Wybór jest prosty: albo ponad trzy lata względnego spokoju i powolne wygaszanie konfliktu na linii PO-PiS, albo niemożność sterowania państwem i trudna do przewidzenia w skutkach otwarta wojna tych środowisk. Nie trzeba być wybitnym analitykiem, aby wiedzieć, jakie procesy polityczne mogą zostać uruchomione w zależności do tego, kogo wybierzemy na prezydenta Rzeczpospolitej. Tym bardziej mnie dziwi, że Szymon Hołownia, który od końca poprzedniego roku jeździ po Polsce i mówi o konieczności zmiany i rozbicia duopolu PO-PiS-u, chce ten układ de facto scementować. Jaki ma w tym cel? I czy wiedzą o tym, jego wyborcy?
Zły POPiS, za którym głosuje Hołownia
Wybór Andrzeja Dudy na kolejną kadencję cofnąłby Polskę de facto do czasów PRL, doprowadził do zacementowania systemu, który zmierza do paradykatury. Wybór Rafała Trzaskowskiego to z kolei stanie w miejscu, kolejny rozdział starej wewnętrznej wojny niedoszłego POPiS-u, w której wszyscy jesteśmy zakładnikami. Platforma nie ma żadnej wizji, wie tylko jedno: chce pokonać PiS. PiS robi zło, Platforma nie umie robić dobra
—mówił Hołownia w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” na kilka dni przed I turą wyborów prezydenckich.
„Kandydat TVN-u”, jak nazwał go Radosław Sikorski w rozmowie z Moniką Olejnik, doskonale zatem wie, że wygrana Trzaskowskiego, to powrót do „starej wewnętrznej wojny niedoszłego POPiS-u, w której wszyscy jesteśmy zakładnikami”. Co stawia po drugiej stronie szali? Zagrożenie „paradyktaturą”. Czym miałaby ona być? Hołownia tego nie wyjaśnia i pozostaje na poziomie ogólników i emocji rodem z wieczornych „Faktów” TVN.
Okazuje się jednak, że wizja Polski, w której trwa nieustanny konflikt, jest bliższa Hołowni, niż wizja Polski spokojnie rządzonej do następnych wyborów parlamentarnych. Widmo bliżej nieokreślonej „paradyktatury” najwidoczniej spędza Hołowni sen z powiek, więc woli postawić na podkręcenie konfliktu na linii PO-PiS. Bo doskonale wszyscy wiemy, jak będzie wyglądać „rządność” państwa, jeżeli wygra kandydat Platformy Obywatelskiej. Jan Maria Rokita w tygodniku „Sieci” opisał to tak:
Tak naprawdę centralną kwestią niedzielnych wyborów jest pytanie o zdolność dalszego rządzenia państwem. (…) Hipotetycznie wygrany Trzaskowski stanąłby wobec dwóch wykluczających się politycznych racjonalności. Wedle pierwszej, której nie bez powodu obawiają się przywódcy obozu władzy, prezydentura w rękach polityka opozycji ma być li tylko narzędziem do „przetrącenia kręgosłupa PiS”. Wszelkie inne prezydenckie cele i zamiary muszą zostać odłożone na czas po wypełnieniu owej głównej misji. W ten właśnie sposób precyzyjnie zdefiniował misję Trzaskowskiego jako głowy państwa jeden z ideologów opozycji Cezary Michalski na łamach „Newsweeka”. Dobrze wiadomo, że pogląd Michalskiego odzwierciedla nie tylko plany sporej części polityków opozycyjnych, lecz także marzenia aktorek i intelektualistów oraz namiętności (na oko sądząc) co najmniej jakiegoś miliona wyborców.
Jaka jest ta „druga polityczna racjonalność”? To szukanie porozumienia na linii rząd - Pałac Prezydencki, które zdaniem publicysty, jest nie do osiągnięcia.
CZYTAJ WIĘCEJ: W najnowszym numerze tygodnika „Sieci” - specjalny wywiad z prezydentem Andrzejem Dudą! Wolna Polska pokona Polskę Kiszczaka
Cel Hołowni
Jaką szansę Hołownia może widzieć w wygranej Trzaskowskiego? Jeżeli „kandydat TVN-u” chce iść za ciosem i założyć ruch obywatelski, co zresztą zapowiedział, to w jego interesie są przyspieszone wybory prezydenckie, do których może dojść, gdy Andrzej Duda przegra. Zamiast czekać ponad trzy lata do kolejnych wyborów prezydenckich i liczyć się z tym, że entuzjazm jego sympatyków wygaśnie, chce iść na fali „zmiany”. To tutaj upatruje Hołownia swojej szansy. Politycznie całkowicie zrozumiałe, ale na poziomie jego opowieści o Polsce, jest to całkowicie sprzeczne z tym, co mówi. Nie wiadomo również, czy w ogóle do przyspieszonych wyborów by doszło, a jeżeli już, to jaki rząd się z nich wyłoni. Łatwo jednak sobie wyobrazić skalę konfliktu politycznego, który wybuchłby, gdyby Trzaskowski wygrał. To jednak Hołowni nie przeszkadza. Nie przeszkadza mu również powrót do POPiS-u w kontrze do którego, chce budować swoją polityczną siłę. Wszystko to politycznie jest zrozumiałe, ale niewiele ma wspólnego z tym, co na co dzień mówi publicysta. I w końcu, a co jest najważniejsze, mało w tym wszystkim interesu Polski.
Pytanie brzmi: czy jego wyborcy, którzy za jego przykładem zagłosują na kandydata Platformy, naprawdę chcą reanimowania Platformy i jeszcze większego zaostrzenia konfliktu na linii PiS-PO? A właśnie w tym kierunku ciągnie ich Szymon Hołownia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/507109-zly-popis-ktory-chce-scementowac-holownia