„Życie polityczne i w ogóle publiczne ocenia się u nas z rozmaitych punktów widzenia: ideowych, moralnych, poprawnościowych i praktycznych. Ale także estetycznych. Żyjemy w świecie, w którym dominuje brzydota. Wszystkiego. Czynów, zachowań, wypowiedzi. Języka i argumentów. Ludzi, którzy tym wszystkim mieszają. Nie jest wcale źle, gospodarka się rozwija, bezrobocie spada, instytucje państwa są w trakcie koniecznych remontów. Ale jest nieładnie. Z estetycznego punktu widzenia najbrzydsza, najbardziej odrażająca jest stała, codzienna opowieść o Polsce dzisiejszej, snuta w mediach papierowych i elektronicznych. Wyłania się z tego opisu Polska potworna, strupieszała i owrzodzona, cuchnąca i gnijąca. Zohydzona Ojczyzna potwornej tłuszczy, poddanej władzy pokracznych karłów duchowych. Szyderstwo świata, pośmiewisko Europy z gębą wykrzywioną swarliwym grymasem” - pisał śp. Maciej Rybiński w 2006 roku na łamach tygodnika „Wprost”.
Minęło od tego czasu kilkanaście lat, ale nic się nie zmieniło. Dowodem jest wylew kompleksów rodzimych elit po pierwszej turze wyborów prezydenckich. Zazwyczaj nie komentuje ruchów, ze szczególnym uwzględnieniem ruchów kadrowych, ale postanowiłam zrobić wyjątek. Zmusił mnie do tego nagły wysyp estetów życia politycznego. Analityków dołów społecznych, do których zaliczają połowę społeczeństwa. Taki dr Migalski choćby, który odkrył, że wyborcy Andrzeja Dudy są biedni, zaściankowi, niewykształceni i starzy. W skrócie: brzydcy jak kwit na węgiel. Do tego boja się obcych, a i w ogóle całego świata. Rozbijają się po kątach polskiej prowincji niczym wędrujące nerki. Od czasu do czasu udaje im się dotrzeć do kościoła.
Karły, liliputy, gnomy i pigmeje
Co innego wyborcy Rafała Trzaskowskiego, którzy są ładni, młodzi, uśmiechnięci, światli i wielkomiejscy. Takich były prezydent Lech Wałęsa za granicą by się wstydzić nie musiał (odwrotnie nie jest to już tak oczywiste). No i ludzie kultury. Co byśmy zrobili bez nich, prawdziwe drogowskazy moralne, bez których nie wiedzielibyśmy jakie gacie rano założyć i nie wzeszłaby ozimina. Taki Olbrychski na przykład widzi naród, ale nie widzi społeczeństwa. Bo społeczeństwo to same karły, liliputy, gnomy i pigmeje, niedorastające do Europy, a co dopiero Olbrychskiego. Polskie społeczeństwo, rzekł wieszcz, cytując Bismarcka i Słowackiego, jest „niedojrzałe” . Zagłosuje na „każdego” kto mu coś obieca, tylko nie na tego co trzeba.
W tym zestawieniu nie mogło oczywiście zabraknąć Tomasza Lisa, który wylewa na Twitterze gorzkie żale nad narodem, który nie chce być rządzony przez „inteligentnych ludzi”, ani żyć w normalnym, „europejskim” kraju. Zamiast Paryża, Stockholmu i Berlina uporczywie wybiera „Budapeszt, Stambuł, Mińsk i Moskwę”. Niekoniecznie w tej kolejności. Gdzieś tam w oddali świta jutrzenka zachodniego postępu, ale ciemne masy pisowskiej tłuszczy znów ciągną w odwrotną stronę. Tam, gdzie nie ma radosnego patriotyzmu z różowymi balonikami i orlem z czekolady, oraz kolorowych tęcz pokrywających niebo na tle nut „Imagine” Johna Lennona. „Bruksela albo Moskwa, o tym będzie II tura wyporów prezydenckich” - ogłosił także redaktor Jarosław Kuźniar. Masz do wyboru, narodzie, albo dyktaturę w stylu moskiewskim albo ciepłe objęcia mateczki Unii. To brzmi strasznie, ale to stek bzdur. Polsce nie grozi ani putinizacja, ani zbyt troskliwa opieka Brukseli.
Pozostaje pytanie jak długo jeszcze nasze postępowe elity zamierzają męczyć nas „kompleksem Zachodu”? Jesteśmy od 16 lat w Unii Europejskiej. Wchodziliśmy do tej Europy z garbem, który nam przyprawiono. Ze wstydem, żeśmy Polacy. Z onieśmieleniem spowodowanym łaską pańską. Z lękiem, że nie dorastamy. Z kompleksami jak stąd do Brukseli, podsycanymi przez moralizatorów i apostołów postępu, za którym ponoć pozostaliśmy głęboko w tyle. Już wystarczy. Nikt się na to już nie nabierze. W każdym razie nie na tyle, by Trzaskowski wygrał dzięki temu II turę wyborów prezydenckich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/506960-polska-brzydka-jak-kwit-na-wegiel