Wybory prezydenckie zawsze wiązały się wysypem mało znanych polityków, którym jakimś cudem udało się zebrać 100 tys. podpisów i przystąpić do decydującej batalii. Za sprawą zaskakujących postulatów i braku medialno-salonowego obycia zapracowali sobie na miano egzotycznych. Tegoroczna kampania wskazuje jednak, że kandydaci, którzy najprawdopodobniej stoczą walkę o 1-2 proc. zasługują na uwagę.
Żółtek, Witkowski, Piotrowski
Powód jest prosty – konsekwencja i szczerość. Bo czy to będzie wolnościowiec Stanisław Żółtek, kandydat Unii Pracy Waldemar Witkowski czy chadek par excellence Mirosław Piotrowski, każdy z tych kandydatów, bez względu na poglądy, prezentuje w miarę spójną wizję polityki. Żółtek od 30 lat – pod szyldami Unii Polityki Realnej i Kongresu Nowej Prawicy - głosi sprecyzowane konserwatywno-liberalne poglądy z naciskiem na wolnorynkowe postulaty. Waldemar Witkowski to doświadczony reprezentant nieco zapomnianego typu lewicy, która akcentuje przede wszystkim kwestie socjalne. Mirosław Piotrowski, kojarzony ze środowiskiem Radia Maryja, ma w swoim politycznym dossier 15-letnią pracę w Parlamencie Europejskim w barwach PiS. W kampanii akcentuje kwestie, które z punktu widzenia walki o zwycięstwo w II turze mogłyby być problematyczne dla kandydata partii rządzącej.
Żaden z wspomnianych polityków nie musi naginać się do PR-owych prawideł i wypracowanych przekazów. Startują, bo chcą coś przekazać. I choćby z tego względu ich postawa zasługuje na szacunek. Tym bardziej że kampanię prowadzą z własnych środków.
Bez partii, ale w mainstreamie
Podobne zalety przypisuje się Szymonowi Hołowni, ale trudno uznać kandydata, który przy każdym trudniejszym pytaniu, powołuje się na rozmowę z doradcami za pełnokrwistego polityka. Niemal każda wypowiedź kandydata podkreślającego swoją bezpartyjność przesycona jest umizgami do mas, celowaniem w gusta targetu w stylu „zwykłoPolaków”, a nie chęcią przekonującego przedstawienia własnej wizji państwa. Tania gra na emocjonalnej nucie dla naiwnych nie jest też niczym nowym. Podobny festiwal urządzają nam mainstreamowi kandydaci różnych opcji co 5 lat.
Właściwie do tego grona można byłoby dorzucić również Marka Jakubiaka, tyle że jego kampania - mimo sporych wysiłków - okazuje się wtórna wobec dynamiki, jaką narzucają Andrzej Duda czy Krzysztof Bosak zabiegający o podobny elektorat. Pomijam też Pawła Tanajno, który akurat swoim barwnym show na łatkę kandydata egzotycznego jak najbardziej sobie zapracował.
A co do wspomnianej wcześniej trójki – Żółtek, Witkowski, Piotrowski. Może i nie mają szans, może sondaże dają im znikome poparcie, ale określenie „egzotyczny” - bez względu na poglądy czy sposób ich prezentowania – jest mało adekwatne. Tak na dobrą sprawę, „egzotycznym” można określić zestaw haseł bezrefleksyjnie prezentowanych przez przynajmniej część czołowych kandydatów. Jeśli serwowaną przez nich papkę polityczną pozbawimy PR-owych przypraw, szybko okaże się, że ich menu jest niezwykle ubogie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/506574-zamiast-egzotyki-konsekwencja-kandydaci-z-konca-stawki