Ależ to wywiad! Akcja ocieplania wizerunku w czasie kampanii ruszyła pełną parą, bo „Newsweek” opublikował raczej lifestyle’owy wywiad z celebrytami niż z kandydatem na najwyższy urząd w państwie i jego żoną, która może zostać pierwszą damą. „Nie wszedłem w politykę jako chłopiec od noszenia teczki” – przekonuje Rafał Trzaskowski.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Cóż za wyznania w „Newsweeku”! Żona Trzaskowskiego zapewnia: „Jestem osobą wierzącą”. Wtóruje jej mąż: „Ja też jestem osobą wierzącą”
CZYTAJ TAKŻE: Marek Pyza: Powaga kontra pic. Dwa wywiady, dwóch kandydatów, dwie wizje (?) prezydentury
Trzaskowski: Nie jestem chłopcem od noszenia teczek
Z rozmowy z Rafałem i Małgorzatą Trzaskowskimi wybija przede wszystkim szpanerstwo polityka KO. Czyli coś, do czego już zdążył wszystkich przyzwyczaić.
Gośka planuje wszystko, jeśli chodzi o życie osobiste, ja nie planuję w domu niczego, bo muszę to robić w pracy. Lubię obudzić się w sobotę rano i nie wiedzieć, co będę robił, a żona musi mieć zaplanowaną każdą minutę dnia
— opowiedział polityk, który kandyduje na urząd prezydenta RP!
Przede wszystkim [chciałbym być prezydentem] niezależnym. Zawsze taki byłem. Miałem pewną łatwość, bo nie wszedłem w politykę jako chłopiec od noszenia teczki, który musi słuchać pryncypała. Zacząłem od razu od Parlamentu Europejskiego i miałem niezależną pozycję. Wcześniej byłem doradcą Jacka Saryusza-Wolskiego, ale doradcą merytorycznym, który nie miał nic wspólnego z polityką
— przechwalał się dalej Trzaskowski.
Ale nikt mnie nie zmuszał do niczego, co byłoby niezgodne z moim charakterem. Jakby ktoś próbował zwijać mi kręgosłup w ósemkę, obym rzucił pracę
— odparł, gdy przypomniano mu, że był jednak podwładnym Donalda Tuska w rządzie.
Chce się bić i szukać kompromisu?
Takich „kwiatków” jest w wywiadzie dla „Newsweeka” o wiele więcej!
Jestem skłonny do kompromisu. Wychowałem się na trudnym podwórku na warszawskiej Starówce i byłem lubiany, bo namawiałem wszystkich do kompromisu. Jak dochodziło do bitki, byłem tym, który godzi. W europarlamencie nawet politycy PiS chwalili mnie za współpracę, do czego teraz wolą się nie przyznawać. Oczywiście, dziś trzeba być wojownikiem, żeby bić się z dzisiejszą skorumpowaną władzą, ale ja nie lubię jałowego konfliktu, jestem gotów do współpracy. Wszystko będzie zależało od rządu
— wyznał prezydent Warszawy, który chciałby się bić i jednocześnie szukać kompromisu.
Poruszono też temat stały w rozmowach z kandydatami na poważny urząd. Jak podejmował decyzje? Co na to żona? Prawdziwe rozbawienie mogą wzbudzić słowa Trzaskowskiego o „zakochanych w sobie” politykach, którzy bez namysłu podejmują takie decyzje…
Najpierw musiałem przekonać siebie. Może są politycy tak zakochani w sobie, że podejmują takie decyzje bez namysłu. Dla mnie to jest niebywała odpowiedzialność za siebie, za ludzi, za państwo. Im lepiej mi idzie kampania, tym większe czuję obciążenie i odpowiedzialność. (…) Nie chodzi o stres. Czułem go przez cztery dni, jakie mieliśmy na podjęcie decyzji. Jestem prezydentem Warszawy i bardzo lubię swoją pracę, a tu trzeba wszystko wywrócić do góry nogami. (…) Jednak kiedy decyzja jest już podjęta, przełączam się w tryb walki
— opowiedział. Taka skromność w wyznaniu Trzaskowskiego? Nie do wiary!
„Uchodzę za duszę towarzystwa”
Ale wyborcy kandydata KO mogą spać spokojnie, bo po chwili przechwalał się, jak łatwo przychodzą mu publiczne wystąpienia, że jest duszą towarzystwa (czy takie oceny nie powinni wystawiać raczej znajomi, a nie on sam?) i jak zarządza emocjami…
Ja już jako dziecko grałem w serialu, odkąd pamiętam, występowałem przed ludźmi. Od ponad 20 lat jestem wykładowcą akademickim. Dziesięć lat temu wszedłem w politykę. Wśród znajomych uchodzę za duszę towarzystwa, człowieka, który cały czas zarządza emocjami. Dla mnie to jest mniej obciążające
— mówił.
Nie lubię na przykład, gdy ktoś – jak teraz – każe mi nosić białą koszulę, a nie w paski, jakie noszę na co dzień. Jestem w stanie pójść na kompromis, ale staram się cały czas wyłamywać z tych konwenansów. Wszystkie wystąpienia piszę sam, sam autoryzuję wywiady. To jest trudne, ale dzięki temu mogę mówić swoim prawdziwym głosem
— dodał pewny siebie.
Wisienką na torcie jest jednak fragment, w którym Trzaskowski zestawił się z innymi politykami (miał na myśli polityków PiS?) jako ten „autentyczny”.
Entuzjazm, który widać na naszych spotkaniach, wynika z tego, że ludzie przejrzeli na oczy. (…) Jest potrzeba silnego lidera. Ale Polacy rozróżniają też autentyczność od fałszu. Gdy na nas patrzą – i sami nam o tym mówią – to widzą ludzi, którzy nie są zaprogramowani., jak większość polityków, żeby wygłaszać frazesy lub zdania, które są w 100 procentach bezpieczne
— stwierdził.
Pewność siebie w polityce jest ważna, ale czy wyborcy KO naprawdę chcą postawić na człowieka z tak mocnym zacięciem szpanerstwa? Jedynym pocieszeniem może być fakt, że Rafał Trzaskowski nie doścignął jeszcze mistrza megalomanii, czyli marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego.
kpc/”Newsweek”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/505847-trzaskowski-lubie-obudzic-sie-w-sobote-rano