Gdy już wszyscy wzięli co swoje, zaczyna się sięganie po cudze. Łatwe dla Trzaskowskiego tylko, gdy chodzi o niedobitków elektoratu Biedronia.
Pierwsza tura wyborów prezydenckich przebiegła wedle zasady: każdy swoje. Czyli Andrzej Duda 41,8 proc. w exit poll, Rafał Trzaskowski – 30,4 proc., Szymon Hołownia – 13,3 proc., Krzysztof Bosak – 7,4 proc. Z wyjątkiem Roberta Biedronia (2,9 proc.), co nie zaskakuje. I z wyjątkiem Władysława Kosiniaka-Kamysza (2,6 proc.), co zaskakuje, i to bardzo. Nałożyły się dwa czynniki. Po pierwsze, w IX kadencji mamy bardzo reprezentatywny Sejm, co oznacza, że prawie całe polityczne spektrum jest w nim obecne (reprezentatywność przekracza 90 proc. sceny politycznej) i wszystkie parlamentarne partie mają swego kandydata. Po drugie, startował kandydat spoza partyjno-parlamentarnego rozdania. A ktoś taki zwykle zbiera głosy rozczarowanych własnymi wcześniejszymi wyborami oraz szukających czegoś nowego. Gdy się te dwa czynniki doda, wychodzi pełne polityczne spektrum.
W pierwszej turze walczy się przede wszystkim o potwierdzenie stanu posiadania, bo to ważne i dla kandydatów, i dla stojących za nimi partii. Szczególnie wtedy, gdy od wyborów parlamentarnych minęło zaledwie siedem miesięcy i rozkład głosów oraz sympatii zasadniczo się nie zmienił. W wypadku Szymona Hołowni chodzi o partię, która może powstać, jeśli zebrane przez niego aktywa nie mają zostać roztrwonione (i pewnie taka partia powstanie). Mamy zatem potwierdzenie stanu posiadania.
Każdemu, co mu się należy, z wyjątkiem Rafała Trzaskowskiego, który otrzymał kilka punktów procentowych premii. Otrzymał ją za: nowość i nieopatrzenie się (wszedł do gry w maju 2020 r., podczas gdy pozostali walczyli od 5 lutego), wejście w rolę lidera obozu anty-PiS, skonsumowanie sporej części poparcia słabiutkiego Roberta Biedronia (w sumie dość podobnego ideowo) oraz pożarcie pewnej (niewielkiej) części elektoratu Władysława Kosiniaka-Kamysza, który w trakcie kampanii coraz bardziej tracił tożsamość, ułatwiając części wyborców poparcie Rafała Trzaskowskiego.
Z perspektywy partyjnej PiS utrzymało stan posiadania, a może nawet lekko się wzmocniło. Mogłoby być lepiej, ale u części zwolenników zapewne zadziałało przekonanie, że wyborów nie da się rozstrzygnąć w pierwszej turze. Koalicja Obywatelska, czyli właściwie PO, podniosła się z upadku z czasów kandydowania Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (plus słaby lider Borys Budka) i zyskała dodatkowe punkty za to podniesienie się. Ale to nie potrwa długo, szczególnie, gdyby w drugiej turze Rafał Trzaskowski przegrał. Na razie chodziło o udowodnienie i pokazanie (także, a może przede wszystkim samym zwolennikom PO), że reaktywacja i reanimacja nastąpiły, a pacjent jest całkiem witalny i już do szpitala nie wróci, co oczywiście nie jest takie pewne.
Słabo wypadła Lewica, która po sukcesie w wyborach parlamentarnych bardzo wcześnie zaczęła odcinać kupony od sukcesu, więc aktywów robiło się coraz mniej. Zjednoczenie lewicy przestało już przynosić punkty, tym bardziej że lewicowym kandydatem okazał się Rafał Trzaskowski. A Robert Biedroń okazał się z kolei całkiem nieudanym wyborem, więc rozczarowanie nim dało się we znaki i skutkowało przenoszeniem głosów na Rafała Trzaskowskiego. Zupełnie nie wypaliła nowa chadecja Władysława Kosiniaka-Kamysza, gdyż PSL-Koalicja Polska przekształciła się w coś, co za Gomułką (Władysławem) można określić jako „ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra”. Chadecji nie będzie. Za to swoją tożsamość i zasięg potwierdziła Konfederacja, która jest zwarta i zmobilizowana, gdy musi coś udowodnić, a musiała.
Gdy już wszyscy wzięli co swoje, zaczyna się sięganie po cudze. Łatwe dla Rafała Trzaskowskiego tylko, gdy chodzi o niedobitków elektoratu Roberta Biedronia. Bo już z wyborcami Szymona Hołowni tak łatwo nie będzie, a tym bardziej z wyborcami Władysława Kosiniaka-Kamysza. A już pozyskanie elektoratu Krzysztofa Bosaka wydaje się tylko pobożnym życzeniem. Trzaskowski ma więc rezerwę około 10-12 proc. głosów. Z kolei Andrzej Duda może mieć rezerwę ok. 10 proc. głosów. I Duda, i Trzaskowski będą się starali zmniejszyć rezerwę rywalowi. Dużo nie uszczkną, ale nawet ta część, którą można odwojować, zapewni emocje w kampanii przed drugą turą. Te emocje będą zresztą celowo podgrzewane, szczególnie przez Rafała Trzaskowskiego i jego zaplecze. Ale te emocje już są znane, więc nie muszą zrobić wrażenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/506799-pierwsza-tura-pokazala-ze-kazdy-chcial-dostac-swoje