Szymon Hołownia kilka dni temu w rozmowie ze swoimi sympatykami przyznał, że jeżeli w II turze wyborów prezydenckich spotka się Andrzej Duda z Rafałem Trzaskowskim, to swój głos odda na kandydata Koalicji Obywatelskiej. Tym samym Hołownia został pierwszym kandydatem, który wprost powiedział kogo poprze 12 lipca. Co zaskakujące, zrobił to jeszcze przed I turą wyborów. Trudno nie odnieść wrażenia, że taka deklaracja jest ni mniej ni więcej, ale po prostu wywieszeniem białej flagi. Czy był to szkolny błąd, a może celowy zabieg?
CZYTAJ WIĘCEJ: I wszystko staje się jasne! Hołownia: „Jeżeli do II tury wejdzie Trzaskowski, to na niego zagłosuję”. I właśnie po to zaistniał…
Polityczne seppuku Hołowni
Hołownia nie jest pierwszym kandydatem startującym w wyborach prezydenckich, który pytany był o to, kogo ewentualnie poprze w II turze wyborów, jeżeli sam się w niej nie znajdzie. Ale jako jedyny, odpowiedział na to pytanie wprost i to jeszcze przed I turą wyborów! Co więcej, zrobił to, gdy sondaże pokazują, że nie ma on raczej szans, aby wygrać wyścig o 2 miejsce z Trzaskowskim. Tym samym dając nieformalny znak swoim sympatykom, aby w I turze głosowali na prezydenta Warszawy. Dlaczego to zrobił? Czyżby uwierzył w sondaże, które nie dają mu szansy na II turę? A przecież Hołownia ma mocny argument za tym, aby głosować właśnie na niego. Chodzi o badania, które pokazują, że „kandydat TVN-u”, jak nazwał go Radosław Sikorski, w II turze ma większe szanse na wygraną z Dudą, niż Trzaskowski. Dlaczego więc Hołownia popełnił polityczne seppuku, zwłaszcza, że jeszcze niedawno deklarował, że nikomu nie przekaże poparcia swoich wyborców?
Byłoby to uprzedmiotawiające moich wyborców, których są już miliony. Nie rozważam jednak tego scenariusza, ponieważ głęboko wierzę, że wejdę do drugiej tury
—powiedział w wywiadzie dla Radia ZET.
Szkolny błąd?
Być może był to polityczny błąd Hołowni, który uznał, że taka deklaracja w niczym mu nie zaszkodzi. Następstwem jego słów był artykuł w „Super Expressie”, w którym mogliśmy przeczytać o rzekomych negocjacjach z Platformą Obywatelską na temat wspólnego projektu politycznego. Dla części jego sympatyków, którzy nie chcą głosować na Dudę, ale także na Trzaskowskiego, takie informacje mogą być dyskwalifikujące. Zwłaszcza, że Hołownia buduje swoją kandydaturę na bezpartyjności, a kto jak kto, ale Trzaskowski jest kandydatem partyjnym w 100 proc. Podobnie zresztą jak pozostali kandydaci biorący udział w wyborach prezydenckich.
A może realizacja konkretnego celu?
Może więc to nie błąd, a przemyślana strategia? Pod koniec listopada zeszłego roku, gdy Hołownia jeszcze oficjalnie nie ogłosił swojego startu w wyborach prezydenckich, pisałem, że jego kandydatura ma na cel odebranie głosów Andrzejowi Dudzie, aby następnie je przekazać kandydatowi Platformy. To stary manewr, który przerabialiśmy przy okazji poprzednich wyborów prezydenckich, gdzie dzisiejszą rolę Hołowni, wtedy odegrał Paweł Kukiz, choć akurat w tamtym przypadku intencje muzyka mogły być szczere.
Czy deklaracja Hołowni jest zatem częścią tej nieoficjalnej strategii? Jaki cel miałby zostać osiągnięty? Chodzi o to, aby Trzaskowski, jeżeli Duda nie wygra w I turze, miał jak najmniejszą stratę do kandydata PiS. Im mniejsza przewaga, tym lepiej dla kandydata PO. Pozwoli to na budowę narracji o idącej zmianie, która może jeszcze bardziej zmobilizować wyborców opozycji, którzy i tak mieliby w II turze poprzeć rywala Dudy. W realizacji tego planu wydają się pomagać sondaże, które nie dają szans Hołowni na zdobycie 2 miejsca, choć osobiście sądzę, że ma on poparcie większe niż te, które pokazują kolejne badania. Chodzi jednak o demobilizację jego sympatyków, którzy w obliczu porażki swojego kandydata, wolą nie tracić głosu i oddać go na Trzaskowskiego w I turze.
CZYTAJ WIĘCEJ: Hołownia jak Kukiz, czyli stary manewr, ale nowy kandydat. Czy prezenter TVN zdecyduje się na start w wyborach?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/505836-polityczne-seppuku-szymona-holowni