Polityków PO najwyraźniej bardzo niepokoi wizyta Andrzeja Dudy w Waszyngtonie. Można to zrozumieć, bo ewentualny sukces prezydenta na polu dyplomatycznym może mieć wpływ na wyniki wyborów prezydenckich. Dlatego Platforma próbuje straszyć wyborców wyssaną z palca historią o sprowadzeniu do Polski amerykańskiej broni jądrowej pod hasłem: „jak zagłosujesz na Dudę, to skończy się to wybuchem III wojny światowej”.
Właściwie powinniśmy być przyzwyczajeni do coraz bardziej niedorzecznych haseł mających zdyskredytować prezydenta i obóz rządzący. Ale okazuje się, że nie ma takiego absurdu, którego nie można byłoby zastąpić większym. Borys Budka (a wcześniej sam Rafał Trzaskowski) sugerujący podczas konferencji prasowej, że prezydent RP zabiega o amerykańskie bomby atomowe, doskonale wie, że to kompletny nonsens. Nikt, kto chce wygrać wybory – a prezydent Duda chce je wygrać – nie będzie przecież podbijał wyborców bombą atomową. Sprawa ta była zresztą wielokrotnie poruszana i dementowana (ostatnio przez szefa BBN Pawła Solocha). Jasne jest też, że takich decyzji nie podejmuje się w trakcie zwołanych naprędce dwustronnych szczytów. Kwestie dotyczące broni jądrowej uzgadniają wszystkie państwa NATO. Budka o tym wszystkim wie, ale idzie twardo dalej i pyta o bombę atomową. Robi to celowo, aby nastraszyć ludzi.
Nie warto tu wdawać się w dywagacje na temat broni nuklearnej w Polsce. Jasne jest, że amerykański arsenał jądrowy w Europie jest gwarancją bezpieczeństwa kontynentu. Gdyby Amerykanie chcieli go zabrać z Niemiec, to wtedy byłyby zapewne rozważane różne opcje. Ale na razie bomby pozostają na swoim miejscu i jeśli nawet pewnego dnia zostaną stamtąd wycofane, to będzie to raczej zasługa (a może wina?) niemieckiej lewicy domagającej się denuklearyzacji RFN. Jednak w tej chwili temat przenosin bomb do Polski wydaje się całkowicie bezprzedmiotowy.
I nie jest tak, że my nic nie wiemy na temat planowanych rozmów w Waszyngtonie. Mówi się m.in. o ewentualnym przeniesieniu do Polski eskadry samolotów F-16 z Niemiec w odmianie przeznaczonej do przełamywania i niszczenia systemów radarowych przeciwnika. Samoloty tego typu oślepiają wroga, pozbawiając go zdolności np. do uderzeń rakietowych. Warto przy tym podkreślić, że samoloty w tej wersji nie są przystosowane do przenoszenia broni jądrowej. Zdaniem wielu ekspertów stała obecność tych maszyn w Polsce mogłaby znacząco wzmocnić wschodnią flankę NATO. Ale Borysa Budkę niewiele to obchodzi. Bezpieczeństwo państwa musi zejść na dalszy plan, przynajmniej do czasu aż on i jego partia skutecznie nie rozprawią się z PiS.
Strategia Budki i PO nie jest nowa. Zastosowano ją niedawno wobec ministra zdrowia. Zmagający się z pandemią Łukasz Szumowski zdobył przy tej okazji za duży autorytet, więc trzeba było go splugawić zarzutami o oszustwa. Teraz gdy Andrzej Duda ma szansę uzyskać od Amerykanów coś konkretnego w kwestiach bezpieczeństwa, zaczyna się kampania dyskredytowania tych starań i straszenia ludzi bzdurami o bombie atomowej. Sowieci nazywali ludzi, którzy tak postępują pożytecznymi idiotami. Właściwie niewiele się zmieniło.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/505924-po-co-borys-budka-straszy-bomba-atomowa