Zanosi się na to, że Rafał Trzaskowski uzyskał w I turze wyborów prezydenckich gorszy wynik, niż 5 lat temu Bronisław Komorowski. Wówczas urzędujący prezydent zdobył 33,77 proc. głosów, a wchodzący na scenę Andrzej Duda 34,76. Teraz kandydat KO walczy o przekroczenie progu 30 proc.
Owszem, nie zmienia to faktu, że Trzaskowski zachowuje szanse na zwycięstwo w II turze. Ale jednocześnie można zapytać: gdzie ta rzekoma świeżość? Gdzie te nowe grupy wyborców, które miał zafascynować i urzec? U Hołowni? Trzaskowski ma tyle, ile dostałaby Małgorzata Kidawa-Błońska. Frontu więc nie przełamał. To ważna informacja. Czegoś Trzaskowskiemu wyraźnie brakuje. Jakiegoś błysku, talentu, rzeczywiście dobrego kontaktu z wyborcami. To będzie w tych wyborach, w finałowej rozgrywce, sprawa kluczowa. Dlaczego? Ponieważ przy takiej mobilizacji obu stron zdecyduje właśnie to coś, ten magiczny składnik polityki, którego nie da się kupić. Zdecyduje charyzma, zdecyduje osobowość. Zwróćmy uwagę na pierwsze przemówienie Trzaskowskiego, pełne grymasów i dziwnych tonów. Tam to wszystko było.
Oczywiście, Hołownia niemal na pewno poprze Trzaskowskiego. Biedroń pewnie też. Ale wyborcy to nie worki kartofli. Z jakiś powodów nie poparli kandydata KO - rzekomo doskonałego - w pierwszej turze. I jakaś ich część pewnie nie poprze w drugiej. Jasne, to samo dotyczy wyborców Bosaka czy Kosiniaka-Kamysza, ale prezydent Duda musi jednak dobrać pewnie ze 2 miliony wyborców, a Trzaskowski ze 4 miliony. To fundamentalna różnica.
Co ważne, ostateczne wyniki będą nieco lepsze dla prezydenta niż pierwsze exit poll. A w tej batalii - jak pisałem wczoraj - nawet 1 procent znacząco zmienia krajobraz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/506879-czegos-trzaskowskiemu-jednak-brakuje-jakiegos-blysku