Dobiega końca kampania wyborcza przed I turą wyborów prezydenckich. Do kolejnej tury przejdą zapewne Andrzej Duda i Rafał Trzaskowski. Każdy inny wynik byłby ogromną niespodzianką. W ciągu następnych dwóch tygodni czeka nas brutalna walka o ostateczną wygraną. Wygra w niej ten, kto zmobilizuje więcej elektoratu.
Wyniki pierwszej tury dadzą nam jednak pewne wskazówki co do szans rywali. Podstawowe pytanie brzmi, jak duża przewaga głosów będzie dzielić Dudę i Trzaskowskiego. To jasne, że im będzie ona mniejsza (niektórzy wskazują tu na różnicę poniżej 10 proc.), tym bardziej wzrosną szanse Trzaskowskiego, który – w odróżnieniu od Andrzeja Dudy – może jeszcze liczyć na solidne zasilenie głosami elektoratu pozostałych kandydatów.
Obecna walka przedwyborcza wpisuje się w ciąg czarnych kampanii, w których chodzi głównie o zdyskredytowanie rywala. Nic dziwnego, że Rafał Trzaskowski nie zajmuje sobie głowy programem wyborczym, bo program – tak naprawdę – nikogo dziś nie obchodzi. Dla zdecydowanej większości popierających go wyborców antypisowskich istotne jest tylko to, aby odsunąć urzędującego prezydenta i PiS od władzy. Wszystko pozostałe jest nieistotnym detalem, nad którym będzie można się pochylić dopiero po zmianie władzy.
Gdy trwają manichejskie zmagania Dobra ze Złem, wszyscy zobowiązani są oddać głos na kandydata Dobra (wszystko jedno kto nim jest). Sama mobilizacja może jednak nie wystarczyć, więc trzeba jeszcze skutecznie zniechęcić elektorat rywala do uczestnictwa w wyborach. Stąd biorą się nieustanne akcje dyfamacyjne, ośmieszanie konkurenta i manipulowanie faktami. Debata o sprawach naprawdę istotnych takich jak bezpieczeństwo państwa, sytuacja gospodarcza po pandemii, jakość usług publicznych i życia obywateli są zagłuszone przez prostacki koncert trolli, nie tylko tych internetowych, ale również tych, którzy funkcjonują oficjalnie pod własnym nazwiskiem w życiu publicznym. Można wręcz zauważyć perwersyjną fascynację tymi zapasami w błocie, a to wszystko dzieje się w sytuacji, gdy sytuacja wokół Polski zaczyna się mocno komplikować.
Kto za to ponosi winę? Po części każdy z nas. Ale odpowiedzialność nie jest równo rozłożona. Gdy w 2015 roku PiS zwyciężył w wyborach, przegrana strona całkowicie straciła panowanie nad sobą i zaczęła walczyć już nie tylko z przeciwnikiem politycznym, ale i z niechętną jej częścią społeczeństwa, rozpalając w ten sposób wojnę do czerwoności i przenosząc ją pomiędzy zwykłych ludzi. Nie wiem, czy powinna to być odpowiednia kwalifikacja do objęcia władzy, ale o tym zdecyduje wkrótce ta większość, która pójdzie do wyborów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/506606-czy-wynik-zapasow-w-blocie-zdecyduje-o-wygranej-w-wyborach