krzysztof Bosak napawa się swoim wywiadem dla „Newsweeka”. Można zrozumieć, że pokusa próżności, poczucia się przez chwilę gwiazdą salonu, jest silna, ale jej konsekwencje – tak jak każdego grzechu – mogą być bardzo bolesne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/507148-dlaczego-postepowa-lewica-musi-pokochac-krzysztofa-bosaka